Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Toczewski: Ofensywa styczniowa? To początek

Dariusz Chajewski68 324 88 [email protected]
Andrzej Toczewski, historyk wojskowości, dyrektor Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, badacz dziejów II wojny światowej.
Andrzej Toczewski, historyk wojskowości, dyrektor Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, badacz dziejów II wojny światowej. Mariusz Kapała
To nie jest próba usprawiedliwiania zniszczeń i gwałtów, ale ci żołnierze wkroczyli do kraju znienawidzonego wroga. Przyznali sobie nie tyle prawo zdobywcy, co prawo do zemsty - mówi historyk Andrzej Toczewski.

Ofensywa styczniowa... Raptem to trzy tygodnie II wojny światowej.
Ale jedne z kluczowych. W 1944 roku marsz Armii Czerwonej zatrzymał się na linii Wisły. Stalin chciał jednak jak najszybciej ruszyć na zachód, aby być głównym zwycięzcą. Zapewnić mu to mogło tylko zdobycie Berlina i dlatego wyznaczył swoim dowódcom ambitny cel - czerwone sztandary miały powiewać nad stolicą III Rzeszy już w lutym 1945 roku. Przeprowadzono nawet grę strategiczną pokazującą sposób osiągnięcia sukcesu. Do roli tego, kto teorię przekuje w praktykę, wyznaczył Gieorgija Żukowa, który bardzo zaimponował Stalinowi, nie godząc się wcześniej na odstąpienie od obrony Moskwy.

Do dyspozycji miał potężną armię.
Armię? Sam 1. Front Białoruski to około 1,2 mln żołnierzy. W jego składzie były m.in. dwie armie pancerne wyposażone w najlepszy sprzęt, mające najlepiej wyszkolonych żołnierzy, a nawet wyższe racje żywnościowe. Mając naprzeciwko siebie zdemoralizowaną ostatnimi klęskami, przetrzebioną armię Hitlera radzieccy dowódcy nie zakładali jakiegoś specjalnego oporu i przeszkód na swojej drodze.

Niemcy mieli natomiast linie obrony i twierdze.
Mieli siedem ufortyfikowanych linii obrony i rzeczywiście twierdze. Tylko u nas były to Frankfurt nad Odrą, Głogów, Gubin i oczywiście Kostrzyn. Niemcy byli teoretycznie przygotowani, gdyż już w okresie międzywojennym, gdy zakładali konflikt militarny z Francją, liczyli się z tym, że Polska, jako tradycyjny sojusznik Paryża, ruszy Francuzom w sukurs. Z kolei twierdze to był system, który nie sprawdził się już w I wojnie światowej, ale tym razem Niemcy próbowali włączyć je w linie obrony. Nie do końca im się udało. Z jednej strony na przykład Międzyrzecki Rejon Umocniony nie został skończony. Z drugiej szykowano do jego obsadzenia dwie specjalne jednostki forteczne, ale ostatecznie w styczniu znalazła się tutaj zbieranina z bojownikami tzw. Volkssturmu na czele. Na dodatek Rosjanie zastosowali rozmaite fortele, aby przekonać Niemców, że zamierzają skierować główne uderzenie na północ. Tymczasem, dysponując ogromną przewagą, także w wojskach pancernych i lotnictwie, ruszyli prosto na zachód.

I przeszli przez linie oporu jak walec?
Może nie do końca. Jednak w założeniu operowali niewielkimi grupami uderzeniowymi, na których czele stali młodzi, ambitni i żądni sukcesów dowódcy. Jak chociażby 26-letni Aleksiej Karabanow, który przełamał MRU, czy Josif Gusakowski. Parli do przodu. Gdy napotykali na gniazdo silniejszego oporu, izolowali je niewielkimi siłami i pędzili dalej. Nie licząc się ze stratami. Jak pan myśli? Ze stuosobowego oddziału, który wyruszył do walki w 1941 roku, ilu ludzi doszło do Berlina?

Dziesięciu?
Jeden. Stąd także te niesamowite ilości grobów żołnierzy radzieckich na naszym terenie. Nie oglądali się ani za siebie, ani na ginących towarzyszy. W wielu miejscach wdzierali się daleko w terytorium Niemiec, po czym w kotłach zamykali niemieckie jednostki i ludność cywilną. Stąd też straty po drugiej stronie, tragiczne historie ludności cywilnej, która, zaskoczona tym tempem, nie mogła uciec na zachód. Sowietów gnał też strach. Gdy w okolicy Sulęcina jednostka pancerna zatrzymała się z braku paliwa, przyjechała specjalna komisja, sprawdziła baki i... rozstrzelano dowódcę. Nie był wystarczająco zdecydowany.
I zatrzymali się dopiero na Odrze.
2 lutego Rosjanie dotarli do linii Odry. 5. Armia Pancerna i 8 Armia Gwardii wyszły na Kostrzyn, zdobyto nawet przyczółki na lewym brzegu rzeki. Od tego dnia aż do 16 maja trwała tzw. pauza operacyjna. Oczywiście trwały walki o twierdze w Gubinie i Kostrzynie, kilka tygodni bronił się Głogów, ale w ciągu miesiąca wkraczano do kolejnych miast. Tam, gdzie napotykano opór, miasta płaciły wysoką cenę. Nie bawiono się w konwenanse, ale zasypywano gradem pocisków artyleryjskich. Ale nawet Zielona Góra, która poddała się bez jednego wystrzału, została delikatnie ostrzelana, tak, aby było wiadomo, kto tu teraz rządzi.

Może szkoda, że ofensywa nie poszła dalej. Rosjanie mieli więcej czasu, aby dokonać dzieła zniszczenia.
To nie jest próba usprawiedliwiania zniszczeń i gwałtów, ale pamiętajmy, że żołnierze Armii Czerwonej wkroczyli do kraju znienawidzonego wroga. W kieszeniach mundurów mieli fotografie wymordowanych członków swoich rodzin, a w pamięci nazwiska towarzyszy, którzy zginęli. Przyznali sobie nawet nie tyle prawo zdobywcy, co prawo zemsty. Stąd niezrozumiała dziś często żądza mordu i zniszczenia. Irracjonalna często. Na przykład Dobiegniew spalono tylko dlatego, aby uczcić zdobycie Berlina. Jednak ten postój nie był spowodowany chęcią wzięcia łupów, ale względami strategicznymi.

Szykowali się do ostatniego skoku?
Też, oczywiście trzeba było podciągnąć linie zaopatrzeniowe, logistycy mieli pełne ręce roboty. Jednak wyobraźmy sobie sytuację, gdy właśnie na naszym terenie Armia Czerwona wbiła się głębokim klinem. Na północy i południu linie niemieckie sięgały znacznie dalej na wschód, a zachodni sojusznicy sygnalizowali, że przeciwnik ma zamiar odciąć ten klin. Między innymi dlatego w rejon Gorzowa ściągnięto 1. i 2. Armię Wojska Polskiego. Na północy dowództwo przejął Himmler, na południu bez skutku szukano 6. Armii Pancernej SS, najsilniejszej wówczas formacji Hitlera. Okazało się, że była na Węgrzech. Stąd Stalin w pewnym momencie stwierdził. że ktoś wprowadził go w błąd, a on już dawno powinien być w Berlinie.

Co ma wisieć...
To prawda. Od 16 do 25 kwietnia przełamano obronę niemiecką na linii Odry i Nysy, okrążając zgrupowanie wojsk 4. i 9. armii niemieckiej. Walki w Berlinie rozpoczęły się 20 kwietnia, a zakończyły rano 2 maja...

Lada dzień ukaże się pana książka poświęcona lubuskim Pompejom, czyli Kostrzynowi. To symbol stycznia 1945 roku w Lubuskiem?
Z jednej strony jako chłopiec biegałem po ruinach kostrzyńskiej twierdzy. Z drugiej to bardzo ważny epizod II wojny światowej. Miasto o ogromnym znaczeniu strategicznym, prawdziwa brama do Berlina. Na jego zdobyciu tak zależało Rosjanom, że Żukow popełnił falstart i już 12 marca, po zdobyciu Nowego Miasta, zameldował Stalinowi o jego zdobyciu. Wtedy wręczono medale, ale walki w Kostrzynie trwały do końca marca. Po jednej stronie doborowe jednostki Armii Czerwonej, po drugiej Niemcy pod wodzą Heinza Reinefartha, osławionego "kata Warszawy". Nawiasem mówiąc po wojnie był ogólnie szanowanym burmistrzem na pięknej wyspie Sylt.

To właśnie od ofensywy styczniowej rozpoczyna się powojenna historia naszego regionu.
Cały rok 1945 to początek pełen pasjonujących historii. Okres niepewności co do przyszłości tych ziem, narodziny administracji, pierwsi osadnicy... Ale to już całkiem inna opowieść.

To było zdobycie czy wyzwolenie? Po ostatniej Pana wypowiedzi mieliśmy wiele telefonów.
Zdecydowanie zdobycie. Przez dziesiątki lat była to sprawa delikatna politycznie i stąd mówiono o wyzwoleniu i kurczowo szukano piastowskich uzasadnień praw do tych ziem. Czasami używamy także łagodniejszej formy, mówiąc o... zajęciu. Ale to tylko słowa.

Oferty pracy z Twojego regionu

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska