1/5
W 1993 roku zielonogórski klub stracił dwóch bardzo zdolnych...
fot. archiwum GL

Andrzej Zarzecki

W 1993 roku zielonogórski klub stracił dwóch bardzo zdolnych zawodników. Najpierw odszedł Andrzej Zarzecki, potem Artur Pawlak. Bilans śmiertelnych wypadków na torze przy Wrocławskiej wzrósł do czterech. Określenie „czarny sport” nabrało nowego znaczenia, a kibice długo nie mogli się otrząsnąć.

Rok 1993 był w ogóle fatalnym dla Falubazu (wtedy Morawskiego). Końcówka marca, wszystko prawie, jak teraz. Przy Wrocławskiej zameldowała się Unia Leszno. Wiadomo, przygotowania do sezonu, sparing. Przyszło sporo ludzi, trybuny w wielu miejscach zajęte do połowy wysokości. Ten feralny V wyścig. Maciej Jaworek mocno kontruje na wyjściu z drugiego łuku. Tor jest śliski. As Morawskiego walczy przy krawężniku o utrzymanie równowagi, ale raptownie traci prędkość. Na wygięte pod dużym kątem tylne koło wpada Paweł Jąder i wybija się po nim niczym ze skoczni. Spada z motocykla, który leci bez kontroli w stronę ogrodzenia. Los chciał, że między maszyną i bandą pojawił się Andrzej Zarzecki. Zabrakło dosłownie centymetrów... Przednie koło lecącego motocykla trafiło „Tygrysa” w głowę i aż poderwało do góry. Kask osłabił siłę uderzenia, ale energia lecącej masy żelaza wgniotła Andrzeja w deski.

Lekarz dyżurny oddziału chirurgii zielonogórskiego szpitala mówi wieczorem, że żużlowiec jest w ciężkim stanie. Odzyskał przytomność, ale ma złamania, krwiak mózgu i odmę prawego płuca. W poniedziałek 22 marca stan zdrowia Zarzeckiego zaczyna się poprawiać. Potwierdzają to prezes Zbigniew Morawski i zawodnicy, którzy przyjechali na spotkanie z fanami do klubu dziennikarza „Pod kaczką”.

Kryzys przychodzi w nocy z wtorku na środę. Początkowa duszność zamienia się w niewydolność oddechową. 24 marca o 4.15 nad ranem gaśnie wschodzący talent polskiego żużla.

Jego śmierć znacząco wpłynęła na dalsze losy klubu z Zielonej Góry. Odszedł wirtuoz, powolnie szlifowany diament, który w wieku 22 lat był już dojrzałym zawodnikiem. Bardzo dobrze opanował wszystkie elementy speedway’a: od startu, przez wzorową jazdę parą, po dynamiczne wejścia na dystansie. Oczarował nie tylko swych sympatyków. Przyszły mistrz świata Amerykanin Sam Ermolenko na wieść o śmierci wziął fotografię Andrzeja do ręki i przyznał, że go pamięta. Zielonogórzanin zmierzył się z nim dwa lata wcześniej podczas pamiętnego pojedynku towarzyskiego „we mgle”. Mistrzowie Anglii z Wolverhampton przetestowali mistrzów Polski (45:45). „Tygrys” wywalczył 10 punktów, a jego akcje po prostu zapierały dech.

2/5
Po odejściu Andrzeja Zarzeckiego, kiedy kontuzję leczył...
fot. archiwum GL

Artur Pawlak

Po odejściu Andrzeja Zarzeckiego, kiedy kontuzję leczył Maciej Jaworek, szansę regularnego pokazywania się w lidze dostał 19-letni Artur Pawlak. Z Wiesławem Pawlakiem łączyła go tylko zbieżność nazwisk. Kariera juniora Falubazu rozwijała się w wymarzony sposób - dynamicznie i z pomysłem. Można dziś ocenić, że był jednym z prekursorów prawdziwego zawodowstwa. Zadziorny, z szerokim wachlarzem umiejętności zaczynał brylować w imprezach indywidualnych. Regularna rywalizacja z ligowcami podziałała niczym przyspieszacz. Ale śmierć, jakby uwzięła się na zielonogórskie brylanty.

6 czerwca feralnego 1993 r. Morawski zaliczał mecz kontrolny z Polonią Piła. W IV gonitwie Artur zaatakował na wejściu w pierwszy łuk. Nagle zahaczył przednim kołem o tylne prowadzącego Grigorija Charczenki. Pozbawiony kontroli motocykl wywozi go w przeklęte dechy, które zatrzymują zawodnika. Diagnoza jest bardzo zła: uraz czaszkowo-mózgowy. Potwierdza ją badanie tomografem. Rodzina walczy o syna i szuka pomocy w klinice neurochirurgii we Wrocławiu. Artur wraca ostatecznie do domu, ale nie odzyskuje przytomności i odchodzi 21 czerwca o 10.30 w zielonogórskim szpitalu.

Alicja Skowrońska napisała później w „GL”: „Przed oczami przewijają się obrazy. Kilkunastoletnie dzieci przychodzą do mnie do domu. Artur cichy, jakby spłoszony, niewiele się odzywa. Pierwsze występy na torze. Jeszcze jako adept szkółki. Początki niezwykle pechowe - trzy pierwsze starty i trzy pierwsze defekty. Wiele było chwil, gdy spotykaliśmy się poza torem żużlowym. Najdłuższa chyba ta sprzed kilku miesięcy, gdy w Warszawie odbywało się uroczyste zakończenie sezonu. Jako jedyny tam obecny zawodnik z Zielonej Góry, Artur odbierał nagrody i wyróżnienia dla siebie i kolegów. Także medal za tytuł wicemistrza Polski w młodzieżowych parach. Zdobyty wspólnie z Andrzejem... Kilka wspólnie spędzonych godzin. I ten sam Artur. Skromny, z nieśmiałym uśmiechem... Jakby zawstydzony, że jeszcze młodsi depczą mu po piętach. I deklaracja, że nastąpi przełom”. Nie nastąpił.

3/5
Zaległe spotkanie z Apatorem Toruń toczy się płynnie do XII...
fot. archiwum GL

Wiesław Pawlak

Zaległe spotkanie z Apatorem Toruń toczy się płynnie do XII wyścigu. Zawody finiszują, prowadzi as „Aniołów” Stanisław Miedziński. Za jego plecami doświadczony Wiesław Pawlak. 26-letni zielonogórzanin przygotowuje atak i uderza na wyjściu z pierwszego łuku. Kontra, kontakt z bandą i upadek na pełnej prędkości. Blisko karambolu jest młodziutki Krzysztof Kuczwalski. Nie zdążył ominąć leżącego Wieśka i hakiem zaczepił o jego głowę. Fani odwrócili wzrok. Wielu nie rozumiało, dlaczego słynący z „miękkiego” stylu zielonogórzanin zdecydował się na stanowczy manewr. Pojechał tak pierwszy i ostatni raz. Diagnoza: stłuczony pień mózgu. Kask nie mógł wytrzymać takiego impetu. Nieprzytomny Pawlak, w bardzo ciężkim stanie, leży na oddziale intensywnej terapii zielonogórskiego szpitala. Kibice chcą wiedzieć, jak czuje się filar mistrzowskiej drużyny. Personel prosi o publikowanie komunikatów o stanie zdrowia żużlowca, bo fani sparaliżowali łączność. Pielęgniarki nie mogą normalnie pracować. Telefon cały czas się urywa.

„Gazeta Lubuska” z 7 sierpnia 1987 r. donosi: „stan nadal ciężki”, a w relacji niedzielnego meczu Falubazu z ROW-em Rybnik (9 sierpnia) czytamy: „Większość kibiców była myślami przy leżącym w szpitalu Wiesławie Pawlaku”. Niestety, nigdy nie doczekali się poprawy. Zawodnik zgasł 13 sierpnia o 21.30. Zostawił żonę i dwoje dzieci. Ktoś skrupulatnie policzył, że podczas dziewięciu lat kariery (debiutował w czerwcu 1978 r.) wywalczył dla Falubazu 615 pkt. Fani mu tego nie zapomnieli. Na pogrzebie stawili się w ogromnej sile. Nawet twardzi faceci płakali, kiedy Andrzej Huszcza przygrywał pożegnalną pieśń na motocyklu.

4/5
Do Zielonej Góry przyszła po raz pierwszy w piątek 28...
fot. archiwum GL

Bogdan Spławski

Do Zielonej Góry przyszła po raz pierwszy w piątek 28 sierpnia 1981 r. W sklepach puchy, strajki zalewają kraj, ale Falubaz trenuje. Na tor wyjeżdża 17-letni Bogdan Spławski. Dziś byłby pewnie wyżartym juniorem, ale wtedy chłopaki zaczynały znacznie później i prezentował umiejętności raczej na miarę adepta. Rozpędza się, jest sam. Nagle traci kontrolę nad maszyną. Upada. Już się nie podnosi. Zajęcia przerwane, a w karetce, która wróciła na stadion kombinezon i buty. Kierowca kiwa głową... Lekarze diagnozują: złamanie podstawy czaszki. Bogdan trafia do kliniki neurochirurgii we Wrocławiu, ale nawet specjaliści nie mogą mu pomóc. Umiera 1 września, a trzy dni później bliscy żegnają go na cmentarzu w Studzieńcu. Niedzielny mecz Falubazu z Kolejarzem Opole zostaje przełożony, bo koledzy oddają hołd temu, który nie zdążył zapracować na sławę. Przeszedł do historii, ale jako pierwsza śmiertelna ofiara owalu przy W69.

Drużyna kończy sezon 1981 z tytułem drużynowego mistrza Polski. Rok później dodaje kolejny. Takiej „paczce” nie może zdarzyć się nic złego. Są skazani na sukces i prawie nikt już nie rozpamiętuje historii pechowego adepta. Poważniejsze kontuzje omijają naszych „rycerzy” przez sześć lat, aż do wtorkowego popołudnia 4 sierpnia 1987 r.

Kontynuuj przeglądanie galerii
Dalej

Polecamy

Marcin Pabierowski zdradza, czym się zajmie w pierwszych dniach jako prezydent

Marcin Pabierowski zdradza, czym się zajmie w pierwszych dniach jako prezydent

Wracają lubuskie derby! Rusza sprzedaż biletów na mecz Falubazu ze Stalą

Wracają lubuskie derby! Rusza sprzedaż biletów na mecz Falubazu ze Stalą

Takie jedzenie wywołuje biegunkę! Zastanów się dwa razy, zanim zjesz

Takie jedzenie wywołuje biegunkę! Zastanów się dwa razy, zanim zjesz

Zobacz również

Takie jedzenie wywołuje biegunkę! Zastanów się dwa razy, zanim zjesz

Takie jedzenie wywołuje biegunkę! Zastanów się dwa razy, zanim zjesz

Gorąca zupa fasolowa z jarmużem prosto z lasu. Ugotuj obiad w naturze

Gorąca zupa fasolowa z jarmużem prosto z lasu. Ugotuj obiad w naturze