Na adres redakcji przyszedł mail. Nadawcą są oburzeni rodzice z Grabika i Drożkowa. - Czy Kościół już zupełnie zdziczał i nie chce widzieć już kompletnie niczego w szeregach swoich "służebników"? - pytają.
W listopadzie ub. roku Klaudia wróciła z siniakami na ramionach i porwaną koszulką. I poczuciem braku bezpieczeństwa. Tak skończyła się dla dziewczynki lekcja religii. - Katechetka podeszła do niej od tyłu, chwyciła za ręce i szarpiąc, "przesadziła" na drugie krzesełko, niczym worek ziemniaków. Tylko dlatego, że córka gadała na lekcji - opowiada zbulwersowana Marzena Błaszków z Drożkowa. - Przecież dzieci od zawsze rozmawiają, ale to nie powód, by je od razu w taki sposób karać. Są inne metody.
Wychowawczyni dziewczynki poinformowała o incydencie dyrekcję. - Nie widziałam tego zajścia, znałam je jedynie z relacji uczniów - wspomina. - Zgłoszenie sprawy było moim obowiązkiem. Rodzice Klaudii porozmawiali z dyrektorem i doszli do wniosku, że złożą oficjalną skargę do kurii biskupiej.
Katechetka zaraz po zdarzeniu poszła na zwolnienie lekarskie. Przez blisko rok w sprawie nic nie drgnęło. A z początkiem nowego roku szkolnego rodzice ze zdziwieniem przyjęli wiadomość o jej powrocie do pracy. Usłyszeli o tym kilka dni temu, na pierwszym zebraniu.
Wszystko wskazuje na to, że Danuta Semenków, nowa dyrektorka Zespołu Szkół w Grabiku, nie wiedziała o incydencie z ub. roku. - Funkcję kierowania szkołą objęłam od września, ale uważam, że takie zachowanie nauczyciela jest niedopuszczalne. Jaki przykład daje młodym ludziom? - pyta ze zdziwieniem.
I działa szybko. Natychmiast poprosiła o wyjaśnienia poprzedniego dyrektora. Wszystko potwierdził. Uważa, że zrobił, co w jego mocy, by sprawę doprowadzić do końca. - Za pośrednictwem parafii wysłałem pismo do biskupa, wiele razy telefonowałem, prosząc o wyjaśnienie sprawy - wylicza były dyrektor. - Pod koniec roku szkolnego otrzymałem telefoniczne zapewnienie o cofnięciu katechetce tak zwanej misji. Proboszcz mówił, że to będzie trudne, bo nie mają nikogo na zastępstwo. Ta pani miała wtedy trudny okres, była bardzo nerwowa, trzaskała drzwiami w pokoju nauczycielskim, gdy ktoś o cokolwiek ją zagadnął. To nie był pojedynczy eksces.
Były dyrektor przypomniał sobie, że tydzień później katechetka kopnęła w kostkę innego ucznia, a w klasie miała ciskać globusem i kredą. Dokładnie nie pamiętał, czym. Mimo to, nie zawiadomił prokuratury o pobiciu. Jego zdaniem, obrażenia nie były aż tak poważne.
O komentarz poprosiliśmy samą katechetkę. Akurat w poniedziałek pełniła dyżur na szkolnym korytarzu. - Fakt, poniosło mnie, to moja wina - nie ukrywa. - Czemu ci rodzice nie przyszli wtedy do mnie? Rozdmuchiwanie tej historii to robota byłego dyrektora. Nie lubił mnie. Wszystko robił za moimi plecami, nawet nie wiedziałam o piśmie do kurii. To szkalowanie mojego nazwiska i nastawanie na moją godność.
Katechetka dodaje, że ubiegłoroczna klasa szósta, w której doszło do zajścia, była wyjątkowo liczna. Tego dnia musiała prowadzić zajęcia w dwóch gabinetach jednocześnie, a dziewczynka, która wywołała u niej nerwową reakcję, wciąż rozmawiała. Nic nie dawały próby zdyscyplinowania jej.
Semenków obiecuje przyjrzeć się pracy nauczycielki religii. Pod koniec września katechetkę czeka hospitacja, w której ma uczestniczyć także wizytatorka diecezjalna z ramienia kurii biskupiej.
Ksiądz Wojciech Lechów z wydziału katechetycznego Kurii Zielonogórsko-Gorzowskiej zna sprawę i uważa ją za załatwioną. - Katechetka otrzymała zalecenia i widocznie się do nich zastosowała. Od 3 listopada zeszłego roku nie było pod jej adresem żadnych skarg - mówi duchowny. - Nigdy nie było mowy o cofnięciu pani Joannie skierowania do nauczania religii.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?