Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ależ cieszymy się życiem!

Henryka Bednarska 0 95 722 57 72 [email protected] Katarzyna Borek 0 68 324 88 37 [email protected]
Największe szczęście Hanny Jezierskiej? Mąż Marcin i córeczka Martynka!
Największe szczęście Hanny Jezierskiej? Mąż Marcin i córeczka Martynka!
Jak zapytać gorzowian, z czego najbardziej są zadowoleni, na pierwszym miejscu będą dzieci. Zielonogórzanie odpowiadają: rodzina.

Gorzów Wlkp: Cieszymy się życiem!

Jedna maruda na sześć? Jeszcze nie do końca. - W 40 minut znalazłam trzy kilo grzybów i byłam strasznie zadowolona. Później przeraziłam się, bo co z nimi zrobić. Pomyślałam, że oddam koledze. Wziął. Znów byłam zadowolona - opowiada Marzena Wieczorek z Gorzowa.

Historia z grzybami to odpowiedź na pytanie, kiedy była zadowolona ostatni raz. Pytanie padło, bo aktorka, choć sama bardzo pogodna, z niedowierzaniem przyjęła informację, że Lubuszanie są tak bardzo zadowoleni z życia. A są! Narzeka tylko 3 proc. Minimalnie, ale życiem bardziej cieszą się ci, którzy mieszkają w podregionie gorzowskim.

Dzieci - oczko w głowie

Ależ cieszymy się życiem!

Największe szczęście Hanny Jezierskiej? Mąż Marcin i córeczka Martynka!

Mogą o nich opowiadać godzinami. Każdy mój rozmówca rodzic wymieniał je na pierwszym miejscu (jak w sondażu!). Są z nich dumni, zaletami dzieci strzelają jak z karabinu. Padają serie długie i ciągłe. Stop, miejsca w gazecie zabraknie!

- Pogodny, zawsze się śmieje, cudownie tańczy, tak kręci pupą, a jak człowiek spojrzy na takiego krasnala, mija każde zmęczenie - Katarzyna Kurmin opowiada o 19-miesięcznym Gracjanie. - Rozwesela poranek - to tata Krzysztof, który się przebił. Wkrótce przedsiębiorcom z Gorzowa urodzi się drugie dziecko. - Rodzeństwo lepiej się wychowuje - twierdzi Katarzyna.

Pada imię Martynka i na twarzy oddziałowej w hospicjum Hanny Jezierskiej rozkwita uśmiech. - Podobna do męża, jest przedłużeniem mojej miłości do niego. Niesamowicie wrażliwa na drugich. Jak wspaniale się mną opiekowała, gdy byłam po operacji! Miała tylko cztery latka. Teraz tak samo zajmuje się babcią - mówi.

Krzysztof Łopatowski w rozmowie o zadowoleniu z życia próbuje zachować adwokacki spokój, ale gdy mówi o synach, pęka. - Są fajni, nie sprawiają kłopotów. Jeden prowadzi działalność, drugi jest na prawie. Mam nadzieję, że obejmie schedę po rodzicach i będzie prawnikiem w czwartym pokoleniu - dumę wyczuwa się ogromną.

Znajomi Joanny i Jerzego Zenków (ona kurator zawodowy, on pracuje w Volkswagenie) nie wiedzą, czy bardziej zachwalać małżeństwo, czy ich dzieci. Oni sami nie mają wątpliwości. - Są wspaniali, mamy z nimi świetny kontakt - mówią o trzech synach. Damian ma dobry zawód, Przemek kończy medycynę, Paweł to maturzysta. Wszystko potrafią, grzeczni, uczynni, szanują starszych (uff, kolejna seria). Dwa tygodnie temu Damian się ożenił.

- Po weselu nakryłam go na piciu z bratem. Zobaczył mnie, rozpłakał się. Pytam, dlaczego płacze, a on: bo zamieniam jedną kobietę życia na drugą kobietę życia - opowiada Joanna ze śmiechem.

Miłość i przyjaciele

Niemal w parze z historiami o dzieciach szły opowieści o szczęśliwych związkach, fantastycznej rodzinie i superznajomych (sondażowo wypisz wymaluj). - Jesteśmy szczęśliwi.

Potrafimy sprawiać sobie małe przyjemności - mówi Joanna Zenka. Hanna Jezierska za mężem gotowa byłaby skoczyć w ogień. - Jest dla mnie oparciem, był nawet wtedy, gdy nie byliśmy małżeństwem - twierdzi. Krzysztof Łopatowski uważa, że jest super. - Razem jesteśmy 27. rok i to o czymś świadczy - mówi.

Na pytanie o stopień zadowolenia wioślarz Michał Jeliński tylko się uśmiecha. - Trudno nie być po takim roku. Złoto w Pekinie, w życiu prywatnym nie ma słabych punktów - zapewnia. Męczony pytaniami, wyjawia punkt najmocniejszy: Kamila. - Piękna kobieta, podoba mi się niezmiennie od siedmiu lat, wyrozumiała - rozkręca się. Znajomych za dużo nie ma, bo poszedł na jakość. - Mogę na nich liczyć, ale to działa w obie strony - stwierdza.

Marzena Wieczorek przyznaje, że bardzo zżywa się z ludźmi. Przejmuje się tymi, co mają problemy. - Jestem zadowolona, jak bliscy są zadowoleni. A totalny powód do radości, szczęścia to trzy kumpele, właściwie przyjaciółki. Mam nadzieję, że się nie obrażą za przyjaciółki, a za takie je uważam - opowiada.

Źli na głupotę i zazdrość

Czas na powody do niezadowolenia. Przedsiębiorca Krzysztof Kurmin mówi, że drażnią go obłuda, zazdrość. - Czasem zastanawiamy się, czy nie być takimi jak inni - mówi. Adwokat Krzysztof Łopatowski do już wspomnianych wad narodowych dorzuca głupotę.

- Taką jest budowa lotniska w nieskażonym środowisku (chodzi o plan budowy w podgorzowskiej gminie Kłodawa - dop. red.). Inaczej uważa wójt, kilku radnych. Lotnisko to moje jedyne zmartwienie. Nie po to w pocie czoła wybudowałem dom w świetnym zakątku, żeby kilometr ode mnie latały samoloty. Będę z tym walczył, dopóki starczy mi sił - deklaruje.

Kuratorka Joanna Zenka trochę niezadowolona jest z nawału pracy, choć bardzo ją lubi. - Bo więcej czasu chciałabym poświęcić dla domu - mówi. Praca ogromną satysfakcję daje Hannie Jezierskiej z hospicjum. - Pomagam innym, przez to sobie. I mogę się rozwijać. Ciągle się uczę, kończę trzecie studia. Spełniam się - stwierdza. Marzena Wieczorek o teatrze mogłaby mówić i mówić: - To pół mojego życia, to miłość. Jak coś mi wyjdzie w teatrze, to jakby coś udało się w życiu.

A pieniądze? - zapytacie. O nich prawie nie było. A jeśli już: pewnie, że by się przydało więcej, ale na to, co jest, nie można narzekać. Ha!

Zielona Góra: Szczęście jest... blisko

- Rodzina, małżeństwo, praca. Na to i w takiej kolejności postawiliśmy w życiu - mówią Magdalena i Sebastian Janusiewiczowie. Dla reszty naszych rozmówców z Zielonej Góry bliscy to również największy skarb.

- Najpierw razem zamieszkaliśmy. Gdy po kilku latach stwierdziliśmy, że do siebie pasujemy, zaszłam w ciążę. Urodziła się Iga - wspomina Magda. - W czerwcu 2007 niespodziewanie zdecydowaliśmy się na ślub. Wyprawialiśmy go za własne pieniądze, więc był spełnieniem marzeń nie rodziny, a naszych. Szaloną, nietypową imprezą z... motocyklami w roli głównej. Bo mąż je uwielbia.

Już po ślubie urodziła się Julka. Dziś ma pięć miesięcy. A Iga 3,5 roku. Opowiadając o córeczkach, Magda się rozpromienia: - Gdyby nie to, że tak fatalnie znosiłam ciążę, zdecydowałabym się jeszcze na kolejne dziecko. Ale się nie zarzekam...

- Będę cię nagabywał... - obiecuje Sebastian. - Dzieci to świetna sprawa. Choć ciągle chodzę niewyspany, bo czas na sen bardzo się skurczył. Rano muszę wstać, żeby firmę otworzyć. Wieczorem koniecznie czas dla rodziny. Przeważnie to ja usypiam Igę, bo mówi, że tatuś jest w tym najlepszy.

Życie jest fajne

- W małżeństwie jestem przeszczęśliwy - opowiada Sebastian. - Zawsze życzę swoim kolegom takiej żony, jak moja. Jest najlepsza. Wiem to od zawsze.
Magda uważa, że by fajnie żyć, trzeba wiedzieć, co nas uszczęśliwi. I tego się trzymać: - My stawiamy na rodzinę, później na małżeństwo, a potem... znów na rodzinę. Firma męża jest bardzo ważna, bo dzięki niej spełniamy marzenia o podróżach, ale życie osobiste zawsze jest na pierwszym miejscu. Fajnie się przy tym razem bawimy.

Urodziny poza miastem, ślub na motorach... Janusiewiczowie uwielbiają organizować imprezy. I niespodzianki.

- To mąż zaczął! - zastrzega pani Magda. - Sześć lat temu miałam dwa marzenia: zobaczyć piramidy i wiedzieć, w jakim kierunku zmierza nasza znajomość. Wykupił więc wycieczkę do Egiptu. A tam mi się oświadczył.

- To było proste. Najgorsze to ukrywanie pierścionka, żeby go za wcześnie nie zobaczyła - śmieje się Sebastian. Ostatnio to żona go zaskoczyła. Imprezą z okazji zakończenia stanu surowego nowego budynku jego firmy. W "gołych" murach bawiło się ponad 60 osób. Rodzina, przyjaciele, znajomi.

- Oni są naszym największym bogactwem - uważa pani Magda.

Dobrze mieć wspomnienia

- Mieć szczęście to płynąć na fali pomyślnego losu, trafu. Ale odczuwać szczęście to już coś innego. Radość może być chwilowa, ale jak się spotyka swoją połówkę jabłka, to trwa latami... - zamyśla się Dziarska Balbina. Ale woli, jak się ją nazywa Basią. Tak mówił do niej jej mąż Stanisław. Albo jeszcze Basieńko, Basiuniu mówił.

W listopadzie będzie dwa lata, jak umarł. Był do rany przyłóż. Pełen pogody ducha, optymizmu. Stracili dwoje dzieci. Kolejnych już nie próbowali mieć, żeby znów nie przeżywać straty. Stasiu nigdy wyrzutów nie robił. Mówił: "Basiuniu, dzieci to ja mogę mieć z inną, ale inna nie będzie tobą".

- A inny nie będzie nim... Ale żyć trzeba - mówi pani Basia. To na działkę skoczy, to do znajomej. Ciągle uśmiechnięta - bo Staś ją taką lubił.

Mąż jak skała

- Piotr, jak to powiedziano w Biblii, jest fundamentem naszego małżeństwa i domu - mówi z miłością Agata Imańska-Flasza. Kilka lat temu - jeszcze jako para - wygrali konkurs "GL" dla zakochanych. Potem był ślub. I żyją już długo, i bardzo szczęśliwie.

- Czuję się, jakbym tydzień była mężatką. Tak mi dobrze. Piotr daje mi miłość i siłę, których ostatnio szczególnie mocno potrzebuję - mówi Agata. Wspólnie dali sobie Julię. Uwielbiają, jak wracają z nią z przedszkola czy z baletu. Uśmiecha się, coś opowiada, przytula do rodziców.

- Jest naszym największym skarbem i na pewno nie będzie jedynaczką - zapewnia Agata. Zawsze marzyła o dużej rodzinie. Uwielbia zajmować się dziećmi. Dla nich pracuje. Tak jak jej ojciec dla niej, tak ona dla nich dalej rozwija rodzinną firmę: - Budownictwo to trudna działka, ale że są wymagania, to tylko lepiej. Najważniejsze, żeby zdrowie było.

Czasu nie liczyć

Wanda i Ryszard Liteccy puchną teraz z dumy. Ich córka Liwia została laureatką ogólnopolskiego konkursu plastycznego "Moje pasje". - To nie jest moja pierwsza nagroda, ale najważniejsza - mówi gimnazjalistka z Zespołu Szkół Plastycznych w Zielonej Górze. Ona jest z kolei dumna z brata Adriana. Trzy lata własnymi rękoma budował dom dla swojej rodziny.

- Trzy urlopy na to poszły. Prawie każda sobota i niedziela. Ale w końcu mieszkamy. Jeszcze tylko drobne zakupy i będziemy urządzeni - cieszy się Adrian. Skończył budownictwo. Pracuje jako zarządca wspólnot mieszkaniowych w Nowej Soli. Żona Marzena aktualnie wychowuje dzieci: 3,5-letniego Dominika oraz siedmiomiesięczną Lenę.

- Córeczka właśnie uczy się chodzić, tak po trzy kroczki za rękę. Ale od miesiąca już sama stoi w łóżeczku. A synek coraz ładniej mówi - opowiada dumny tata. - W małżeństwie też dobrze. Ile to już lat jestem z Marzeną po ślubie? O, to pytanie już z gatunku tych trudniejszych...

- Żona mnie zabije, że zapomniałem. Pięć lat...? Zresztą po co liczyć, skoro wszystko dobrze się układa?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska