Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

8 najbardziej spektakularnych kradzieży w historii [ZDJĘCIA]

mat. prasowy
Te historie przyprawiają o dreszcze biznesmenów i rozgrzewają wyobraźnię reżyserów filmowych. Czy udany napad rabunkowy to zasługa sprytu i inteligencji złodzieja, a może niedostatecznych zabezpieczeń? Czy najsłynniejszych ataków można było uniknąć?Zobacz również: Próbował zatrzymać złodziei, którzy ukradli mu telefon. Wypadł z uciekającego pikapa Przeczytaj też:   Policjanci zlikwidowali złodziejską „dziuplę”. Odzyskano pojazdy warte 200 tys. zł
Te historie przyprawiają o dreszcze biznesmenów i rozgrzewają wyobraźnię reżyserów filmowych. Czy udany napad rabunkowy to zasługa sprytu i inteligencji złodzieja, a może niedostatecznych zabezpieczeń? Czy najsłynniejszych ataków można było uniknąć?Zobacz również: Próbował zatrzymać złodziei, którzy ukradli mu telefon. Wypadł z uciekającego pikapa Przeczytaj też: Policjanci zlikwidowali złodziejską „dziuplę”. Odzyskano pojazdy warte 200 tys. zł 123 rf
Te historie przyprawiają o dreszcze biznesmenów i rozgrzewają wyobraźnię reżyserów filmowych. Czy udany napad rabunkowy to zasługa sprytu i inteligencji złodzieja, a może niedostatecznych zabezpieczeń? Czy najsłynniejszych ataków można było uniknąć?

120 worków z pieniędzmi

Brytyjczycy nazwali to wydarzenie „napadem stulecia”. Chodzi o napad rabunkowy na pociąg, do którego doszło latem 1963 r. w pobliżu Mentmore. W wagonie pocztowym przewożone było ponad 2,6 mln funtów zapakowane w 120 worków. Były to zużyte banknoty, które banki w Glasgow wymieniły na nowe i przekazały do utylizacji do Londynu. 16-osobowy gang zamaskowanych rabusiów zmienił kolejność sygnalizacji świetlnej dla pociągu i zatrzymał go na czerwonym świetle. Maszynista został ogłuszony, ale nikomu więcej nie stała się krzywda. Napastnicy nie używali broni palnej. W 1963 r. nie było jeszcze bezpośredniej łączności między maszynistą a dyspozytornią, więc nie było jak wezwać pomocy policji.

worek z pieniędzmi
Do dziś nie odnaleziono złodzieja, który w lipcu 2013 r. ukradł z luksusowego hotelu Intercontinental Carlton Cannes biżuterię o łącznej wartości 136 mln dolarów. Kolekcja znajdowała się w jednym pomieszczeniu, bo właściciel (miliarder z Izraela Lev Leviev) użyczył jej hotelowi na wystawę. Uzbrojony mężczyzna w czapce i chustą na twarzy wszedł do hotelu przed południem, gdy wystawę właśnie instalowano. Na jego widok trzech ochroniarzy i kilku pracowników hotelu położyło się na ziemi. Nikomu nie stała się krzywda a złodziej błyskawicznie załadował łup do toreb i wybiegł tylnymi drzwiami.

To nie była pierwsza tak wielka kradzież w Carlton Hotel. W sierpniu 1994 roku trójka złodziei obrabowała tamtejszego jubilera z przedmiotów o wartości 45 milionów dolarów. Kradzież ta trafiła wtedy do księgi rekordów Guinessa.

Być może pecha przyniósł hotelowi Alfred Hitchock, który w 1955 r. kręcił w nim film „Złodziej w hotelu”.
- W Intercontinental Carlton Cannes ochrona była niekompletna. Hotel, który organizuje wystawę o takiej wartości pieniężnej, powinien zatroszczyć się o szczególne środki ostrożności. Jednym z nich mogłoby być zatrudnienie profesjonalnej ochrony, która weryfikowałaby osoby jeszcze na etapie wchodzenia do budynku. Warto także zastosować inne środki technicznego zabezpieczenia, np. kamery – mówi Dariusz Kurek. Mat. prasowe

Szacuje się, że wartość łupu to obecnie ok. 260 mln zł. Tak duża suma zaskoczyła złodziei, którzy liczyli na kilkaset tysięcy funtów. Z tego względu najprawdopodobniej zaczęli zachowywać się nieostrożnie i szybko wpadli. Policja dopadła ich dzięki odciskom palców i osadziła w więzieniu. Mimo to, pieniędzy nigdy nie odzyskano.

Komentuje Dariusz Kurek, dyrektor ochrony Impel Security Polska: - W dzisiejszych czasach konwoje wartości pieniężnych nie odbywają się już w taki sposób jak w latach 60-tych ubiegłego wieku. Wprowadzone zostały odpowiednie przepisy, które regulują wszelkie procedury związane z transportem pieniędzy, dostępne są też rozwinięte środki łączności. Pojazdy konwojujące są obecnie wręcz nafaszerowane wieloma zabezpieczeniami technicznymi. Od czasu napadu na pociąg w 1963 r. znacznie zmniejszył się również obrót gotówkowy, co powoduje ograniczenie przewożonych wartości.

Zobacz: Okradali neapolitańskich jubilerów przez podziemny tunel. Usłyszeli zarzuty
https://get.x-link.pl/684dec5a-6c6d-cd75-2715-58d392c756ec,ef8cbb3c-af01-f318-551b-1afc8454f9e2,embed.html
(wideo: RUPTLY/x-news)

Obrócili skarbiec w pył

52 lata później w kwietniu 2015 r., również w Wielkiej Brytanii doszło do napadu rabunkowego, w którym zginęły kosztowności za 200 milionów funtów. Podczas długiego wielkanocnego weekendu złodzieje obrabowali Hatton Garden Safe Deposit w londyńskiej dzielnicy słynącej ze sprzedaży diamentów i kosztowności; miejsce, w którym najbogatsi przechowywali swoje najcenniejsze rzeczy, m. in. biżuterię i zegarki warte dziesiątki tysięcy funtów.

Napastnicy wykazali się niezwykłą precyzją i pomysłowością. By dostać się do Hatton Garden wykorzystali szyb windy w sąsiednim budynku. Stamtąd weszli do piwnicy wybranego obiektu, gdzie przebili dwumetrowy mur oddzielający ich od skarbca i rozpruli metalowe drzwi prowadzące do pomieszczenia ze skrytkami. Opróżnili 70 z nich. Kiedy policja przyjechała na miejsce, zastała w miejscu skarbca tylko kurz i pył. Złodziei nie udało się namierzyć, a cennych przedmiotów nigdy nie odzyskano.

sejf
52 lata później w kwietniu 2015 r., również w Wielkiej Brytanii doszło do napadu rabunkowego, w którym zginęły kosztowności za 200 milionów funtów. Podczas długiego wielkanocnego weekendu złodzieje obrabowali Hatton Garden Safe Deposit w londyńskiej dzielnicy słynącej ze sprzedaży diamentów i kosztowności; miejsce, w którym najbogatsi przechowywali swoje najcenniejsze rzeczy, m. in. biżuterię i zegarki warte dziesiątki tysięcy funtów.

Napastnicy wykazali się niezwykłą precyzją i pomysłowością. By dostać się do Hatton Garden wykorzystali szyb windy w sąsiednim budynku. Stamtąd weszli do piwnicy wybranego obiektu, gdzie przebili dwumetrowy mur oddzielający ich od skarbca i rozpruli metalowe drzwi prowadzące do pomieszczenia ze skrytkami. Opróżnili 70 z nich. Kiedy policja przyjechała na miejsce, zastała w miejscu skarbca tylko kurz i pył. Złodziei nie udało się namierzyć, a cennych przedmiotów nigdy nie odzyskano.

Dariusz Kurek: - Czy można było udaremnić tak precyzyjnie zaplanowany napad? Trudno powiedzieć, bo dokładne dane na temat zastosowanych w Hatton Garden zabezpieczeń są niedostępne. Ryzyko kradzieży w takich miejscach zmniejszają odpowiednie zabezpieczenia techniczne, monitoring i fizyczna ochrona mienia. Być może któregoś z tych elementów zabrakło. Jedno jest pewne. Złodzieje musieli wiedzieć, jakie zabezpieczenia muszą pokonać. Dlatego plan ochrony zawsze powinien pozostawać tajemnicą. Mat. prasowe

Dariusz Kurek: - Czy można było udaremnić tak precyzyjnie zaplanowany napad? Trudno powiedzieć, bo dokładne dane na temat zastosowanych w Hatton Garden zabezpieczeń są niedostępne. Ryzyko kradzieży w takich miejscach zmniejszają odpowiednie zabezpieczenia techniczne, monitoring i fizyczna ochrona mienia. Być może któregoś z tych elementów zabrakło. Jedno jest pewne. Złodzieje musieli wiedzieć, jakie zabezpieczenia muszą pokonać. Dlatego plan ochrony zawsze powinien pozostawać tajemnicą.

Zobacz: Złodziejka "przytulaczka" złapana w Turynie. Zanim okradła, przytulała i całowała

(wideo:enex/x-news)

Fałszywy konwój

Czterej mężczyźni przygotowali się do kradzieży diamentów w Holandii tak sprytnie, że nikt nawet nie zauważył ich akcji. Na lotnisko Schiphol w Amsterdamie regularnie przylatują najcenniejsze diamenty świata. Stamtąd są transportowane do Antwerpii specjalnymi konwojami holenderskich służb lotniczych. Złodzieje ukradli odpowiedni samochód oraz ubrania funkcjonariuszy i po prostu pewnego dnia zgłosili się po odbiór kosztowności.

Mieli ogromne szczęście. Okazało się, że transport obejmował w ten dzień kamienie o wartości aż 118 mln dolarów. Diamentów nie udało się odzyskać, ale w sprawie aresztowano kilkanaście osób, w tym, jak się okazało, zamieszanych w kradzież pracowników lotniska.

daimenty
W tej historii nie ma skarbca, pieniędzy, ani biżuterii. Nie ma też zamaskowanych rabusiów z bronią w ręku. Gdy jednak świat dowiedział się o wycieku danych z kancelarii prawnej w Panamie na skroniach najbogatszych polityków tego świata pojawił się zimny pot. Chodzi o „Panama Papers” – aferę z początku 2016 r.

Ze zlokalizowanej w raju podatkowym (Panamie) kancelarii Mossack Fonseca hakerzy wykradli dziesiątki tysięcy dokumentów zawierających dane o klientach firmy: bogatych biznesmenach, politykach, celebrytach, filmowcach i sportowcach, którzy chcąc uniknąć płacenia podatków w swoim macierzystym kraju, rejestrowali działalność w Panamie.

Po wycieku, osoba przedstawiająca się jako „John Doe”, udostępniła dane gazecie „Süddeutsche Zeitung”, która po przeanalizowaniu ich wraz z dziennikarzami śledczymi z całego świata opublikowała serię artykułów o politykach uciekających przed podatkami we własnych krajach.

Choć można dyskutować o tym, czy działania hakerów były etyczne oraz rozważać nad moralnością polityków, to jedno jest pewne. Kancelaria Mossack Fonseca straciła klientów i zaufanie bezpowrotnie. Jak można zabezpieczyć się przed atakiem hakerów i wyciekiem poufnych danych?

Nasz ekspert zauważa, że ataki cyfrowe są znacznie trudniejsze do powstrzymania. Żyjemy w dobie hakerów i nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć ich działania. Niestety, firmy specjalizujące się w cyberzabezpieczeniach są wciąż o krok za hakerami. Dlatego, na ile jest to możliwe, należy jak najczęściej zmieniać algorytmy zabezpieczeń elektronicznych – radzi Dariusz Kurek. Mat. prasowe

- W tej sytuacji błąd nastąpił na etapie identyfikowania uprawnień osób, które przyjeżdżają po wartości pieniężne. Nie zachowano przy tym należytej ostrożności – mówi Dariusz Kurek. – Proces wydawania wartości pieniężnych regulują ściśle określone procedury, których w żadnym względzie nie wolno lekceważyć. Ponadto jeszcze przed zatrudnieniem osób w charakterze konwojentów należy zadbać o dokładną ich weryfikację, to samo tyczy się również pracowników podmiotów bankowych. Istotną rolę odgrywa również właściwy nadzór nad zatrudnionymi już pracownikami.

Zobacz: Złodzieje w 20 sek. obrabowali sklep z ubraniami w Chicago. Wjechali ciężarówką do środka

(wideo: US CBS/x-news)

Złodziej – kolekcjoner

Stephane Breitwieser pozostawał nieuchwytny przez 7 lat. W tym czasie okradł blisko 170 muzeów w całej Europie: zabierał obrazy (wycinał je z ram), rzeźby, srebra, puchary, talerze. Zwykle z niewielkich i źle strzeżonych muzeów i galerii. Jego modus operandi można opisać jako „okazja czyni złodzieja”. Na miejscu zjawiał się jako gość. Przychodził w pierwszych godzinach pracy muzeów i był jedynym zwiedzającym. Nie budził podejrzeń zaspanych jeszcze pracowników. Wykorzystywał to, że w wielu muzeach zabezpieczenia przed kradzieżą sprowadzały się do zamontowania kilku kamer, które nie obejmowały całej wystawy. Skradzione przedmioty wynosił pod płaszczem, w plecaku, czasem po prostu wyrzucał je przez okno.

Wpadł w 2001r. na wernisażu w Muzeum Richarda Wagnera w Lucernie. Francuski złodziej przyznał się do kradzieży 239 dzieł sztuki, których równowartość oszacowano na 1,4 mld dolarów. Nie sprzedawał ich jednak, lecz kolekcjonował – podkreślał to w sądzie. Dzięki temu wiele z nich udało się odzyskać.

- Złodziej wykazał się sprytem. Rzeczywiście jest tak, że pory dnia, w których ma się dokonać kradzież, mają znaczenie. Inaczej oddziałuje percepcja pracownika muzeum, banku lub sklepu o poranku, a w inny sposób postrzegają oni zagrożenia wieczorem - mówi Dariusz Kurek. - Większa czujność pracowników i kompletny monitoring z pewnością pomogłyby powstrzymać Stephana Breitwiesera.

Zobacz: Kradzież w stylu "Oceans Eleven". 100-kilogramowa złota moneta zniknęła z muzeum w Berlinie

(wideo: RUPTLY]

Pechowy hotel w Cannes

Do dziś nie odnaleziono złodzieja, który w lipcu 2013 r. ukradł z luksusowego hotelu Intercontinental Carlton Cannes biżuterię o łącznej wartości 136 mln dolarów. Kolekcja znajdowała się w jednym pomieszczeniu, bo właściciel (miliarder z Izraela Lev Leviev) użyczył jej hotelowi na wystawę. Uzbrojony mężczyzna w czapce i chustą na twarzy wszedł do hotelu przed południem, gdy wystawę właśnie instalowano. Na jego widok trzech ochroniarzy i kilku pracowników hotelu położyło się na ziemi. Nikomu nie stała się krzywda a złodziej błyskawicznie załadował łup do toreb i wybiegł tylnymi drzwiami.

To nie była pierwsza tak wielka kradzież w Carlton Hotel. W sierpniu 1994 roku trójka złodziei obrabowała tamtejszego jubilera z przedmiotów o wartości 45 milionów dolarów. Kradzież ta trafiła wtedy do księgi rekordów Guinessa.

Być może pecha przyniósł hotelowi Alfred Hitchock, który w 1955 r. kręcił w nim film „Złodziej w hotelu”.
- W Intercontinental Carlton Cannes ochrona była niekompletna. Hotel, który organizuje wystawę o takiej wartości pieniężnej, powinien zatroszczyć się o szczególne środki ostrożności. Jednym z nich mogłoby być zatrudnienie profesjonalnej ochrony, która weryfikowałaby osoby jeszcze na etapie wchodzenia do budynku. Warto także zastosować inne środki technicznego zabezpieczenia, np. kamery – mówi Dariusz Kurek.

Zobacz: Napad na sklep jubilerski w Nowym Jorku. W biały dzień złodzieje ukradli biżuterię wartą 300 tys. dolarów

(wideo: STORYFUL/x-news)

Dokumenty cenniejsze od diamentów

W tej historii nie ma skarbca, pieniędzy, ani biżuterii. Nie ma też zamaskowanych rabusiów z bronią w ręku. Gdy jednak świat dowiedział się o wycieku danych z kancelarii prawnej w Panamie na skroniach najbogatszych polityków tego świata pojawił się zimny pot. Chodzi o „Panama Papers” – aferę z początku 2016 r.

Ze zlokalizowanej w raju podatkowym (Panamie) kancelarii Mossack Fonseca hakerzy wykradli dziesiątki tysięcy dokumentów zawierających dane o klientach firmy: bogatych biznesmenach, politykach, celebrytach, filmowcach i sportowcach, którzy chcąc uniknąć płacenia podatków w swoim macierzystym kraju, rejestrowali działalność w Panamie.
Po wycieku, osoba przedstawiająca się jako „John Doe”, udostępniła dane gazecie „Süddeutsche Zeitung”, która po przeanalizowaniu ich wraz z dziennikarzami śledczymi z całego świata opublikowała serię artykułów o politykach uciekających przed podatkami we własnych krajach.

komputer
Polacy mają też na koncie bardzo brutalne napady rabunkowe. Najbardziej krwawym był atak na placówkę Kredyt Banku przy ul. Żelaznej w Warszawie, do którego doszło wiosną 2001 r. Pisały o nim wszystkie gazety w kraju.

Trzech mężczyzn wtargnęło do banku i bezlitośnie z zimną krwią zamordowało ochroniarza i trzy kasjerki. Kobiety zmarły od pojedynczych strzałów w głowę, mężczyzna został postrzelony trzykrotnie. Życie pracowników Kredyt Banku było warte nieco ponad 100 tys. zł. Mordercy zrabowali bowiem łącznie 76 tys. zł, 5 tys. dolarów, ponad 2 tys. marek niemieckich, 700 franków francuskich, 405 funtów i 300 franków szwajcarskich. Zabrali też komórki zabitym kobietom i walkmana.

Napastników udało się złapać, ale pieniędzy nie odzyskano – bandyci wszystko wydali na imprezy i drogie ubrania. Mężczyźni usłyszeli wyroki dożywocia i już od 15 lat pozostają za kratkami. Filia Kredyt Banku została zamknięta i przez dziesięć kolejnych lat nikt nie wynajął pustych pomieszczeń.

- W sytuacji ataku agresywnych i uzbrojonych napastników, należy poddać się ich woli i wykonywać polecenia. Pamiętać należy, że walczy się o swoje życie i nie można w żaden sposób prowokować do agresji. Jeżeli jest to możliwe, trzeba uruchomić przycisk napadowy - radzi Dariusz Kurek z Impel Security Polska. - Ważne jest, aby zapamiętać rysopis i kierunek ucieczki napastników, aby móc później przekazać te informacje policji - są one niezbędne w odnalezieniu sprawców. Ujęcie napastników odbywa się zawsze poza granicami budynku, aby nie narażać osób postronnych na niebezpieczeństwo. Mat. prasowe

Choć można dyskutować o tym, czy działania hakerów były etyczne oraz rozważać nad moralnością polityków, to jedno jest pewne. Kancelaria Mossack Fonseca straciła klientów i zaufanie bezpowrotnie. Jak można zabezpieczyć się przed atakiem hakerów i wyciekiem poufnych danych?

Nasz ekspert zauważa, że ataki cyfrowe są znacznie trudniejsze do powstrzymania. Żyjemy w dobie hakerów i nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć ich działania. Niestety, firmy specjalizujące się w cyberzabezpieczeniach są wciąż o krok za hakerami. Dlatego, na ile jest to możliwe, należy jak najczęściej zmieniać algorytmy zabezpieczeń elektronicznych – radzi Dariusz Kurek.

Zobacz: Polscy złodzieje organizują własne Oscary - do "najlepszych" trafiają statuetki

(wideo: Dzień Dobry TVN)

Hazardziści z Wołowa

Również w Polsce dochodziło do spektakularnych kradzieży. Największy pod względem wartości łupu napad na bank w historii PRL został przeprowadzony latem 1962 r. w Wołowie w pobliżu Wrocławia. W czasach, gdy średnie miesięczne wynagrodzenie wynosiło 1680 zł, łupem złodziei padło ponad 12,5 mln zł. Nic dziwnego, że na podstawie tej historii nakręcono w 1975 r. film („Hazardziści” w reżyserii Mieczysława Waśkowskiego).

Włamywacze dostali się do banku późnym wieczorem, obezwładnili strażnika i przy użyciu podnośnika samochodowego wybili dziurę w stropie skarbca. Łup udało się wywieźć i milicja długo nie mogła wpaść na trop przestępców. Spośród skradzionych pieniędzy, trzy czwarte banknotów stanowiły świeżo wydrukowane. Milicjanci ustalili więc ich numery seryjne i czekali, aż włamywacze popełnią błąd i zaczną wydawać nowe złotówki. Tak się w końcu stało.

Po aresztowaniu sprawców, okazało się, że żaden z nich nie miał nigdy konfliktu z prawem. Pięciu głównych sprawców zostało skazanych na dożywocie zamienione następnie na 25 lat. Dwóch wspólników dostało 15 lat, a oskarżeni z rodziny i kręgu znajomych od 1 do 8 lat więzienia. Milicji udało się odzyskać 11,6 mln zł.

- W obecnym czasie dysponujemy innymi rodzajami zabezpieczeń technicznych, które uniemożliwiają nieautoryzowane wejścia. Najnowsza technologia pozwala na zapobieganie wszelkich naruszeń konstrukcji np. skarbca - zainstalowane czujniki drgań niezwłocznie wzbudzą alarm - mówi Dariusz Kurek.

Zobacz: Ukradli w całej Europie ponad 94 mln zł. Wpadli w ręce lubelskiej policji

Trzy zabójstwa za 100 tys. zł

Polacy mają też na koncie bardzo brutalne napady rabunkowe. Najbardziej krwawym był atak na placówkę Kredyt Banku przy ul. Żelaznej w Warszawie, do którego doszło wiosną 2001 r. Pisały o nim wszystkie gazety w kraju.

Trzech mężczyzn wtargnęło do banku i bezlitośnie z zimną krwią zamordowało ochroniarza i trzy kasjerki. Kobiety zmarły od pojedynczych strzałów w głowę, mężczyzna został postrzelony trzykrotnie. Życie pracowników Kredyt Banku było warte nieco ponad 100 tys. zł. Mordercy zrabowali bowiem łącznie 76 tys. zł, 5 tys. dolarów, ponad 2 tys. marek niemieckich, 700 franków francuskich, 405 funtów i 300 franków szwajcarskich. Zabrali też komórki zabitym kobietom i walkmana.

Napastników udało się złapać, ale pieniędzy nie odzyskano – bandyci wszystko wydali na imprezy i drogie ubrania. Mężczyźni usłyszeli wyroki dożywocia i już od 15 lat pozostają za kratkami. Filia Kredyt Banku została zamknięta i przez dziesięć kolejnych lat nikt nie wynajął pustych pomieszczeń.

napad z bronią
Czterej mężczyźni przygotowali się do kradzieży diamentów w Holandii tak sprytnie, że nikt nawet nie zauważył ich akcji. Na lotnisko Schiphol w Amsterdamie regularnie przylatują najcenniejsze diamenty świata. Stamtąd są transportowane do Antwerpii specjalnymi konwojami holenderskich służb lotniczych. Złodzieje ukradli odpowiedni samochód oraz ubrania funkcjonariuszy i po prostu pewnego dnia zgłosili się po odbiór kosztowności.

Mieli ogromne szczęście. Okazało się, że transport obejmował w ten dzień kamienie o wartości aż 118 mln dolarów. Diamentów nie udało się odzyskać, ale w sprawie aresztowano kilkanaście osób, w tym, jak się okazało, zamieszanych w kradzież pracowników lotniska.

- W tej sytuacji błąd nastąpił na etapie identyfikowania uprawnień osób, które przyjeżdżają po wartości pieniężne. Nie zachowano przy tym należytej ostrożności – mówi Dariusz Kurek. – Proces wydawania wartości pieniężnych regulują ściśle określone procedury, których w żadnym względzie nie wolno lekceważyć. Ponadto jeszcze przed zatrudnieniem osób w charakterze konwojentów należy zadbać o dokładną ich weryfikację, to samo tyczy się również pracowników podmiotów bankowych. Istotną rolę odgrywa również właściwy nadzór nad zatrudnionymi już pracownikami. Mat. prasowe

- W sytuacji ataku agresywnych i uzbrojonych napastników, należy poddać się ich woli i wykonywać polecenia. Pamiętać należy, że walczy się o swoje życie i nie można w żaden sposób prowokować do agresji. Jeżeli jest to możliwe, trzeba uruchomić przycisk napadowy - radzi Dariusz Kurek z Impel Security Polska. - Ważne jest, aby zapamiętać rysopis i kierunek ucieczki napastników, aby móc później przekazać te informacje policji - są one niezbędne w odnalezieniu sprawców. Ujęcie napastników odbywa się zawsze poza granicami budynku, aby nie narażać osób postronnych na niebezpieczeństwo.

Zobacz: Gang napadał na posiadłości najbogatszych Polaków

(wideo: TVN/x-news)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska