Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Areszt za jazdę

DANUTA KULESZYŃSKA
Na rowerze dojechał prawie na księżyc. Tyle kilometrów ma na swoim koncie. Mówi, że to walka z samym sobą. I dowód na to, że człowiek może wszystko.

Wacław Żurakowski (60 lat) właśnie wrócił z Gryfina. Startował w maratonie szosowym. Z roweru nie zsiadał prawie 13 godzin. Bez przerwy jechał 320 kilometrów. - Gdyby nie to, że pomyliłam trasy i nadrabiałem 22 kilometry, prędzej dotarłbym do mety - przyznaje. Ale słabe miejsce nie zniechęca pana Wacława do kolejnych startów. Za tydzień wyrusza na największą w życiu wyprawę. Ze Świnoujścia do Ustrzyk Górnych, przejedzie 1010 kilometrów w czasie nie dłuższym niż 72 godziny. Jazda bez przerwy. Do maratonu zgłosiło się tylko 20 śmiałków z całej Polski.
- Czy dotrę do mety? Gdybym w to nie wierzył, nie wsiadałbym na rower. Skończę, choćby na kolanach - mówi z pewnością w głosie.

Areszt za jazdę

Pan Wacław na poważne jeździ od 10 lat. Dopiero wtedy mógł sobie pozwolić na porządny rower. - Od dzieciństwa marzyłem, żeby być kolarzem - wspomina. - Ale rodziców nie stać było na taki luksus. Ojciec robotnik, mama gospodyni domowa, wykarmić trzeba było dwanaścioro dzieciaków. Biednie nam się żyło.
Jazdy uczył się od kolegów z podwórka, na pożyczonym sprzęcie. W wojsku trafił na tydzień do aresztu, bo szarżował jednośladem po pasie startowym.
Pierwszy prosty rower kupił sobie dopiero na urodziny syna. - Sadzałem go w koszyku i objeżdżaliśmy Ziemię Lubuską - mówi. A pierwszą wyścigówkę ma od kilku lat. Kosztowała pięć tysięcy złotych. To na niej spełnia dziś swoje marzenia z dzieciństwa.

Siła z adrenaliny

Sześć lat temu z kolegami ruszyli w Polskę. W 21 dni zrobili 4200 km. Rok później wymyślili sztafetę. Wystartowali we czterech: Wacław Żurakowski, Ryszard Anyszko, Poldek Runowicz i Czesław Antkowiak. 3200 km zaliczyli w 117 godzin. A potem doszły maratony. Najdłuższy w ubiegłym roku: 768 km jazdy non stop. Pan Wacław pokonał trasę w 42 godziny i jako jeden z 13 dotarł do mety. Pozostali odpadli. - W trasie nie odczuwa się zmęczenia, ani snu. Sił dodaje adrenalina - mówi. - Zmęczenie pojawia się, gdy już zejdziesz z roweru. Po co tyle jeżdżę? W ten sposób zmagam się z sobą i sprawdzam swoje możliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska