Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka Słowikowska: - Badam białe karły

Rozmawiał Michał Kurowicki
AGNIESZKA SŁOWIKOWSKA. Ma 33 lata. Jest doktorem nauk fizycznych w zakresie astronomii. Pracuje jako adiunkt w Instytucie Astronomii na Wydziale Fizyki i Astronomii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Współodkrywczyni pierwszego magnetara optycznego, czyli gwiazdy neutronowej o ekstremalnie dużej wartości pola magnetycznego. Do Zielonej Góry, wraz z mężem Tomaszem i dwuipółletnią córeczką Helenką, przyjechała w październiku 2009. W wolnym czasie grywa w squasha, pływa i jeździ na rolkach.
AGNIESZKA SŁOWIKOWSKA. Ma 33 lata. Jest doktorem nauk fizycznych w zakresie astronomii. Pracuje jako adiunkt w Instytucie Astronomii na Wydziale Fizyki i Astronomii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Współodkrywczyni pierwszego magnetara optycznego, czyli gwiazdy neutronowej o ekstremalnie dużej wartości pola magnetycznego. Do Zielonej Góry, wraz z mężem Tomaszem i dwuipółletnią córeczką Helenką, przyjechała w październiku 2009. W wolnym czasie grywa w squasha, pływa i jeździ na rolkach. Fot. Wojciech Waloch
Nie zamierzam uciekać z Zielonej Góry. Gdy chcę jechać do instytutu Maxa Plancka w Monachium wsiadam w samolot i lecę - mówi astronom dr Agnieszka Słowikowska z Uniwersytetu Zielonogórskiego.

- Znalazła się pani niedawno w gronie najzdolniejszych młodych polskich naukowców, którym tygodnik Polityka przyznał swoje stypendia akcji "Zostańcie z nami!". Co to dla pani oznacza?
- Niewątpliwie jest to konkretny zastrzyk gotówki, ale przede wszystkim prestiż. Nie tylko dla mnie, również dla instytutu oraz uniwersytetu, na którym teraz pracuję. To jest jedyna nagroda, którą można przeznaczyć na badania naukowe lub też na buty dla dziecka czy lodówkę.

- Jest pani zielonogórzanką?
- Nie. Urodziłam się i wychowałam w Bydgoszczy. Studiowałam astronomię w Toruniu. Potem były studia doktoranckie w Centrum Astronomii im. Mikołaja Kopernika PAN. I kilka staży zagranicznych w różnych krajach, w tym dwa lata w Instytucie Maxa Plancka w Monachium.

- I nie za ciasno teraz w Zielonej Górze?
- Skądże, mieszka się tu fantastycznie. Do pracy mam kwadrans, basen pod nosem, wszędzie blisko. To naprawdę ważne, gdy człowiek ciągle biegnie, ciągle się spieszy. Gdybym jeszcze do tego miała dwie godziny stać w korku, to myślałabym, że życie mi ucieka, że marnuję czas.

- Ale w Zielonej Górze środowisko astronomów jest raczej skromne. Czy to nie ogranicza?
- Myślę, że nie. Tu też dzieje się wiele ciekawych rzeczy. Zaraz po tym, jak obroniłam doktorat, prof. Janusz Gil proponował mi przyjście na Uniwersytet Zielonogórski. Uznałam wtedy, że jeszcze nie czas. To, że udało mi się być w różnych ośrodkach astronomicznych w Europie, owocuje teraz współpracą z naukowcami z różnych krajów. Oczywiście to prawda, że w tak dużych instytutach jak choćby w Monachium, można cały tydzień spędzić na seminariach i wykładach najwybitniejszych naukowców, ale dziś miejsce zamieszkania nie jest najważniejsze. Mój mąż jest programistą i mieszka ze mną w Zielonej Górze, ale pracuje dla greckiej firmy.

- Często musi pani odpowiadać na pytanie, jak to się stało, że została pani astronomem?
- Już jako bardzo młoda osoba interesowałam się amatorsko astronomią. W liceum zaczęłam chodzić na kółko astronomiczne. Brałam udział w astronomicznych konkursach. Pierwszą lornetkę kupiłam sobie już na początku szkoły średniej, zresztą za ciężko zarobione pieniądze. Mogłam także prowadzić obserwacje pod kierunkiem astronomów z UMK. Złapałam bakcyla, lornetka poszła w kąt, bo już jako licealiści mogliśmy korzystać z teleskopu w obserwatorium astronomicznym w Piwnicach pod Toruniem. Pamiętam, że obserwowaliśmy wtedy wybuch gwiazdy supernowej 1993J w galaktyce spiralnej o numerze 81 w katalogu Messiera.

- Czy da się w miarę prostym językiem opisać, czym się pani teraz zajmuje?
- Interesuję się głównie astronomią szybkiej rozdzielczości czasowej w dziedzinie optycznej i radiowej... Badam obiekty zwarte, czyli gwiazdy o bardzo małych rozmiarach, ale bardzo dużej gęstości. Szczególnie gwiazdy neutronowe, pulsary oraz białe karły. Mam nadzieję uruchomić w przyszłym roku bardzo szybki fotopolarymetr, czyli przyrząd do pomiarów promieniowania obiektów astrofizycznych.

- Powiedzmy, że rozumiem… Ten fotopolarymetr stanie w Zielonej Górze?
- Nie, Polska nie jest najlepszym miejscem do prowadzenia astronomicznych obserwacji optycznych. Za dużo jest pochmurnych lub deszczowych nocy. Teleskop, do którego zamierzam podłączyć fotopolarymetr, stanie na Majorce. Uruchomienie teleskopu o akronimie ROTUZ, czyli Robotyczny Optyczny Teleskop Uniwersytetu Zielonogórskiego, jest planowane na wiosnę 2011. Dla mnie budowa fotopolarymetru to nowe wyzwanie - jeszcze nigdy sama nie kierowałam projektem, którego celem jest budowa instrumentu.

- A tak półżartem? Czy liczy pani na kontakt z istotami pozaziemskimi?
- Nie za bardzo wierzę w takie rzeczy, choć wszystko zależy od tego, jak się zdefiniuje życie. Jeśli chodzi o odkrywanie czegoś, to nasz teleskop na Majorce będzie też poszukiwał planet pozasłonecznych.

- Czy pani córeczka też zostanie kiedyś astronomem?
- Odpowiem tak: nie należy się bać nauk ścisłych. Niestety, młodzi ludzie nie chcą się nimi zajmować. To błąd. Jest w nich tyle pasjonujących rzeczy. Poza tym przed ścisłowcami Europa, świat, stoją otworem.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska