Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Gołota przegrał w pierwszej rundzie z Rayem Austinem

Przemysław Piotrowski
Znów rozbudzone nadzieje, a skończyło się jak zawsze. Andrzej Gołota w chińskim Chengdu wytrzymał tylko jedną rundę z Amerykaninem Rayem Austinem.

To była już chyba ostatnia szansa Polaka. Jego rywal miał być tylko "przystawką" do walki o mistrzostwo świata, którą Gołota miał stoczyć 20 grudnia z rosyjskim gigantem Nikołajem Wałujewem. Austin, który reklamował się bilansem 24 zwycięstw (16 przez nokaut), czterema remisami i porażkami nie miał wielkich sukcesów na koncie. Raz stoczył walkę o mistrzostwo świata, ale Ukrainiec Władymir Kliczko już po dwóch rundach wybił mu z głowy sen o tytule. Miało być łatwo, miło i przyjemnie.

Pierwszy sierp powalił Gołotę

Tego nikt się nie spodziewał. Po pamiętnych porażkach w pierwszych rundach z Lennoksem Lewisem i Lamonem Brewsterem, wierzyłem, że to już przeszłość i nasz reprezentant nie pozwoli sobie na podobne błędy. Przeliczyłem się. Już pierwszy potężny lewy sierpowy Austina trafił na szczękę Polaka i powalił go na deski. To były pierwsze sekundy. Gołota wstał, ale był lekko zamroczony. Sędzia go wyliczył i pozwolił walczyć dalej. Austin ruszył do huraganowego ataku. "Rainman" zasypał Polaka deszczem ciosów w którym jeden sierp znów wyjątkowo dobrze "wszedł" na głowę Gołoty. Ten nie upadł, ale spojrzał się na lewy biceps. To wróżyło już bardzo źle...

Bez lewej ręki

Gołota starał się odpowiedzieć, ale wyraźnie nie korzystał ze swojej najmocniejszej broni - lewego prostego. Ba, w ogóle nie boksował lewą ręką, od czasu do czasu tylko z grymasem bólu na nią zerkając. Gdy kolejny sierp posłał Gołotę na deski, stało się jasne, że ta walka długo nie potrwa. Polak liczył jeszcze na jakiś szalony prawy, który może zakończyć walkę i starał się wyprowadzać pojedyncze mocne sierpy, ale gdy tylko Austin odpowiadał, ten starał się klinczować. Widać było, że nie ma żadnej siły ognia, a bez lewej ręki jest skazany na porażkę. Końcowe sekundy pierwszej rundy to już demolka w wykonaniu Amerykanina, który zasypał Polaka gradem ciosów. Nasz przetrwał nawałnicę i... usłyszał gong.
W narożniku Polaka sekundanci i lekarze natychmiast zaczęli sprawdzać jego lewą rękę. Werdykt, mimo że łatwy do przewidzenia, był dla kibiców najgorszym z możliwych. Gołota z powodu kontuzji niezdolny do kontynuowania walki. Porażka przez techniczny nokaut w pierwszej rundzie. Nasz reprezentant siedział w narożniku, mając łzy w oczach. To już był koniec.

KOMENTARZ

Deser go na szczęście ominie

Pamiętam, gdy Andrzej "uciekł" z ringu walcząc z Mikiem Tysonem. Wszyscy wtedy wieszali na nim psy. Ja też, choć jak usłyszałem, że "Bestia" złamał mu kość policzkową, zwątpiłem. Pomyślałem, że może i zrobił dobrze, bo sam nie chciałbym być obijany przez Tysona po pękniętej kości. Teraz znów. Uciekł z ringu, czy doznał kontuzji? Sam nie wiem. Za to widziałem jak Andrzej pada po pierwszym ciosie "przystawki" do deseru, który miał być podany 20 grudnia w nowojorskim Madison Square Garden. Znając słabą psychikę Gołoty, aż boję się myśleć, co się działo w jego głowie, gdy już po kilku sekundach leżał na dechach. Czy nie zwątpił? Nie przestraszył się? Tego nie wiem, ale chyba lepiej, że deser z "Bestii ze Wschodu" go ominie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska