Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Pasierski: - Mogę zostać bankrutem!

MICHAŁ IWANOWSKI 0 68 324 88 12 [email protected]
Kalectwo pana Andrzeja widoczne jest gołym okiem. Z bezwładną nogą musi żyć. Problem w tym, że nie ma za co.
Kalectwo pana Andrzeja widoczne jest gołym okiem. Z bezwładną nogą musi żyć. Problem w tym, że nie ma za co. fot. Tomasz Gawałkiewicz
Najpierw stracił sprawność w nodze, a potem wiarę w sprawiedliwość i zaufanie do adwokata, a teraz jeszcze ma stracić pieniądze, których i tak nie ma. Panu Andrzejowi zawaliło się całe życie.

Trudno mówić o większym pechu, niż ten, który spotkał Andrzeja Pasierskiego z Nowogrodu Bobrzańskiego. W październiku 2003 r. podczas pracy na rusztowaniu, spadł z kilku metrów. Piszczel przebiła mu kolano. Wyjąc z bólu trafił na stół operacyjny w nowosolskim szpitalu.

Lekarze założyli mu śruby, gips i posłali do łóżka. - Tak unieruchomiony leżałem przez 12 tygodni - wspomina pan Andrzej. Ale najgorsze dopiero nadeszło. Po zdjęciu gipsu, noga nie wróciła do dawnej sprawności. Częściowo jest bezwładna. Lekarze powiedzieli mu, że nic już się nie da zrobić, bo w szpitalu zaniechano rehabilitacji. A teraz jest już na nią za późno.

Wyrok go powalił

Młody człowiek stracił pracę, trafił na 500-złotową rentę. A ma na utrzymaniu kilkuletniego syna. Z niewielkich alimentów nie daje się przeżyć. Postanowił więc walczyć. Pozwał do sądu nowosolski szpital, domagając się 50 tys. zł odszkodowania. Wziął sobie adwokata Gerarda Dębskiego z Zielonej Góry. I dziś mówi, że tego właśnie najbardziej żałuje.

Proces ciągnął się kilka lat. Sąd zasięgnął opinii biegłych lekarzy, którzy orzekli, że przebieg leczenia pana Andrzeja należy uznać za prawidłowy. I w końcu 18 listopada 2008 r. zapadł wyrok. Pan Andrzej przegrał. Sąd nie tylko oddalił jego pozew, ale jeszcze nakazał mu zapłatę ponad 8 tys. zł kosztów postępowania oraz kosztów poniesionych przez adwokata reprezentującego szpital. Takie orzeczenie zwaliło pana Andrzeja z nóg.

Najgorszej jednak, że o tym wyroku dowiedział się dopiero po dłuższym czasie, kiedy na apelację było już za późno, bo wyrok się uprawomocnił. Z racji kalectwa nie chodził na rozprawy, a w sądzie miał go reprezentować adwokat Dębski.

Bez szans na kasację

- Wtedy oburzony poszedłem do pana Dębskiego, żeby złożył kasację od tego wyroku, którą zresztą sam napisałem, ale przy mnie wyrzucił ją do kosza! - ubolewa pan Andrzej, który złożył już skargę na Dębskiego do Okręgowej Rady Adwokackiej.

- Obsługiwałem pana Pasierskiego bezpłatnie, a on przyjął na siebie ryzyko ewentualnej przegranej sprawy - broni się Dębski. - Opinia biegłych ekspertów była jednoznacznie niekorzystna dla niego, więc nie było żadnego sensu składać apelacji, a tym bardziej kasacji.

Dębski ubolewa, że w ogóle podjął się sprawy pana Andrzeja, bo jedyny efekt jest taki, że musi teraz pisać wyjaśnienia na swoją obronę do samorządu adwokackiego. Ubolewa również pan Andrzej, że jego adwokat zachował się w taki sposób. I że musi teraz zacząć kolejną urzędniczą batalię: o umorzenie gigantycznych kosztów sądowych, które jego i jego synka mogą doprowadzić do ruiny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska