Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antoni Macierewicz: - Polacy nie obronili prezydenta

Henryka Bednarska [email protected] 68 324 88 80
Antoni Macierewicz. 63 lata, polski polityk, były minister spraw wewnętrznych w latach 1991–1992, wiceminister obrony narodowej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, poseł na Sejm RP I, III, IV i VI kadencji. Działacz opozycji demokratycznej w PRL w latach 1968–1989, współtwórca Komitetu Obrony Robotników, publicysta.
Antoni Macierewicz. 63 lata, polski polityk, były minister spraw wewnętrznych w latach 1991–1992, wiceminister obrony narodowej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, poseł na Sejm RP I, III, IV i VI kadencji. Działacz opozycji demokratycznej w PRL w latach 1968–1989, współtwórca Komitetu Obrony Robotników, publicysta. fot. Mariusz Kapała
- W sprawie wycieku największych polskich tajemnic nawet nie podjęto śledztwa! To jest skala ubezwłasnowolnienia państwa - mówi Antoni Macierewicz, przewodniczący zorganizowanego przez działaczy PiS zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy w Smoleńsku.

- Czego dowiódł 10 kwietnia, czyli tragedia pod Smoleńskiem?
- Na pewno dowodzi dramatycznej słabości państwa, które budowano po 1989 roku. Dowodzi tego, że struktury bezpieczeństwa są absolutnie niewydolne i budowanie ich w oparciu o aparat komunistyczny, jak zrobiono to w 1989 roku, poniosło absolutną klęskę i się skompromitowało. O ich poziomie świadczy to, co w Smoleńsku mówili nam Rosjanie: nie obroniliście swojego prezydenta.

- Mocne słowa.
- Bardzo mocne. Zarówno w sensie treści, jaka za nimi stoi, jak i w wyrazie ludzi, którzy z nas kpili. Nie obroniliście prezydenta, zobaczcie, to my rządzimy, to my decydujemy. Aparat bezpieczeństwa państwa nie umiał, a może nie chciał, obronić prezydenta i elitę państwa. Tragedia smoleńska jest dramatycznym podsumowaniem stanu bezpieczeństwa państwa, jak i zupełnej bezwolności i gotowości kierownictwa państwa wyłonionego przez Platformę Obywatelską do podporządkowania się polityce rosyjskiej.

- Czy chce Pan powiedzieć, że Polska nie jest wolnym krajem?
- Polacy są wolnym narodem. Przebieg wydarzeń i reguły, które dał sobie narzucić pan premier Donald Tusk, doprowadziły do ubezwłasnowolnienia państwa polskiego w sprawie badania katastrofy smoleńskiej, ale też wszystkich konsekwencji z nią związanych. Chodzi m.in. o wydanie w ręce rosyjskie elementów bezpieczeństwa państwa, którymi dysponowali generałowie, ministrowie lecący do Smoleńska. To gigantyczny zasób informacji, znajdujący się przecież w pendrivach, laptopach, dyktafonach czy dokumentach. Wszystko zostało w rękach rosyjskich. Państwo polskie od tamtego czasu jest obezwładnione z punktu widzenia bezpieczeństwa. I nic nie zrobiono, żeby z tego kryzysu wyjść. Najlepiej pokazuje to historia telefonu satelitarnego prezydenta. Pani Andonina powiedziała, że oddała go prokuratorowi Seremetowi. Ten, pytany przeze mnie, powiedział, że go nie otrzymał. A Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nawet nie zajęła się sprawdzeniem tego, co straciliśmy, co wyciekło i jakie procedury należy podjąć. W sprawie wycieku największych polskich tajemnic nawet nie podjęto śledztwa! To jest skala ubezwłasnowolnienia państwa.

- Przedstawia pan obraz Polski jako kraju słabego, ubezwłasnowolnionego. Czy z takim państwem ktoś jeszcze się liczy?
- Tak, np. senatorowie i kongresmeni Stanów Zjednoczonych. Z minister Fotygą przywieźliśmy im 350 tys. podpisów w sprawie powołania międzynarodowej komisji do zbadana katastrofy smoleńskiej. W tym było 50 tys. złożonych przez Polaków mieszkających w USA. Takiej siły wyborców przecież nie zlekceważy żaden senator.

- Nikt więcej?
- W międzynarodowych stosunkach obowiązuje ta sama zasada jak w stosunkach międzyludzkich: jeśli sam siebie nie szanujesz, nie będziesz szanowany.

- Tuż po tragedii, przez pierwsze dni w kraju panowała atmosfera wyciszenia, spokoju...
- ...nie sądzę, by to była atmosfera wyciszenia. To było odczucie wielkiej, straszliwej tragedii i olbrzymi głos, pytający dlaczego, pytający o prawdę...

- ...ale mówiło się też wiele, że tragedia nas czegoś nauczyła, że warto przestać się kłócić. Nic z tego nie zostało.
- Nikt z nas się nie kłóci. Są tacy, którzy w sposób histeryczny podejmują różnorodne działania, by uniemożliwić dojście do prawdy. I żeby zburzyć społeczne dążenia do prawdy. To nie jest kłótnia wśród Polaków, to są destrukcyjne działania czynników, które boją się odpowiedzialności.

- Widzi pan sposób na zakończenie kłótni?
- Wierzę głęboko, że w sprawie katastrofy nie ma różnic w dążeniu do prawdy. Problem w tym, by odeszli i przestali przeszkadzać ci, którzy nie chcą, żeby doszło do prawdy. Pamiętam, jak wyglądała sprawa katyńska. Mój przyjaciel na murze w jednym z podwarszawskich miasteczek zdążył napisać ,,Katyń po", bez ,,mścimy", bo zabrano go do więzienia. 16-latek trafił tam na trzy lata. Czy to znaczy, że Polacy kłócili się w sprawie katyńskiej? Nie. Tylko reżim komunistyczny wsadzał do więzienia ludzi, którzy mówili prawdę. Czy był spór w sprawie ludobójstwa grudniowego czy października 56 roku? Nie było sporu między Polakami. Była próba zamknięcia ust tym, którzy domagają się prawdy.

- I pana zdaniem ci, którzy jej nie chcą, muszą odejść?
- Tak.

- Stanie się to jesienią, sprawią to wybory?
- Tego nie wiem. Nie chcę formułować żadnych sądów wyborczych. Mnie interesuje katastrofa smoleńska. Od 10 kwietnia nie zajmuję się niczym innym.

- Jaka jest według pana prawda o katastrofie?
- Nie wiem do końca. Na pewno robiono wszystko, by pan prezydent nie pojechał do Katynia. Żeby wizyty nie było, by był tam tylko pan Tusk. W 2009 roku pan prezydent na Westerplatte powiedział, że Polska nigdy nie zrezygnuje z tego, by zbrodnia katyńska została uznana przez Rosję za ludobójstwo, by się do tego przyznała. Tak jak Niemcy przyznały się do ludobójstwa hitlerowskiego. Od tego momentu dyplomacja rosyjska, także urzędnicy premiera Tuska robili wszystko, żeby uniemożliwić wyjazd do Katynia. Tak dalece, że doprowadzono do dwóch odrębnych wizyt.
Po drugie, wiadomo, że zaniedbano przeprowadzenia wszystkich niezbędnych reguł obowiązujących służby specjalne. Nie zareagowano nawet na to, gdy w przeddzień wizyty przyszła informacja, że może być zamach na samolot jednego z państw Unii. Złamano wszystkiego reguły bezpieczeństwa, przez urzędników podległych premierowi i ministrowi Millerowi, który stanął na czele komisji wyjaśniającej. Taki rosyjski system - najlepiej wyjaśni ten, kto to zrobił.
Po trzecie, nie ma żadnych śladów zdenerwowania, kłótni, niepokoju wśród pilotów podczas lotu. Aż do ostatniego momentu. Oni byli, to też wiadomo, wprowadzani w błąd przez kontrolerów lotu. Kazała im tak robić centrala. I systematycznie polskim pilotom wydawano fałszywe informacje co do położenia pasa. Wiadomo również, że na wysokości 100 m piloci zorientowali się w sytuacji i podjęli decyzję, że odchodzą. I samolot spadł.

- Dziękuję.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska