Nawet szarże polskiej kawalerii na czołgi historycy każą nam włożyć między polskie patriotyczne legendy. W zamian mamy obraz osamotnionej Polski, mimo potężnych i mężnych podobno sojuszników, gospodarki, która dopiero dorosła do produkcji czołgów i samolotów oraz haniebnego widoku drogi na Zaleszczyki. I jeszcze 800 tysięcy sołdatów w chałatach wkraczających do wschodniej części naszego kraju.
Do tego obraz skłóconych do krwi politycznych elit i zawołanie, że nie oddamy nawet guzika. Dla mnie takie pokazywanie tego, co rozpoczęło się 1 września 1939 roku i skończyło raptem w pierwszych dniach października, to jakby poddawanie w wątpliwość zdolności naszego państwa do funkcjonowania. Przepraszam, nie państwa, społeczeństwa, narodu.
Bawimy się w to tak skutecznie, że w ten obraz w kolorze sepii wkładamy nawet heroiczne zachowania wielu Polaków stawiając pytania o motywy i sens ich działania. A stosunkowo rzadko pochylamy się nad podobieństwami obecnej Polski z tą sprzed kilku dekad.
Myślę o dziwacznej polityce zagranicznej, która sprawia, że Polska jawi się jako kraj coraz mniej obliczalny w swoich wyborach. Bo nie łudźmy, dziś także nikt nie będzie umierał za Gdańsk jeśli nie będzie to podyktowane interesem sojuszników. A o tym interesie partnerów trzeba przekonać. Że warto. Do tego to, co się dzieje w naszej polityce. Idiotyczne odruchy godne jakiejś bananowej republiki, walka o koryto, szamotanina rządzących...
Dobra dość smęcenia. Co zrobić, aby ten 1 września lepiej nam się kojarzył? Proszę bardzo i to w klimacie jak najbardziej lubuskim i z wymiarem polsko-niemieckim. Mamy 1 września 1015 roku i mamy kolejny niemiecki najazd. Armia cesarza Henryka II wycofuje się po nieudanej kampanii na ziemiach polskich. W ciągu niemal dwóch miesięcy Niemcy nie zdołali poważniej naruszyć dobrze przygotowanej do odparcia ataku linii Odry. Pod koniec sierpnia Henryk II rozpoczął odwrót. Ruszył na południe. Za nim, krok w krok, podążały polskie hufce.
Wedle kroniki Thietmara, Niemcy, wycofując się przez las w kraju Dziadoszyców, stanęli obozem na „pewnym niezamieszkanym i ciasnym dla dużej ilości wojska pustkowiu”. Było to odludzie, gdzie schwytano jedynie pszczelarza, który to spotkanie przypłacił życiem. Dalsza droga przemarszu była zablokowana przez wodę. Henryk II postanowił z częścią armii uciekać, dlatego pod osłoną nocy zbudowali przejście, którym cesarz z większością wojska zbiegł z pułapki. Zadanie opóźnienia pościgu powierzył arcybiskupowi magdeburskiemu i margrabiemu Geronowi II. Jako tylną straż pozostawił oddział złożony z 200 doborowych rycerzy. Straż ta została rozbita w trzech starciach przez wojska Bolesława Chrobrego... Mamy dzielnych wojów, myśl taktyczną, gdyż Polacy atakując kolejne niemieckie księstwa odciągali od cesarza kolejnych sojuszników, mamy wreszcie moc i siłę będącą w stanie postawić się potędze cesarstwa... Ale cóż, powiedzmy sobie szczerze siła państwa nie zależy ani od męstwa wojów, ani od wodza.
Zobacz wideo: Wojsko będzie na Westerplatte 1 września. "Udało się pogodzić różne tradycje"
Źródło:
TVN 24
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?