Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

18 tys. kilometrów rocznie na rowerze. Tak jeździ gorzowianka

Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
W czerwcu zeszłego roku Mariola Krzywicka przejechała na rowerze 4642 km.
W czerwcu zeszłego roku Mariola Krzywicka przejechała na rowerze 4642 km. Jarosław Miłkowski
Pamiętam swoje pierwsze 200 km. Wybraliśmy się z grupą do Kostrzyna i na niemiecką stronę Odry. Po powrocie do Gorzowa wyszło mi, że przejechałam 170 km. Pomyślałam, że tak niewiele potrzeba do „dwusetki”. Zamiast do domu, pojechałam więc dalej – mówi gorzowianka Mariola Krzywicka. W tym miesiącu przejedzie na rowerze pewnie kilka tysięcy kilometrów

W zeszłym roku przejechała pani na rowerze 18 tys. km, a w ostatnich miesiącach?
Od stycznia to będzie ciężko podać, ale od października zeszłego roku jest to 10 tys. km. Zliczam je przez różne aplikacje, bo liczniki rowerowe zerują się po tysiącu przejechanych kilometrach [śmiech]

Większość rowerzystów sezon zaczyna wiosną, a pani jeździ przez 12 miesięcy.
Ja kiedyś też jeździłam od wiosny. Trzy-cztery lata temu to się jednak zmieniło. Prawdziwych zim już u nas nie ma, więc jeżdżę cały rok. Owszem, bywa zimno, ale gdy nie ma śniegu, nie ma deszczu, to jeżdżę.

Bywa jednak mżawka…
Gdy jest mżawka lub wiatr mocno wieje, to nie jeżdżę. Mi wystarczy, że jest sucho pod kołem. Przymrozek to nie jest problem.

Kiedy pojawiła się fascynacja rowerem?
Na rowerze coraz więcej niż wcześniej zaczęłam jeździć mniej więcej od 2015 roku. Działała wówczas aplikacja Endomondo i organizowana była akcja „Pomoc mierzona kilometrami”. Pomagało się w niej dzieciom, bo sponsorzy płacili za przejechane kilometry. Chciałam dołożyć swoją cegiełkę do pomocy. W pierwszych latach zrobiłam około 1 tys. km rocznie, później 3 tys. km, 5 tys. km i tak z roku na rok zaczęło być ich coraz więcej…

Większość ludzi to pewnie więcej jak 100 km rocznie na rowerze nie robi.
To się tylko wydaje, że 1 tys. km to jest dużo.

Namawiałem kiedyś znajomych na wycieczkę 30-40 km po okolicach Gorzowa. Niektórych ta odległość przerażała. Dużo osób jeździ przecież tylko po kilka-kilkanaście kilometrów.
Dla mnie 10 km to jedynie rozgrzewka [śmiech].

Jednak pewnie nie od razu jeździła pani po kilkadziesiąt kilometrów?
Zaczęło się od tego, że jeździłam rowerem do sklepu, do pracy, a jak pojawiała się wolna chwila, to wybierałam się na przejażdżki. Z czasem tak mi to weszło w krew, że już nie wyobrażam sobie, by nie wsiąść na rower. Wydaje mi się, że to już jest trochę jak z jakimś nałogiem. Jedni palą, drudzy piją. Dla mnie nałogiem jest rower. Gdy nie wybiorę się na przejażdżkę, to czuję, jakbym traciła czas.

To jak często pani jeździ? Codziennie?
- Jeśli nie pada, to prawie codziennie. Nie lubię jeździć w deszczu. Gdy jest dobra pogoda, jadę gdzieś dalej, ale gdy pogoda jest niepewna, kręcę się po okolicy. Mieszkam na gorzowskim Zakanalu, więc jeżdżę do Karnina, Łagodzina, by w razie czego czmychnąć szybko do domu.

Jak udaje się znaleźć czas na rower?
Nie spędzam czasu przed telewizorem, bo to szkoda. A jak już coś mnie bardzo w telewizji zainteresuje, to program sobie nagram i obejrzę później, gdy robię coś w kuchni. Ja nawet, gdy jeżdżę rowerem, to rozmyślam, jak sobie dzień zorganizować. Teraz w czerwcu to jeżdżę sześć-siedem godzin dziennie, więc czasu na coś innego zostaje niewiele. Zwykle wychodzę na rower dwa razy dziennie – przed południem i po południu czy wieczorem.

Ale przecież trzeba zrobić obiad, posprzątać, zrobić pranie…
-Jestem w takim momencie życia, że mam już dorastające wnuki i nie muszę też zajmować się swoimi dziećmi. Czas, który kiedyś poświęcało się dzieciom, teraz poświęcam na rower. Swoje obowiązki i tak jednak muszę wykonać. Muszę posprzątać, ugotować, wyprać… Gdy przychodzi sezon ogórkowy, robię ogórki do słoików. A teraz właśnie robię syropy z czarnego bzu. Czasami jednak robię obiad na dwa dni, aby nie stać codziennie przy kuchence i wygospodarowany w ten sposób czas poświęcam na rower. Mąż jest nawet zadowolony, że oszczędzamy w ten sposób na gazie [śmiech].

Mąż też z panią jeździ?
Jeździł kilka lat temu. Dziś jest bardzo pomocny przy naprawach i przeglądzie roweru.

Przy tylu tysiącach przejechanych kilometrów kilka razy pewnie złapała pani gumę…
Owszem, zdarza się. Gdy jednak jadę w grupie, to panowie pomagają zmienić dętkę. Przy samotnej wycieczce gumę złapałam tylko raz. A że i tak nie miałam przy sobie dętki na wymianę, to zadzwoniłam po męża, który przyjechał do mnie samochodem, wymienił dętkę i mogłam pojechać dalej.

Najdalej od domu to gdzie pani pojechała?
Dwa lata temu była to trasa do Poznania – tam i z powrotem. Wyszło 341 km.

W jeden dzień!? [zdziwienie]
W 18 godzin i 18 minut [śmiech]. Chcieliśmy ze znajomymi zrobić to w dobę. Wyjechaliśmy więc z Gorzowa o północy, dojechaliśmy na poznańską Maltę, zrobiliśmy sobie grilla, zwiedziliśmy centrum i po 23.00 byliśmy z powrotem w Gorzowie.

To trzeba mieć siłę w nogach…
Ja tam nie mam jakiejś specjalnej diety. Odżywiam się tak jak inni. Jem dużo owoców i warzyw, a jak jadę rowerem, to mam ze sobą batoniki, banany czy suszone owoce. Obowiązkowo musi być też picie. Dwa lata temu, gdy jechałam rowerem do Berlina, a było goręcej niż teraz, wypiłam 8 litrów soków pomidorowych, napojów izotonicznych i wody. Gdy się zapomni o nawodnieniu, to po dłuższym odcinku człowiekowi „odcina” energię w organizmie i nie ma się już siły pedałować.

Co decyduje o wyborze trasy przejażdżki – ciekawość okolicy, nastrój?
To uzależnione jest od czasu. Jak mam go niewiele, trasa musi być krótka, blisko domu i szybka. Gdy bowiem mam mało czasu, to staram się go wykorzystać jak najlepiej i jeździć szybciej.

To jednak rzeczywiście jest pani uzależniona od kilometrów [śmiech].
Trochę tak [śmiech]. Rower to jednak także ogromna przyjemność. Ten spokój i cisza podczas jazdy wiele mi dają. Ja lubię jeździć sama rowerem, bo wtedy mam czas na przemyślenia. Owszem, gdy jedzie się w grupie, to jest fajnie, bo można ze sobą porozmawiać, ale jednak człowiek potrzebuje czasem wyciszenia.

Mamy teraz czerwiec, w którym trwa akcja Rowerowa Stolicy Polski. W zeszłym roku wśród wszystkich kręcących kilometry gorzowskich rowerzystów pani zrobiła ich najwięcej.
Rowerowa Stolica Polski mobilizuje do wyjścia ludzi na rower. Gdy zaczął się czerwiec, widzę, że na ulicach, na drogach jest więcej rowerzystów. Liczę zatem, że więcej osób będzie jeździć, bo dobrze by było, gdyby udało się miastu stanąć na podium. Mnie ta akcja mobilizuje. W pierwszej edycji miałam trzeci w Gorzowie wynik, jeśli chodzi o liczbę przejechanych kilometrów, w drugiej i trzeciej byłam najlepsza wśród pań, a w zeszłym roku, w czwartej edycji, przejechałam najwięcej wśród wszystkich.

Było to dokładnie 4642 km… W miesiąc!
Patrząc, ile kilometrów przejeżdżają ludzie w innych rejonach Polski, ja i tak mało jeżdżę. Moja znajoma, która kręci kilometry dla Zielonej Góry (Bogusława Mogielnicka) przejechała już w tym miesiącu dwa razy po co najmniej 300 km. Ja jeszcze nie zaliczyłam żadnej „trzysetki”. Dla niej sto kilkadziesiąt kilometrów to jest norma…

A u pani norma to ile?
Zwykle to 50 km, ale teraz, gdy jest Rowerowa Stolica Polski, to trzeba robić… 150 km.

Ja chyba z raz czy dwa przejechałem jednego dnia więcej niż 100 km. To nie przychodzi łatwo.
Zgadza się, to ciężko zrobić. Gdy jeździłam 30-40 km dziennie, ciężko mi było dobić do 50 km. Któregoś razu się jednak zawzięłam i tyle zaczęłam robić. Później zaczęłam stopniowo jeździć więcej. I gdy przejechałam pierwszą „setkę”, byłam bardzo szczęśliwa.

Pamięta pani, jaka to była trasa?
Nie, nie zapamiętałam, ale pamiętam swoje pierwsze 200 km. Wybraliśmy się z grupą do Kostrzyna i na niemiecką stronę Odry. Po powrocie do Gorzowa wyszło mi, że przejechałam 170 km. Pomyślałam, że tak niewiele potrzeba do „dwusetki”. Zamiast do domu, pojechałam więc dalej, do Santoka, a dopiero stamtąd do domu. Rekordy na rowerze można zatem bić, tylko trzeba to wszystko sobie poukładać w głowie.

Przy takich wynikach to teraz chyba czas na Tour de France dla amatorów?
- Nie… Aż tak nie wybiegam. Ja mam już „szósty krzyżyk”. Takie wyzwania powinny być dla młodszych osób.

… i mówi to osoba, która w Gorzowie jeździ na rowerze najwięcej.
Mi przyjemność sprawia sama jazda na rowerze. Wystarczy, że jeżdżę na rowerze wspólnie z młodymi ludźmi. Na rowerze czuję się młodziej i daje mi to satysfakcję.

***
Rowerowa Stolica Polski to akcja, która ma zachęcić do jeżdżenia na rowerze. W tym roku o tytuł walczą 62 miasta i 87 gmin. W naszym regionie zgłosiły się do niego: Gorzów, Zielona Góra, Deszczno, Kargowa, Otyń, Wschowa. Przejechane kilometry przelicza się na punkty. Jeden punkt zdobywa się za przejechanie tylu kilometrów, ile tysięcy mieszkańców ma miasto i gmina. Jeśli więc w jednej gminie mieszka 10 tys. mieszkańców, to punkt jest przyznawany za każde 10 km, a jeśli druga gmina ma 20 tys. mieszkańców, to uczestnicy muszą na jeden punkt pokonać 20 km. Przejechany dystans zliczany jest przez aplikację Aktywne Miasta. Samorządy, by zachęcić mieszkańców do przejechania jak największej liczby kilometrów, organizują różne akcje. W tę sobotę w Gorzowie będzie wzorowana na 24-godzinnym wyścigu LeMans akcja 24RSP Gorzów. By w niej wystartować, wystarczy zgłosić się od 14.00 do biura zawodów przy ul. Miłej (w Małyszynie) i od 15.00 przez całą dobę pokonać jak najwięcej kilometrów.

Czytaj również:
Karta rowerowa to przeżytek? Ona wciąż jest potrzebna! Również na hulajnogę

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska