Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

19-letni Afgańczyk pod podwoziem autokaru przejechał z Aten do Nowej Dęby…

Marcin Radzimowski [email protected]
- Miejsce, w którym podróżował Yahiya, to niewielka przestrzeń nad skrzynią biegów pod podwoziem autobusu.
- Miejsce, w którym podróżował Yahiya, to niewielka przestrzeń nad skrzynią biegów pod podwoziem autobusu. fot. Marcin Radzimowski
Stary koc, trochę chleba, butelka wody. I dwa skórzane paski, żeby się uczepić podwozia i nie spaść pod koła. Przed afgańską biedą 19-latek chciał uciec do Włoch. Teraz jego marzeniem jest zostać w Polsce

- Jak bardzo trzeba być zdesperowanym, żeby coś takiego zrobić? Nam nawet trudno to sobie wyobrazić - kiwa z niedowierzaniem głową Dorota Siekierka, współwłaścicielka firmy przewozowej z Nowej Dęby.

Niedowierzali też zatrudnieni w tej firmie kierowcy, którzy, sprawdzając stan techniczny autokaru po powrocie z Grecji, zajrzeli pod pojazd. Gdy poświecili latarką, obok tylnego mostu scanii, między plątaniną przewodów hydraulicznych i wsporników, dostrzegli człowieka.

Italia? Nie, Polska!

- Italia? - zapytał przerażony mężczyzna, o twarzy czarnej od błota.
Kierowcy skontaktowali się z szefową. Powiedzieli, że pod autobusem znaleźli człowieka.

- Aż struchlałam, bo pomyślałam, że nie żyje - wspomina pani Dorota. - Młody mężczyzna był przerażony. Trząsł się i mówił coś w niezrozumiałym dla kierowców języku. Teraz już wiadomo, że posługiwał się narzeczem języka perskiego.
- To naprawdę cud, że przeżył - kręci głową Edward Rozmus, kierowca autokaru. - Kiedy jechałem z Grecji, nocą temperatura spadała do kilku stopni poniżej zera. Pod pojazdem było jeszcze zimniej, bo chłód potęgował pęd powietrza. Poza tym ten człowiek był mokry od błota i wody.

Kierowcy dali "pasażerowi" możliwość umycia się i przebrania, zaparzyli herbatę, poczęstowali chlebem, otworzyli konserwę mięsną. Konserwy nie ruszył, mówił tylko coś w swoim języku. Nie skojarzyli, że to muzułmanin, a Islam zabrania jedzenia wieprzowiny. Nawet, kiedy głód staje się nie do zniesienia. Nie wiedzieli o tym także policjanci z Nowej Dęby. Stróże prawa zanim przekazali nieoczekiwanego gościa pogranicznikom, dali mu ciepły koc i w dobrej wierze podsunęli chleb ze smalcem nafaszerowanym skwarkami i pachnącą kiełbasą.

50 godzin w skrytce

Wcześniej jednak podróżnik dowiedział się, gdzie jest. Kierowcy autokaru rozłożyli przed nim mapę Europy. Jeden z nich pokazał palcem mały punkt w Polsce. To Nowa Dęba na Podkarpaciu. Pasażer złapał się za głowę. Przecież to powinny być Włochy! Tam chciał szukać azylu po ucieczce z opętanej wojną ojczyzny. Jak doszło do tej pomyłki?

Autokar nowodębskiego przewoźnika wyruszył z greckich Aten w sobotę o godzinie 19, po drodze, przejeżdżając przez Macedonię, Serbię, Węgry i Słowację, aż do Polski. Zatrzymywał się tylko na przejściach granicznych.

- Na granicy serbsko-węgierskiej była szczegółowa kontrola. Ale jak się okazuje niezbyt szczegółowa, skoro nie zauważono ukrytego człowieka - ocenia Dorota Siekierka, dyrektor handlowy w firmy przewozowej.

Teraz już wiadomo, że 19-letni Yahiya pod autokarem "zainstalował" się kilkanaście godzin wcześniej, w nocy z piątku na sobotę. W ukryciu spędził grubo ponad 50 godzin!

- Yahiya jechał w niewielkiej przestrzeni obok tylnej osi autokaru, na skrzyni biegów - mówi kapitan Elżbieta Pikor, rzecznik Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej w Przemyślu. - Przyczepił się jakimiś paskami czy szelkami, żeby nie spaść na drogę. Był ubrany tylko w cienki dres i kurtkę, na butach miał sportowe buty. Na twarzy ma rany od jakiejś linki.

To nie ten autokar!

Autokar dojechał do Nowej Dęby w poniedziałek o godzinie 1 w nocy. Kierowcy zaparkowali scanię irizar na bazie i poszli spać. Wrócili o godzinie 10, aby posprzątać auto i sprawdzić jego stan techniczny. Wtedy wjechali na kanał i zajrzeli pod spód...

- On cały czas siedział tam przyczepiony pod podwoziem - kierowca Edward Rozmus pokazuje niewielką przestrzeń obok tylnej osi scanii. - Nie wychodził przekonany, że autokar właśnie jest na promie płynącym z Grecji do Włoch. Pomylił autokary. Drugi nasz wóz kilka godzin później jechał przez Włochy do Polski.

Kapitan Elżbieta Pikor od ośmiu lat pracuje w Straży Granicznej. Wiele rzeczy widziała, ale - jak sama przyznaje - historia 19-letniego Yahiyi robi na niej ogromne wrażenie.

- Z Krakowa został sprowadzony tłumacz przysięgły, dopiero z jego pomocą można było porozumieć się z tym człowiekiem - mówi kapitan Pikor. - O tym, co począć z imigrantem, mógł zadecydować tylko sąd. Na sali ten młody mężczyzna płakał. Mówił, że stracił wszystkich swoich bliskich, bo zabili ich talibowie

Sprawdzają kijem od mopa

Próby podróżowania pod podwoziem są powszechne. Pracownicy firmy przewozowej z Nowej Dęby wspominają Afgańczyka, który próbował opuścić Grecję przyczepiony do autokaru tak samo jak Yahiyi. - W czasie jazdy elementy osi napędowej chwyciły jego ubranie i został mocno poraniony - opowiada Dorota Siekierka z nowodębskiej firmy.

- Nie tak dawno pod podwoziem autokaru próbowało jechać troje Afgańczyków, rodzice z dzieckiem - wspomina kierowca. - Zostali zauważeni tuż przed wyjazdem w trasę.

Dlatego kierowcy, zanim ruszą w drogę, dokładnie sprawdzają podwozia samochodów. Do "kontroli" używają np. kija od mopa.

Dwa tysiące afghanisów (135 zł) - tyle zapłacił 19-letni Yahija za wydostanie się z Afganistanu (wyruszył w grupie około stu osób). Dla niego to fortuna.

W środę młody Afgańczyk stanął przed sądem w Przemyślu. Płacząc opowiadał, dlaczego uciekł z ojczyzny. Mieszkał w wiosce niedaleko Kabulu, ale tam już nie ma do kogo wracać. Bliskich już nie ma. Przez najbliższe trzy miesiące przebywał będzie w strzeżonym ośrodku dla cudzoziemców.

W tym czasie pogranicznicy spróbują potwierdzić jego tożsamość. Yahiya nie chce już jechać do Włoch, o Afganistanie nie chce nawet słyszeć. Pragnie zostać w Polsce. Złożył do szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców wniosek o nadanie mu statusu uchodźcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska