Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera za ladą. A wszystko przez sprzedaż... na zeszyt

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Archiwum / Piotr Jędzura
Mała miejscowość, wiejski sklepik i kłamstwo dwóch kobiet, które doprowadziło do skazania niewinnej osoby. Taka afera wybuchła 10 lat temu we wsi w gminie Strzelce Krajeńskie. A wszystko przez sprzedaż... na zeszyt.

Zaczęło się od sporu między właścicielką sklepu a jej byłą pracownicą. Byłą, bo Iza po trzech latach stania za ladą została zwolniona. Dziewczyna nie zgadzała się z decyzją szefowej, więc złożyła wniosek do sądu pracy. Zażądała od byłej pracodawczyni 13 tys. zł. To m.in. za niewykorzystany urlop i nadgodziny. Iza twierdziła, że nie mogła skorzystać z wolnego i pracowała ponad stan. Kilkanaście dni po tym, jak złożyła pozew, do sądu trafił wniosek pani Marii. Właścicielka sklepu oskarżyła sprzedawczynię o manko. Suma poważna, bo szefowa wyliczyła, że w kasie brakuje 26 tys. zł, a odpowiedzialna za fatalny bilans jest Iza...

Jak z kasy ginęła kasa?

Zarzuty, a później oskarżenie, opierały się na zeznaniach gimnazjalistki Joanny i jej matki Aliny. Co takiego w postępowaniu przygotowawczym i w sądzie rejonowym mówiła dziewczyna? Przede wszystkim stratami w sklepowej kasie obciążyła byłą sprzedawczynię.
Według 17-latki kradzież wyglądała tak: Joanna przyjaźniła się z Izą, więc do sklepu przychodziła prawie codziennie. Kiedy nie było klientów, kasjerka miała jej dawać na przechowanie pieniądze z utargu. Nie były to duże kwoty, miesięcznie wychodziło 200-300 zł. Gimnazjalistka szła do domu (mieszkała po sąsiedzku), a wieczorem koleżanka przychodziła po odbiór gotówki. Skradzione w ten sposób pieniądze miała wydawać w barze lub na zakupach w Strzelcach Kraj. Darmowe zakupy w sklepie pani Marii mieli też robić znajomi sprzedawczyni oraz jej rodzina.
Mało tego, Joanna zeznała, że Iza dawała także towar jej - alkohol, papierosy i produkty spożywcze. Jakie zyski z tego miała dziewczyna? W zamian za pomoc dostawała żywność i fajki (Joasia świętą nie była, dwa razy nie zdała do trzeciej klasy). Proceder miał trwać około dwóch lat. Dzień w dzień, z małymi przerwami.

Wyrok na Izę

Słowa gimnazjalistki potwierdzała jej matka. Alina tłumaczyła, że córka bała się przyznać do pomocy w przestępstwie, bo myślała, że zostanie oskarżona za współudział. Właścicielka sklepu twierdziła, że matka z córką same zgłosiły się do niej z tymi rewelacjami. Pani Maria zawiozła nawet osobiście Joannę na przesłuchanie do strzeleckiej komendy. Posądzana o kradzież Iza od początku nie przyznawała się do winy. Podkreślała, że cała historia jest wymyślona.
- Przez trzy lata nie miałam manka w kasie, a tu nagle okazuje się, że brakuje 26 tys. zł? - broniła się. W czasie konfrontacji zeznań na komendzie sugerowała też, że jej była szefowa zmusiła młodą Joannę, by ta ją obciążyła. Powodem miała być zemsta za pozew do sądu pracy.
W sądzie rejonowym ruszył proces. 7 sierpnia zapadł wyrok na Izę. Sprzedawczyni usłyszała, że jest winna przywłaszczenia prawie 4 tys. zł (tyle udało się udowodnić). Karą było osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Iza miała także półtora roku, by zwrócić poszkodowanej 3 tys. zł. Skazana w pierwszej instancji kobieta odwołała się do sądu okręgowego. A podczas rozprawy apelacyjnej nastąpił przełom...

Listy, które stały się dowodem

Joanna zeznała nagle, że wszystko, co wcześniej mówiła, jest nieprawdą. Śpiewkę o wynoszeniu przez Izę pieniędzy i towaru wymyśliła, by pani Maria dalej dawała jej rodzinie żywność na zeszyt. Był także inny dowód w tej sprawie, na który sąd musiał zwrócić uwagę. Gimnazjalistka pisała listy do sprzedawczyni, w których przepraszała ją za oskarżające słowa, tłumaczyła, że nie mogła postąpić inaczej.
Gorzowski sąd uchylił wyrok i przekazał postępowanie do ponownego rozpatrzenia. Sprawa wróciła do Strzelec Kraj. Tam matka z córką jeszcze raz potwierdziły, że wcześniejsza historia o wynoszeniu pieniędzy przez Izę jest nieprawdziwa. - Obciążyłam Izę, by właścicielka dawała nam chleb na zeszyt - powtórzyła Joanna. Ostatecznie sąd uniewinnił kasjerkę. Ta przyznała później, że wyrok był dla niej tragedią. We wsi przez miesiące była wytykana palcami i nazywana złodziejką.

Ukarane za nieprawdę

Ale pani Maria nie pozwoliła, by sprawa tak się skończyła. Skoro matka z córką przyznały się do kłamstwa, złożyła do prokuratury wniosek o ukaranie kobiet za składanie fałszywych zeznań. Właścicielka sklepu miała własną wersję. Twierdziła, że nie chciała dalej dawać Alinie alkoholu na zeszyt, dlatego ta w odwecie razem z córką odwołały wcześniejsze zeznania.
Sędzia musiał teraz ustalić, kiedy kobiety mówiły prawdę, a kiedy zmyślały. Po kolejnych przesłuchaniach potwierdził, że Joanna i Alina kłamały w sądzie rejonowym i przed policjantami. Prawdą jest natomiast to, co mówiły w czasie apelacji. Obie oskarżone przyznały się do winy. Młodsza dostała osiem miesięcy, a starsza sześć. Ale do więzienia nie poszły, bo wykonanie kary zostało warunkowo zawieszone.

PS Imiona bohaterek zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska