Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andres Iniesta - wygrał z całym światem, wygrał nawet sam ze sobą. Przegrał tylko z Leo Messim, ale nigdy nie narzekał

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Andres Iniesta (w środku) - tu podczas mistrzostw świata w Rosji
Andres Iniesta (w środku) - tu podczas mistrzostw świata w Rosji fot. bartek syta / polska press
Podbił świat z Hiszpanią i Europę z Barceloną. Godził kibiców, zachwycał ekspertów. W karierze świętującego 11 maja 36. urodziny Andresa Iniesty zabrakło tylko wisienki na torcie w postaci Złotej Piłki. On sam nigdy jednak nie narzekał.

Najbliżej był w 2010 roku, po tym, jak zdobył zwycięską bramkę dla Hiszpanii w finale mistrzostw świata. Niedługo przed ogłoszeniem wyników głosowania włoska „La Gazzetta dello Sport” zdążyła nawet poinformować, że to właśnie on odbierze Złotą Piłkę. Skończył jako drugi, za plecami Lionela Messiego i do dziś nie brak głosów, że nie był to sprawiedliwy werdykt.

Do podobnych wniosków doszła nawet po latach redakcja „France Football”, która przeprosiła piłkarza za to, że nigdy nie został uhonorowany.

Sam Iniesta, który od dwóch lat dożywa swoich piłkarskich dni w japońskim Vissel Kobe, nigdy się jednak nie przejmował brakiem indywidualnych nagród. Zdawał sobie sprawę, że ma na nie niewielkie szanse grając na codzień u boku Messiego. Przeciwnie, bardzo cenił sobie ich boiskową współpracę. - To przywilej, on jest unikalny - stwierdził swojego czasu.

„Andrés, dzięki za te wszystkie lata. Przywilejem było cieszenie się piłką u Twojego boku” - pożegnał go Messi.

Należałoby dodać, że była to bardzo owocna współpraca, bo klubowa kariera obu panów to najlepszy okres w historii Barcelony. Obaj byli w kadrze Dumy Katalonii już w sezonie 2005/2006, gdy ta wygrała Ligę Mistrzów po raz pierwszy od czasu słynnego „Dream Teamu” Johana Cruyffa. Iniesta zagrał nawet w zwycięskim finale z Arsenalem i nie był bynajmniej statystą (miał udział w jednej z bramek). Messiego wyeliminowała wówczas kontuzja.

Razem triumfowali za to w Champions League w latach 2009, 2011 i 2015. Za pierwszym razem drogę do finału otworzyła Barcelonie bramka Iniesty w doliczonym czasie gry półfinałowego meczu z Chelsea...

Rok później jego gol zapewnił Hiszpanom zwycięstwo na mundialu w RPA, a on sam zyskał coś jeszcze, bo po celnym strzale zdjął koszulkę i pokazał napis na podkoszulku, upamiętniający tragicznie zmarłego (atak serca) rok wcześniej kapitana Espanyolu Daniela Jarque, prywatnie przyjaciela Iniesty: "Dani Jarque: siempre con nosotros" (Dani Jarque: Zawsze z nami). Od tamtej pory był jedynym piłkarzem Barcelony fetowanym na stadionie jej lokalnego rywala.

Po latach wyszło na jaw, że zmagał się wówczas z depresją, której przyczyną była właśnie śmierć Jarque. - Czułem się źle, inaczej i nie umiałem tego opisać. Dużo myślałem nad swoim życiem, ale nie wiedziałem czemu. Czułem pustkę - wspominał. Przyznał nawet, że w pewnym momencie zaczął spać... ze swoimi rodzicami.

Iniesta wygrał tę walkę i nadal wygrywał (z bardziej znaczących sukcesów ma również w dorobku dwa mistrzostwa Europy z Hiszpanią, w 2008 i 2012 roku). Po kolejne trofea sięgnie zapewne już w innej roli, bo nie ukrywa, że chce iść w ślady Pepa Guardioli. - Wrócę do Barcelony jako trener - zapowiadał opuszczając Katalonię...

Pep Guardiola wdzięczny Andresowi Inieście: Bardzo mi pomógł. Ludzie myślą, że to trener uczy piłkarzy, ale czasami jest na odwrót

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska