Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artur Zasada: - Mam temperament Włocha

Michał Iwanowski 0 68 324 88 12 [email protected] Danuta Kuleszyńska 0 68 324 88 43 [email protected]
Artur Zasada, 5 czerwca skończył 40 lat, prawnik, szef klubu radnych PO w Zielonej Górze, zna świetnie angielski. Od 1 kwietnia 2009r.  dyrektor lubuskiego oddziału Totalizatora Sportowego. Do tej pory w totka wygrał 8 zł. Lubi kuchnię meksykańską, potrafi usmażyć jajecznicę. Od garniturów (ma ich pięć i teraz dokupi trzy) woli dżinsy. Nosi koszule Wólczanki. Na swoją garderobę zamówił specjalną szafę. Agnieszka jest doktorem politologii, uczy w gimnazjum i liceum.
Artur Zasada, 5 czerwca skończył 40 lat, prawnik, szef klubu radnych PO w Zielonej Górze, zna świetnie angielski. Od 1 kwietnia 2009r. dyrektor lubuskiego oddziału Totalizatora Sportowego. Do tej pory w totka wygrał 8 zł. Lubi kuchnię meksykańską, potrafi usmażyć jajecznicę. Od garniturów (ma ich pięć i teraz dokupi trzy) woli dżinsy. Nosi koszule Wólczanki. Na swoją garderobę zamówił specjalną szafę. Agnieszka jest doktorem politologii, uczy w gimnazjum i liceum. fot. Mariusz Kapała
Cztery kilogramy wagi ciała i ok. 60 tys. zł - tyle kosztowała Artura Zasadę kampania do europarlamentu. Ale opłaciło się. Dzięki przewadze zaledwie 270 głosów nad konkurentką, został europosłem. Jak to się stało?

Co zdecydowało, że w ubiegłą niedzielę zielonogórzanin Artur Zasada z radnego miasta awansował na europarlamentarzystę? Najprostsza odpowiedź brzmi: zdecydowało równo 270 głosów. Bo o tyle więcej Zasada zgarnął niż posłanka z Goleniowa Magdalena Kochan, kandydatka z tej samej listy. Na Zasadę zagłosowało 25.875 wyborców, na Kochan 25.605. Jak na 203 tys. głosów na Platformę Obywatelską w naszym okręgu, liczba 270 to naprawdę kropelka w morzu. Kropelka, na której Zasada wypłynął.

Język i urodziny

Można powiedzieć, że od początku kampanii do europarlamentu Zasadzie sprzyjało szczęście. W kwietniu "GL" przeprowadziła wśród ośmiu lubuskich kandydatów do europarlamentu test na znajomość języka angielskiego. Z zaskoczenia dzwonił do nich angielski lektor i próbował nawiązać konwersację. Spośród wszystkich, tylko Zasada sprostał temu zadaniu. Mówił biegle, płynną angielszczyzną, był uprzejmy. Dostał piątkę z plusem. Potem wykorzystał to w kampanii.

Drugi łut szczęścia przyniosła mu... data urodzin i prezydent Zielonej Góry. Zasada akurat w ostatnim dniu kampanii 5 czerwca obchodził swoje 40 urodziny. A prezydent Janusz Kubicki kilka lat temu obiecał, że radnym, którzy obchodzą okrągłe urodziny, będzie składał życzenia na łamach prasy. No i stało się. W ostatnim dniu przed ciszą wyborczą Kubicki na swój koszt opublikował w "GL" na pół strony wizerunek kandydata, w tle panoramę miasta i życzenia spełnienia marzeń.

Prześmiewcy zauważyli, że Kubicki ugrał na tym także własny interes. Ponieważ marzenia Zasady w niedzielę się spełniły, to prezydent Zielonej Góry być może pozbył się poważnego konkurenta w przyszłorocznych wyborach samorządowych...

Z siódemki na dwójkę

Ale szczęście uśmiechnęło się do Zasady jeszcze przed oficjalnym startem kampanii. Liczba głosów zależy w dużym stopniu od miejsca na liście kandydatów danego komitetu. Zarząd regionu lubuskiej PO najpierw wytypował cztery osoby z Lubuskigo, które miały wystartować: marszałka Marcina Jabłońskiego, Bożennę Bukiewicz, Roberta Surowca z Gorzowa i właśnie Zasadę.

Początkowo miał on znaleźć się na siódmym miejscu listy. Potem kandydaci z Lubuskiego z różnych przyczyn wycofywali się z wyścigu i w końcu z pierwszego "rzutu" kandydatów został tylko Zasada, lądując na drugim miejscu, po Nitrasie. - Nie wiem, jak to wszystko wyglądało od kuchni i właściwie nie chcę tego wiedzieć - przyznaje Zasada.

Jego zdaniem, ogromny wpływ na wynik, miało poparcie lubuskich burmistrzów: Bogdana Bakalarza z Lubska, Bartłomieja Bartczaka z Gubina czy Wadima Tyszkiewicza z Nowej Soli. Tyszkiewicz wystąpił w jego reklamówce, a w centrum miasta wisiał billboard z głowami obu panów oraz hasłem, że Tyszkiewicz głosuje na Zasadę. I w Nowej Soli Zasada zdobył 1.040 głosów, prześcigając nawet "jedynkę" z listy SLD Bogusława Liberadzkiego, który właśnie w Nowej Soli zainaugurował swoją kampanię.

Niech mnie rozliczą

- Proszę mi wierzyć, że to była bardzo ciężka kampania, rozpisana co do dnia i godziny - zapewnia nowy zielonogórski europoseł. - Straciłem cztery kilogramy, spałem po trzy godziny na dobę. Cały mój sztab stanowiły trzy osoby, sam pisałem programy. W ostatnim dniu kampanii udało się nam rozdać cztery tysiące ulotek.

Zasada uważa, że kampania plakatowa w stylu byłego posła Krzysztofa Bosaka, niczego nie wnosi, bo wybory to nie konkurs piękności. - Grunt to przelać swoje pomysły na język kampanii - dodaje.

Artur Zasada: - Mam temperament Włocha

Środa po godz. 22.00. Z Arturem Zasadą spotykam się w McDonald's. Właśnie wrócił z Warszawy, gdzie odebrał mandat europosła. A potem załatwiał ważne sprawy w Totalizatorze. W domu nie był dwa dni, dlatego tak bardzo spieszy się do bliskich. Siadamy przy stoliku. Zmęczony, wyjmuje z portfela zdjęcie swego "oczka w głowie". To Emil, 19 miesięczny synek. - Bardzo za nim tęsknię...- wzdycha. I uśmiecha się do malucha. - On za mną też...

- To jak pan poradzi sobie z tęsknotą w Brukseli? Nie mówiąc już o tym, że umknie coś ważnego z waszego życia: nie będzie pan obecny przy codziennym dorastaniu syna.
- I tego boję się najbardziej, bo niewątpliwie jest to wielka strata, którą będę starał się zminimalizować. Będę zabierał rodzinę na wakacje gdziekolwiek sobie zażyczą. Mówiłem Agnieszce, że za to jej wsparcie jakie mi dała, może sobie wziąć globus, zakręcić nim i powiedzieć gdzie chce jechać.

- Agnieszka cieszy się z pańskiego wyboru?
- Ona wie, że polityka jest moją pasją, że bez tego ciężko byłoby mi żyć.

- Bliźniaki mają to do siebie, że dla kariery zawodowej są w stanie poświęcić życie osobiste i rodzinne.
- Nie wiem jak jest z innymi Bliźniakami, ale mam wrażenie, że czasami rzeczywiście poświęcam się bez reszty, a trzeba mieć chyba dystans do tego co się robi. I mam nadzieję, że tego dystansu nauczę się.

- Reaguje pan emocjonalnie?
- Mam włoski temperament. Jeżeli jestem zły, to tylko przez dziesięć minut. Ale jeśli jestem z kimś dłużej pokłócony niż trzy godziny, to ja cierpię, a nie on.

- Wielką traumę przeżył pan po śmierci mamy.
- Nie chciałbym o tym rozmawiać, bo to rzeczywiście jest najbardziej bolesne doświadczenie mojego życia...Mama była mi osobą bardzo bliską... Jej śmierć... ona mi dała siłę. Ja przedtem czasami zawracałem w połowie drogi. A to, że dzisiaj doszedłem do końca, to tak naprawdę dlatego, że czułem cały czas, że mama jest koło mnie, że wspiera mnie, pomaga. I ja wiem, że te 270 głosów przewagi mam dzięki niej. Dwie osoby, które mnie najbardziej wsparły w kampanii to Agnieszka i moja mama.

- Jest pan mężczyzną, któremu czasami szklą się oczy?
- (długie milczenie) Hm.. Ostatni raz płakałem przy trumnie mojej mamy... Ale niedawno też pojawiły mi się łzy w oczach. I to była niesamowita historia... Otóż... ( A. Zasada prosi, by tej historii nie upubliczniać)... Ja jestem twardym mężczyzną.

- I dobrym człowiekiem?
- Nie wiem.

- A co z wrażliwością, którą nosi pan w sobie. Ona w polityce przeszkadza.
- Ta kampania udowodniła, że aby osiągnąć sukces, trzeba poskładać go z wielu, wielu kawałków. I ja w tej kampanii widziałem całe swoje życie. Ona była dla mnie walką na śmierć i życie.

- Aż tak bardzo chciał pan zaistnieć?
- Aż tak bardzo chciałem udowodnić tym wszystkim, którzy twierdzili, że nie mam szans, że Lubuskie jest za małe, że jakiś radny z Zielonej Góry... Ale zawziąłem się, zagryzłem zęby i postanowiłem, że choćbym miał paść, to będę ciągnął do końca... Ale gdy w Warszawie stałem obok Buzka, Saryusza - Wolskiego, Ziobry, Kalinowskiego... Przecież to pierwsza liga! I wtedy pomyślałem, co ja właściwie tutaj robię... A potem podszedł do mnie minister i powiedział, że wskoczyłem pięć półek wyżej.

- I na tej piątej półce zaszumiała w głowie woda sodowa?
- Nie, nie! Większy z tym miałem problem, gdy zostałem radnym. To wszystko jeszcze do mnie nie dociera. To tak, jak ktoś, kto biegnie w maratonie: dobiega do mety, pada, podnosi się i dopiero, gdy mu wieszają na szyi medal dociera do niego, że osiągnął cel. Ja stanąłem na nogi, ale jeszcze łapię oddech.

- Dużo przyjaciół przybyło panu od poniedziałku?
- Przyjaciół mam kilku. Ale sporo osób odezwało się, którzy do tej pory nie mieli dla mnie czasu. Nie wiem czego ode mnie chcą, ale cieszę się, że o mnie pamiętali. Odebrałem też ze 300 sms.

- Życie jest dla pana przygodą?
- Udowodniłem, że 40 latek może żyć tak samo jak 20 letni facet. Mam czas na boks, siłownię, na pójście ze znajomymi na piwo... Ale mam jedną słabość: wydaję duże pieniądze na płyty. Uwielbiam mocnego rocka i co roku jeżdżę do Bolkowa na gotycką imprezę. Tam się odprężam, ładuję akumulatory...

- Do pięknych kobiet też ma pan słabość?
- Kobieta musi mieć w sobie coś interesującego, żeby zwrócić moją uwagę. I wcale nie musi być piękna. Agnieszka ma w sobie i jedno i drugie. My przez kilka lat mieszkaliśmy dwie klatki obok. Dopiero później połączyła nas wspólna pasja do polityki. I z tej pasji zrodziła się miłość.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska