Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Akta osobowe wyrzucone zostały jak śmieci. Zdjęcia i informację przysłał nam Czytelnik

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
Mł. asp. Grzegorz Waligórski i technik kryminalistyki sierż. Arkadiusz Zidek wśród porozrzucanych kartek znaleźli broszurę, której tytuł zaczyna się od słów "Zasady przekazywania dokumentów...”
Mł. asp. Grzegorz Waligórski i technik kryminalistyki sierż. Arkadiusz Zidek wśród porozrzucanych kartek znaleźli broszurę, której tytuł zaczyna się od słów "Zasady przekazywania dokumentów...” fot. Paweł Janczaruk
Imiona i nazwiska pracowników, ich adresy, NIP-y i PESEL-e, a także listy płac - w zniszczonym budynku byłej firmy w Brodach we wtorek walały się tysiące dokumentów. Sprawą zajęła się już policja!

Zaczęło się od listu Czytelniczki. "Jestem mieszkanką Brodów, chciałam poinformować, że na terenie byłej szwalni obuwia poniewierają się akta osobowe pracowników niegdyś zatrudnionych w tejże szwalni!" - napisała do redakcji.
Pojechaliśmy od razu.

- To będzie na ulicy 1 Maja, na lewo za żółtym sklepem - tłumaczą panowie na przystanku. Jest! Budynek nie ma chyba żadnego okna, pozostały niektóre drzwi. Brama otwarta na oścież. Na podwórzu hałdy odpadów, potem okazuje się, że to ścinki powstałe przy produkcji cholewek do butów.
- Tutaj miał coś Piantini, potem sprzedał to jakiemuś facetowi, ten bratu, następnie była kobieta z facetem, chyba z mężem - wylicza młodzieniec na rowerze. Kto dziś odpowiada za stan dawnej firmy, chłopak nie wie.
- Nigdy nie byłem właścicielem tego zakładu ani budynku. Była tam firma, która dla nas pracowała. Potem coś się zmieniło. Ale od 8-10 lat nie mam żadnych kontaktów z tym miejscem. Nawet w Brodach od pięciu lat nie mieszkam - mówi Giulio Piantini, właściciel Mela Invest w Zielonej Górze, a wcześniej współwłaściciel Arcobaleno w Czerwieńsku.
- Kiedyś tu ludzie mieli robotę, moja mama pracowała, ze 30 osób było zatrudnionych - dodaje rowerzysta.

Chwilę później, już bez pomocy mieszkańców, możemy ogłosić nie tylko, kto tu pracował, ale nawet podać numery dowodów osobistych tych ludzi, ich NIP-y, PESEL-e i wysokość pensji. Są całe listy płac. Wynagrodzenia nie były wysokie, między 600 a 900 zł, choć to też zależnie od lat i firmy. Właściciele się zmieniali. O tym wszystkim mówią tysiące dokumentów rozrzuconych na podłodze. Druków, które powinny być ściśle chronione i głęboko schowane. Wśród nich wezwania do sądu, nakazy komornicze, upomnienia z urzędu skarbowego...

Jedziemy do Sulechowa. W ratuszu okazuje się, że zakład w Brodach jakiś czas temu podpadł ochronie środowiska. Właśnie z powodu hałd odpadów produkcyjnych, zgromadzonych na podwórzu. - Byłem tam z panią Blicharską z urzędu miasta jakieś dwa lata temu - wspomina strażnik miejski Zbigniew Wiżynis. - Wówczas zakład działał, właścicielka została ukarana mandatem 100 złotych. Ponownie pojechaliśmy miesiąc temu, żeby sprawdzić sytuację.
- Ponieważ hałdy nadal są, będziemy wszczynali postępowanie w sprawie uporządkowania terenu - informuje Marta Blicharska-Ciesielska, która w magistracie zajmuje się m.in. ochroną środowiska. - Właściciel, który zmienił się od czasu naszej poprzedniej wizyty, dostanie wezwanie od burmistrza. Jeśli to nie poskutkuje, ruszy egzekucja administracyjna.

Tylko do kogo burmistrz wyśle wezwanie, skoro w ratuszowej ewidencji podmiotów gospodarczych nie widnieje żadna firma działająca w Brodach przy ul. 1 Maja 92A? I czy to w ogóle możliwe? - Tak! Działalność jest pewnie zarejestrowana w miejscu zameldowania, czyli w innej gminie niż Sulechów, w naszych rejestrach nie mam nikogo - wyjaśnia Zofia Śliwińska z wydziału spraw obywatelskich.

Jak dotrzeć do osoby odpowiedzialnej za sytuację w Brodach? Blicharska-Ciesielska nieoficjalną drogą ustaliła prawdopodobnego właściciela. - Mam zamiar wraz ze strażnikiem dotrzeć do tych ludzi - mówi. Ze względu na ochronę danych osobowych, nie może ujawnić nam, o kogo chodzi. - Gdyby policja zażądała ode mnie tej informacji, to oczywiście przekażę - deklaruje.
Komendant straży miejskiej Przemysław Micewicz uważa, że w zakładzie w Brodach doszło do przestępstwa. - To złamanie ustawy o ochronie danych osobowych. Należałoby zawiadomić policję - podpowiada nam wspólną wizytę w komisariacie. Zgadzamy się.

Policja traktuje rzecz poważnie. - Jedziemy do Brodów - dysponuje mł. asp. Grzegorz Waligórski. Po chwili wspólnie z technikiem kryminalistyki sierż. Arkadiuszem Zidkiem po raz drugi udajemy się do wsi.
Policjanci ponad dwie godziny skrupulatnie badają wnętrze zakładu, papier po papierze segregują brudne, zadeptane dokumenty. Wyławiają te, na których są nazwiska, daty urodzeń i inne dane. Zdarzają się pełne segregatory. My odkrywamy odręczny notatnik z adresami i telefonami.

Zmęczeni, wieczorem wracamy do komisariatu w Sulechowie. Policja potraktowała nas jako świadków, więc na koniec podpisaliśmy protokół oględzin, a potem złożyliśmy zeznania. Dlatego wiemy, że policjanci zabezpieczyli 371 stron dokumentów. Zostały zapakowane do worków i przewiezione do komisariatu.
- Rozpoczęliśmy dochodzenie na podstawie ustawy o ochronie danych osobowych. Teraz będziemy sprawdzali, skąd wzięły się dokumenty w tym miejscu i dlaczego nie zostały zarchiwizowane - informuje kom. Małgorzata Stanisławska, rzeczniczka zielonogórskiej policji. Osobie odpowiedzialnej za stan dokumentów grozi do dwóch lat więzienia lub grzywna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska