Kiedy w piątek odwiedziliśmy w Pałcku Anię i jej mamę Ewę Michalską, dziewczynka zachowywała się jakby żadnej operacji nie było. Biegała po pokoju, malowała w zeszycie.
- Jestem zdziwiona, że Ania tak szybko dochodzi do siebie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak silne są dzieci - mówi pani Ewa. - Ona już kilka dni po operacji chciała wracać do domu. A dziś rozpiera ją energia, już chce biec do koleżanek. Ale to niemożliwe. Jest osłabiona i każda infekcja, mogłaby się zakończyć powikłaniami.
Pytamy Anię co pamięta z operacji. - W szpitalu bardzo mnie bolało. Wbijali igły, potem ściągali szwy. Dlatego chciałam jak najszybciej wracać do domu - mówi cicho. Ale nawet krótka wypowiedź zaskakuje panią Ewę. - Jesteśmy w domu kilka dni i dotychczas Ania nawet słowem nie wspomniała o szpitalu. Może to dobry objaw - dodaje.
Do Centrum Zdrowia Dziecka trafiła w tempie wręcz ekspresowym. Dziewczynka trochę przypadkiem, zjawiła się u lekarza rodzinnego. Ten zauważył, że sprawa może być poważna, stąd dziewczynkę przetransportowano do szpitali w Międzyrzeczu i Nowej Soli, a stamtąd do Warszawy. Tam postawiono ostateczną diagnozę, guz mózgu oraz wodogłowie.
W dokumencie z pieczątką CZD czytamy,, utkanie gwiaździaka włosowatokomórkowego z obecnością mikrotorebek’’. A prościej guz mózgu. Pani Ewa tłumaczy, że operacja była bardzo skomplikowana. Lekarze nie tylko musieli wyciąć guz, ale też usunąć płyn, który uciskał mózg.
- Wtedy zaczęły się problemy. Ania miała trudności z oddychaniem. Dlatego przez dwa dni utrzymywano ją w śpiączce farmakologicznej. Później powoli wybudzano. Jeden z lekarzy powiedział, że kiedy usunięto guz i płyn, to powstała próżnia, do której dostało się powietrze. I to było kolejne zagrożenie.
Ale nie ostatnie. Mama Ani z niecierpliwością czekała na wynik dalszych badań? Miały one odpowiedzieć na pytanie: czy usunięty guz jest złośliwy czy też łagodny? Na szczęście nie był złośliwy.
Co dalej?
- Jak wspomniałam, do końca roku Ania pozostaje w domu. Bardzo ważne będą kolejne badania, a mają się odbyć w lutym w centrum zdrowia dziecka. Wydaje się, że do tego czasu Ania powinna stanąć mocno na nogi.
- Chciałam wszystkim podziękować, znajomym, przyjaciołom, władzom gminy, Czytelnikom "Gazety Lubuskiej". Nie bardzo nawet wiem, jak to zrobić. Jestem wszystkim bardzo wdzięczna. Myślę, że bez tej pomocy, nie dalibyśmy sobie rady. Jeszcze raz dziękuję - dodaje wzruszona pani Ewa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?