Aktualizacja:
Drugi raz po tie breaku wygrali zielonogórzanie. Zwycięstwo fetują (od lewej): Łukasz Klucznik, Michał Baumgarten, Wojciech Lis i Łukasz Gwadera. ©fot. Tomasz Gawałkiewicz
Drugi raz po tie breaku wygrali zielonogórzanie. Zwycięstwo fetują (od lewej): Łukasz Klucznik, Michał Baumgarten, Wojciech Lis i Łukasz Gwadera. ©fot. Tomasz Gawałkiewicz
Wystarczył rzut oka na składy, by przypuszczać, że szkoleniowcy chcą sobie sprawić kilka niespodzianek. Trener gości Stanisław Szablewski postanowił oszczędzać Artura Kulikowskiego, a Tomasz Paluch zostawił na ławce Łukasza Gwaderę i Wojciecha Lisa.
Pierwszego seta, a właściwie partię "siatkarskich szachów" wygrała Olimpia i odpowiedź Palucha była błyskawiczna.
Zielonogórzanie zaprzeczali i zapewniali, że nie było żadnego badania przeciwnika czy zasłony dymnej. - Co my mamy przed nimi ukrywać. Spotykamy się szmat czasu i nie jest to pierwszy czy drugi mecz - mówił rozgrywający Stelmetu Łukasz Klucznik. - Nie było szachów, bo każdy chce zwyciężyć - wtórował mu Paluch.
Bilans manewrów wyszedł na remis i decydował tie break. A w nim sporo się działo.
Prezent w tie breaku
Od mocnego uderzenia zaczęli akademicy i wyglądało na to, że skończą piąty set powodzeniem. Ale przy stanie 8:5 Paluch został poproszony do stolika arbitrów i rozpoczęła się długa narada. Trener miejscowych żywiołowo gestykulował, a za jego plecami błyskawicznie doszło do zmiany i Jakub Kowalczyk zastąpił Piotra Przyborowskiego. Okazało się, że ekipa z Zielonej Góry była niewłaściwie ustawiona. Chwilę później na tablicy pojawił się wynik 5:5 i wszystko właściwie zaczęło się od nowa.- Błąd sędziów jeszcze bardziej nas zmobilizował i zespół wyszedł zdecydowanie mocniej skoncentrowany - ocenił zdarzenie Klucznik. - Pomyłki się zdarzają. Gdybym przegrał to byłbym bardzo zły i pewnie podszedł do tego inaczej. Było, minęło - skwitował Paluch.
Instynkt zabójcy
Choć Olimpia dostała drugą szansę, znów opuszczała parkiet pokonana. - Zawodnicy przegrali mentalnie. Zabrakło przekonania i - przepraszam za określenie - instynktu zabójcy - ocenił Szablewski. - Przyrównajmy mecz do bójki na ulicy. Jeśli mamy przeciwnika na ziemi, to nie możemy mu pozwolić, żeby wstał, wziął kamienia i nas zabił. A tak to było po pierwszym i czwartym secie.- Zabrakło twardej ręki w końcówce. Trochę nam zadrżała - dodał Kulikowski.
Zdaniem Palucha przewaga jego zespołu tkwiła w spokoju. - Myślę, że teraz walczymy na luzie. Dużo akcji nam wychodziło - przyznał szkoleniowiec Stelmetu. - Taka gra daje nam przewagę nad przeciwnikiem. Zespól z Sulęcina był wyraźnie zdenerwowany i wprowadzał dużo niepotrzebnych emocji. To zadecydowało, bo spokój w siatkówce to ważna rzecz.
Wygodni czy nie?
Przewaga psychologiczna jest teraz po stronie gospodarzy, którzy pokonali Olimpię dwa razy. Czy sobotni rywale chcieliby się spotkać w finale, który da upragniony awans?- Na pewno chcielibyśmy w nim w ogóle zagrać - powiedział Kulikowski, a jego trener dodał, że podobnie jak cztery lata temu pasuje mu Zielona Góra, bo do pierwszej ligi na pewno wejdzie wtedy lubuska drużyna.
- Olimpia nigdy nie była wygodnym przeciwnikiem. To doświadczona ekipa. Cwane lisy, które potrafią wykorzystać wszystkie błędy - ocenił Klucznik. - Nasze plusy to młodość i lepsze przygotowanie fizyczne.
Zdaniem Palucha zespół z Sulęcina jest specyficzny i dużo lepszy niż Piła. - Jeśli po drodze się nie potniemy, bo różnie bywa, to pewnie spotkamy się w finale - przyznał.
Marcin Łada
0 68 324 88 14
[email protected]
Czytaj treści premium w Gazecie Lubuskiej Plus
Nielimitowany dostęp do wszystkich treści, bez inwazyjnych reklam.