Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

8 grudnia jest Dzień Kupca. Kiedyś kupiec to był ktoś, dziś nie zarabia kokosów [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Tomasz Rusek, oprac. (pik)
8 grudnia przypada Dzień Kupca. - Naprawdę? To życzymy sobie dużo klientów - mówi Grażyna Sła­węcka z targowiska przy ul. Cichońskiego w Gorzowie. Maria Wichowska handluje w Gorzowie „od zawsze”, czyli od 1987 r. Czyli prawie pół swojego życia! W czwartkowy poranek spotykam ją przy stoisku z butami na targowisku przy ul. Cichońskiego (po dekomunizacji to ul. Hejmanow­skiej, ale każdy i tak używa starej nazwy).- Ósmego grudnia jest święto kupca? Poważnie? Nawet nie wiedziałam! Człowiek tu nie myśli o świętowaniu, tylko o tym, by klienci byli - wzdycha. Dookoła raczej pusto. I nic dziwnego - główny dojazd do targowiska jest od miesięcy w remoncie, który zaliczył opóźnienie. A klientowi nie chce się krążyć dookoła.Słubice, Kostrzyn - tam to były fortunyKiedyś było zupełnie inaczej. - Lata 90. to były złote czasy dla handlu. Kupcy, jak ja, sprzedawali wszystko na pniu. Nie było marketów, galerii, były nasze stragany. Był też klimat. Najlepiej sprzedawało się na obecnym bulwarze. To było targowisko z duszą. A pieniądze były takie, że cała rodzina z jednej szczęki mogła się utrzymać i jeszcze pracę komuś dać - opowiada pani Maria.- Fortunę można było zbić? - pytam wprost.- Tak, jeśli ktoś miał budkę w Słubicach albo Kostrzynie. Tam były wielkie pieniądze. A u nas były porządne - mówi po namyśle.To samo słyszę od Grażyny Sławęckiej. Kupcem jest od lat 90. Handlowała już wszystkim poza spożywką. Teraz ma dwa stoiska odzieżą. Mówi, że najlepsze lata dla gorzowskich kupców skończyły się tak koło 2004, 2005 roku. - Prosta rzecz. Kiedyś tylko na Nadbrzeżnej, gdzie dziś jest bulwar, handlowało nas nawet około 500. Kolejna setka, jak nie więcej, na ul. Jerzego i na ryneczkach osiedlowych. Dziś jest nas dużo mniej. Ilu? U nas, na Cichoń­skiego 60. Mniej niż setka w hali przy ul. Witosa. Plus kilkadziesiąt osób na Jerzego - wylicza. A przecież zniknęło też dużo sklepów i sklepików - i z centrum, i z osiedli. - Drobny handel dobiły markety, a potem galerie. Teraz w zasadzie walczymy o przetrwanie - dodaje pani Grażyna.Ona z okazji dnia kupca życzyłaby sobie klientów. Najlepiej tylu co... na giełdzie samochodowej w niedzielę na dawnym Ursusie.- Tam jeszcze ocalał rynek jak sprzed lat. I ten dawny klimat. Handluje tam. Idę za klientem - mówi reporterowi z uśmiechem.Przeczytaj też:  Nowy bazar w Słubicach jest super, ale klientów na razie nie maZobacz też wideo: Magazyn Informacyjny GL 08.12.2017
8 grudnia przypada Dzień Kupca. - Naprawdę? To życzymy sobie dużo klientów - mówi Grażyna Sła­węcka z targowiska przy ul. Cichońskiego w Gorzowie. Maria Wichowska handluje w Gorzowie „od zawsze”, czyli od 1987 r. Czyli prawie pół swojego życia! W czwartkowy poranek spotykam ją przy stoisku z butami na targowisku przy ul. Cichońskiego (po dekomunizacji to ul. Hejmanow­skiej, ale każdy i tak używa starej nazwy).- Ósmego grudnia jest święto kupca? Poważnie? Nawet nie wiedziałam! Człowiek tu nie myśli o świętowaniu, tylko o tym, by klienci byli - wzdycha. Dookoła raczej pusto. I nic dziwnego - główny dojazd do targowiska jest od miesięcy w remoncie, który zaliczył opóźnienie. A klientowi nie chce się krążyć dookoła.Słubice, Kostrzyn - tam to były fortunyKiedyś było zupełnie inaczej. - Lata 90. to były złote czasy dla handlu. Kupcy, jak ja, sprzedawali wszystko na pniu. Nie było marketów, galerii, były nasze stragany. Był też klimat. Najlepiej sprzedawało się na obecnym bulwarze. To było targowisko z duszą. A pieniądze były takie, że cała rodzina z jednej szczęki mogła się utrzymać i jeszcze pracę komuś dać - opowiada pani Maria.- Fortunę można było zbić? - pytam wprost.- Tak, jeśli ktoś miał budkę w Słubicach albo Kostrzynie. Tam były wielkie pieniądze. A u nas były porządne - mówi po namyśle.To samo słyszę od Grażyny Sławęckiej. Kupcem jest od lat 90. Handlowała już wszystkim poza spożywką. Teraz ma dwa stoiska odzieżą. Mówi, że najlepsze lata dla gorzowskich kupców skończyły się tak koło 2004, 2005 roku. - Prosta rzecz. Kiedyś tylko na Nadbrzeżnej, gdzie dziś jest bulwar, handlowało nas nawet około 500. Kolejna setka, jak nie więcej, na ul. Jerzego i na ryneczkach osiedlowych. Dziś jest nas dużo mniej. Ilu? U nas, na Cichoń­skiego 60. Mniej niż setka w hali przy ul. Witosa. Plus kilkadziesiąt osób na Jerzego - wylicza. A przecież zniknęło też dużo sklepów i sklepików - i z centrum, i z osiedli. - Drobny handel dobiły markety, a potem galerie. Teraz w zasadzie walczymy o przetrwanie - dodaje pani Grażyna.Ona z okazji dnia kupca życzyłaby sobie klientów. Najlepiej tylu co... na giełdzie samochodowej w niedzielę na dawnym Ursusie.- Tam jeszcze ocalał rynek jak sprzed lat. I ten dawny klimat. Handluje tam. Idę za klientem - mówi reporterowi z uśmiechem.Przeczytaj też: Nowy bazar w Słubicach jest super, ale klientów na razie nie maZobacz też wideo: Magazyn Informacyjny GL 08.12.2017 archiwum "GL"
8 grudnia przypada Dzień Kupca. - Naprawdę? To życzymy sobie dużo klientów - mówi Grażyna Sła­węcka z targowiska przy ul. Cichońskiego w Gorzowie. Maria Wichowska handluje w Gorzowie „od zawsze”, czyli od 1987 r. Czyli prawie pół swojego życia! W czwartkowy poranek spotykam ją przy stoisku z butami na targowisku przy ul. Cichońskiego (po dekomunizacji to ul. Hejmanow­skiej, ale każdy i tak używa starej nazwy). - Ósmego grudnia jest święto kupca? Poważnie? Nawet nie wiedziałam! Człowiek tu nie myśli o świętowaniu, tylko o tym, by klienci byli - wzdycha. Dookoła raczej pusto. I nic dziwnego - główny dojazd do targowiska jest od miesięcy w remoncie, który zaliczył opóźnienie. A klientowi nie chce się krążyć dookoła. Słubice, Kostrzyn - tam to były fortuny Kiedyś było zupełnie inaczej. - Lata 90. to były złote czasy dla handlu. Kupcy, jak ja, sprzedawali wszystko na pniu. Nie było marketów, galerii, były nasze stragany. Był też klimat. Najlepiej sprzedawało się na obecnym bulwarze. To było targowisko z duszą. A pieniądze były takie, że cała rodzina z jednej szczęki mogła się utrzymać i jeszcze pracę komuś dać - opowiada pani Maria. - Fortunę można było zbić? - pytam wprost. - Tak, jeśli ktoś miał budkę w Słubicach albo Kostrzynie. Tam były wielkie pieniądze. A u nas były porządne - mówi po namyśle. To samo słyszę od Grażyny Sławęckiej. Kupcem jest od lat 90. Handlowała już wszystkim poza spożywką. Teraz ma dwa stoiska odzieżą. Mówi, że najlepsze lata dla gorzowskich kupców skończyły się tak koło 2004, 2005 roku. - Prosta rzecz. Kiedyś tylko na Nadbrzeżnej, gdzie dziś jest bulwar, handlowało nas nawet około 500. Kolejna setka, jak nie więcej, na ul. Jerzego i na ryneczkach osiedlowych. Dziś jest nas dużo mniej. Ilu? U nas, na Cichoń­skiego 60. Mniej niż setka w hali przy ul. Witosa. Plus kilkadziesiąt osób na Jerzego - wylicza. A przecież zniknęło też dużo sklepów i sklepików - i z centrum, i z osiedli. - Drobny handel dobiły markety, a potem galerie. Teraz w zasadzie walczymy o przetrwanie - dodaje pani Grażyna. Ona z okazji dnia kupca życzyłaby sobie klientów. Najlepiej tylu co... na giełdzie samochodowej w niedzielę na dawnym Ursusie. - Tam jeszcze ocalał rynek jak sprzed lat. I ten dawny klimat. Handluje tam. Idę za klientem - mówi reporterowi z uśmiechem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska