Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

92-letni naukowiec napisał kolejną książkę

Dariusz Brożek 095 742 16 83 [email protected]
Podczas promocji swej najnowszej książki w rodzinnym Międzychodzie prof. Władysław Górski przez dwie godziny opowiadał o swych wojennych przygodach i rozśmieszał słuchaczy zabawnymi anegdotami.
Podczas promocji swej najnowszej książki w rodzinnym Międzychodzie prof. Władysław Górski przez dwie godziny opowiadał o swych wojennych przygodach i rozśmieszał słuchaczy zabawnymi anegdotami. fot. Dariusz Brożek
Pochodzący z Międzychodu prof. Władysław Górski bronił Tobruku i szturmował Monte Cassino. Ze swadą opowiada o wojennych perypetiach. Opisał jej w autobiograficznej książce, którą wydała właśnie poznańska oficyna.

W 1927 r. w Międzychodzie otwarto gimnazjum, czyli odpowiednik dzisiejszego liceum. W pierwszym szeregu uczniów dumnie prężył pierś 10-letni wówczas Władek Górski z pobliskiego Bielska. Długo w szkole miejsca jednak nie zagrzał. Był najlepszym uczniem, dlatego po drugiej klasie skierowano go do renomowanego gimnazjum w Rydzynie. Po maturze kilku jego kolegów zgłosiło się na ochotnika do wojska.

- Mnie uznali jednak za niezdolnego do służby wojskowej, bo miałem platfusa, słaby wzrok i problemy z sercem. Dlatego zamiast do wojska poszedłem na studia - opowiada 92-letni naukowiec, z którym spotkaliśmy się przed tygodniem w jego rodzinnym Międzychodzie.

W sierpniu 1939 r. W. Górski obronił dyplom na wydziale prawa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Z tytułem magistra w kieszeni pojechał na wywczasy do Iwonicza. Błogi czas leniuchowania i filtrów w miejscowymi pannami przerwał wybuch wojny. Zgłosił się do kopania okopów i noszenia amunicji. I z grupą kolegów trafił do sowieckiej niewoli. Uciekli pierwszej nocy. Ogłuszyli strażników i przepłynęli San. Potem przedarli się na Węgry.

- Chcieliśmy zaciągnąć się do polskiego wojska we Francji. Los sprawił, że wylądowaliśmy w Palestynie - opowiada.

Na mułach przeciw tygrysom

Na Węgrzech uciekinier trafił do domu Karola Horvatha. Gościnny Madziar chciał go wyswatać z którąś z czterech córek. Dziewczyny były miłe i urodziwe, ale międzychodzianin wybrał dolę i niedolę żołnierza-tułacza. Dlaczego? ,,Wolałem ich na front i mieć nieprzyjaciela z przodu, a nie ze wszystkich stron'' - napisał w autobiograficznej książce ,,Przez Tobruk i Monte Cassino do Sztabu Sprzymierzonych'', która wydała właśnie poznańska oficyna Interfund.

Przez Jugosławię, Grecję i Turcję międzychodzianin trafił do Palestyny, gdzie 19 sierpnia 1940 r. został wcielony do formującej się w Haifie Brygady Strzelców Karpackich. Magister prawa został szeregowym strzelcem. Miał bronić Aleksandrii. Podczas wypraw po prowiant zwiedzał starożytne zabytki, ale zawsze znalazł czas, aby z kolegami odwiedzić tawernę Greka, który serwował wyśmienite napitki.

- Wtedy Anglicy zmułowali naszą brygadę. Przesadzili nas na muły i wysłali przeciw niemieckim tygrysom - wspomina.

Zdobyli kasyno

Chrzest bojowy przeszedł broniąc Tobruku, który dla karpatczyków stał się symbolicznym Zbarażem. Wpierw odpierali ataki włoskich bersalierów. Radzili sobie chwacko, bo Włosi nie grzeszyli odwagą, a ich dowódcy nie dorównywali strategicznymi talentami swym przodkom z czasów republiki i cesarstwa rzymskiego. Potem jednak nadciągnęli znakomicie wyposażeni i wyszkoleni żołnierze niemieckiego korpusu pancernego pod dowództwem Lwa Pustyni, czyli generała Edwina Rommla. W. Górski wspomina nocne szturmy i kontrataki Niemców, dni bez wody i sucharów. Oraz zdobycie generalskiego kasyna.

- Po tygodniach sucharowej diety rzuciliśmy się na bielutki i świeży chleb w celofanie, kiełbasy, szynki i koniaki - opowiada.

Kolejna ważna data w jego życiorysie to 18 maja 1944 r., kiedy po tygodniu krwawych szturmów karpatczycy zatknęli polską flagę na ruinach klasztoru w Monte Cassino.

Na Placu Pigalle kasztanów nie szukał

Międzychodzianin znał w mowie i piśmie osiem języków, dlatego po bitwie został skierowany do Sztabu Sprzymierzonych w Paryżu. A Paryż to oczywiście wieża Eiffla i Plac Pigalle, gdzie - jak zaznacza w swej książce - kasztanów wcale nie szukał.
Po wojnie trafił do słonecznej Italii, potem do spowitego całunem deszczowych mgieł Albionu. W 1946 r. jako jedyny oficer swojego pułku wrócił do Polski. Został skierowany do Szczecina, gdzie tworzył Akademię Handlową - obecny Uniwersytet Szczeciński. Kiedy paradował po zawalonych gruzem ulicach w angielskim battle-dressie (mundurze) i z orderami na piersiach, ludzie pukali się w głowy i pytali, po coś ośle wrócił?

Wojenna przeszłość ciążyła na nim przez trzy dekady. - Przez 12 lata czekałem na tytuł belwederskiego profesora. Nie przeszkodzili mi jednak w wydaniu ponad 500 publikacji naukowych, w tym kilkudziesięciu książek - mówi.

W. Górski ma już 92 lata, ale pracuje jeszcze w Wyższej Szkole Biznesu w Poznaniu. Specjalizuje się w prawie morskim i transportowym Jest honorowym oficerem 12. Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie, angielski Uniwersytet Cambridge zaliczył go do grona 500 najwybitniejszych osobistości na świecie, a w latach 1990 i 1991 Instytut Biograficzny w Raleigh w USA przyznał mu tytuł Człowieka Roku.

Profesor często przyjeżdża do Międzychodu. - Podczas rodzinnych spotkań jest duszą towarzystwa - mówią jego bratanice Krystyna Jagiełła i Zofia Cybulska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska