Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

500 plus nie zachęciło Polek ze wsi do rodzenia. Coraz więcej dzieci przychodzi na świat w wielkich miastach, a mniej w bastionach tradycji

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Kobiety w dużych miastach, na czele z Krakowem, Warszawą, Wrocławiem, Poznaniem i Gdańskiem, rodzą coraz więcej dzieci, a na wsi i w miasteczkach, zwłaszcza na terenach znanych z przywiązania do tradycji i religii, dzietność gwałtownie spada. Kobiety stamtąd uciekają. Program Rodzina 500 plus nie odmienił na wsi – trwającego od 30 lat – demograficznego trendu. W ostatnich latach ów trend nawet przyspieszył, czego efektem są głębokie zmiany obyczajowe.

WIDEO: Dzieci mówią jak jest

Aby liczba rdzennej ludności danego kraju nie malała, współczynnik dzietności musi przekraczać 2,1, czyli przeciętna kobieta musi urodzić dwójkę dzieci lub więcej. W Polsce u progu lat 90. XX wieku wskaźnik spadł poniżej 2 i dalej malał, aż do historycznego minimum - 1,22 w roku 2003. Mieliśmy wtedy najniższą dzietność na świecie.

Potem Polki rodziły chętniej, ale obecna dekada znów zaczęła się spadkami. Przyczyniła się do nich polska wieś, na której przez stulecia dzietność była nawet kilkukrotnie wyższa niż w miastach. Problem narasta, co widać w Małopolsce: w prawie wszystkich gminach wiejskich odnotowano obniżenie wskaźnika dzietności. Dzieje się tak mimo zasiłków z 500 plus, które - w intencji rządu - miały zachęcić kobiety do rodzenia.

Rząd twierdzi, że program skłonił Polki do rodzenia drugich i trzecich dzieci. Prof. Piotr Szukalski, znany demograf, zwraca uwagę, że na terenach wiejskich zjawisko takie nie wystąpiło. Przeciwnie - dzietność nadal malała i maleje, zwłaszcza w bastionach tradycji i religii, jak Podkarpacie, Podlasie czy wschodnia i południowa Małopolska.

Wzrosty urodzeń drugich i kolejnych dzieci widać niemal wyłącznie w wielkich miastach, gdzie są najlepsze warunki godzenia pracy z wychowaniem dzieci. Notabene połowa owych dzieci rodzi się tam w związkach nieformalnych lub w rodzinach niepełnych, dalekich od modelu promowanego przez obecną władzę jako jedynie słuszny.

Utrzymanie wskaźnika dzietności na poziomie 1,44, czyli wyższym od historycznych minimów, zawdzięczamy również licznym Polkom, które wcześniej latami nie mogły zajść w ciążę, choć o to zabiegały. Dotyczy to znowu mieszkanek regionów postrzeganych jako liberalne oraz – generalnie – metropolii, z Krakowem włącznie. Wskaźniki na wsi lubelskiej, podkarpackiej czy tarnowskiej spadły poniżej 1,3.

- Przechodzą one z opóźnieniem ten sam proces, jaki wcześniej przeżyły metropolie. Widać więc, że programy socjalne mają bardzo ograniczony wpływ na demografię - tłumaczy prof. Józef Pociecha, nestor krakowskich demografów.

Krakowianki ratują Małopolskę

W krajach rozwiniętych współczynnik dzietności rzadko przekracza magiczny poziom 2,1 zapewniający tzw. zastępowalność pokoleń. Kraje te nie wyludniają się głównie dzięki napływowi imigrantów. W Polsce i innych państwach naszej części Europy aż do lat 60. XX wieku współczynnik przekraczał 3, w latach 70. ustabilizował się na poziomie 2,2, a w latach stanu wojennego (1982-83) nawet wzrósł. Ale w 1988 roku odnotowano, po raz pierwszy, spadek poniżej 2,1, a na przełomie wieków - poniżej 1,3. Od tego czasu nie możemy przekroczyć 1,5.

Małopolska jeszcze w 1991 r. szczyciła się dzietnością mocno powyżej średniej krajowej - 2,2; sam Kraków był już wówczas pod kreską (1,64). Historycznie najgorszy wynik nasz region odnotował w roku 2005: poniżej 1,3; Kraków szorował wtedy po dnie, ze współczynnikiem 1. W ciągu ostatnich czterech lat doszło jednak w stolicy Małopolski do skokowego wzrostu dzietności – z 1,15 do 1,5. Wprawdzie w zeszłym roku nieco wyższą dzietność odnotowały powiaty nowosądecki (ziemski) i limanowski, ale w całym subregionie południowo-wschodnim urodziło się dużo mniej dzieci niż w roku poprzednim.

500 plus i kazania nie wpływają na dzietność [KOMENTARZ]

Na dużym minusie były wielowiekowe „bastiony dzietności”, jak powiat tarnowski, gorlicki i nowotarski. Za sprawą spadków na terenach wiejskich w Małopolsce urodziło się o 300 dzieci mniej niż rok wcześniej. Natomiast sam Kraków odnotował przyrost o 240 dzieci, a obwarzanek, będący integralną częścią metropolii – wzrost o 92 dzieci.

Prof. Piotr Szukalski, znany demograf z Uniwersytetu Łódzkiego, podkreśla, że przez stulecia można było w Polsce obserwować prostą zależność: im większe miasto, tym mniejsza dzietność. Skłonność kobiet do rodzenia dzieci była odwrotnie proporcjonalna do poziomu ich wykształcenia, aspiracji i aktywności zawodowej oraz wysokości zarobków. – We współczesnej Polsce uległo to diametralnej zmianie: w stolicach niektórych regionów dzietność kobiet jest już wyższa od średniej dla regionu – mówi uczony.

Trend jest wyraźny: kobiety wiejskie rodzą dużo mniej dzieci, miasteczkowe nieco mniej, a wielkomiejskie - coraz więcej. Demograf zwraca uwagę, że metropolie mają coraz częściej najlepsze wskaźniki w swych regionach. Rzeszów i Kielce są lepsze od podkarpackich i świętokrzyskich wsi i miasteczek, notujacych przez lata rekordową dzietność. Tzw. Ściana Wschodnia przeżywa największy kryzys demograficzny w swoich dziejach.

- Wynika to z faktu, że najbardziej rozwinięte, uprzemysłowione i zurbanizowane obszary Polski jako pierwsze rozpoczęły dynamiczne zmiany wzorca płodności i formowania rodziny, zaś województwa o dużym udziale ludności wiejskiej i największym tradycjonalizmie obyczajowym okres takich dynamicznych zmian przechodzą dopiero w ostatnich latach – wyjaśnia prof. Szukalski.

Ogromne znaczenie ma i to, że coraz więcej mieszkanek wsi wyjeżdża do wielkich miast – uczyć się , studiować, robić kariery – i właśnie tu rodzi dzieci. Limanowianki i tarnowianki wydają potomstwo pod Wawelem, a nie w rodzinnych stronach. Zachęca je do tego lepsza opieka medyczna i możliwość godzenia pracy z wychowaniem dziecka.

Sieć żłobków, przedszkoli, szkół, publiczna komunikacja, dostęp do kultury, rozrywki, sportu, a z drugiej strony – kultura pracodawców (podejście do rodzin z dziećmi) - wszystko to odgrywa olbrzymią rolę przy podejmowaniu decyzji o posiadaniu dzieci. Również poziom wynagrodzeń i coraz większa podaż mieszkań (choć relatywnie drogich) raczej motywują niż zniechęcają. Mniejsze miejscowości, zwłaszcza wioski, wyraźnie pod tym względem odstają.

Ale w kolejnych kilkunastu latach mogą nadrobić zaległości i – jak przewiduje prof. Szukalski – dzietność na terenach wiejskich i małomiasteczkowych będzie znowu wyższa niż w metropoliach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: 500 plus nie zachęciło Polek ze wsi do rodzenia. Coraz więcej dzieci przychodzi na świat w wielkich miastach, a mniej w bastionach tradycji - Dziennik Polski

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska