Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artysta jak banita

KRZYSZTOF GOTOWIEC
Jedynego chyba w Nowej Soli posiadacza tandemu znają wszyscy. Z daleka widać powiewającą bujną fryzurę i brodę. Teatr, który niedawno skończył 25 lat, jest dla niego wszystkim. Ale jak twierdzi, równie dobrze mógłby być rolnikiem. Ważne by robić coś z miłością mówi.

Pomysł założenia teatru zrodził się w głowie Edwarda Gramonta z fascynacji poezją. Zbyt dużo naczytałem się lirycznych strof stwierdza. Te chciałem przenieść na deski.
Swoim pomysłem 24-letni Edward podzielił się z Sylwią Stępień, której przygotowywał muzykę do montaży poetyckich. Zaoferowała swoją pomoc. Duży wkład w powstanie grupy miała też Irena Kasprzak. Kilkuosobowa grupa zapaleńców pierwsze kroki stawiała w domu kultury przy Nowosolskiej Fabryce Nici.
Zastępca dyrektora fabryki: Uważam, że kultura powinna podawać jakieś określone wzorce wychowawcze uczące określonych postaw, zachowań i określonego smaku, a oni robili taki teatr hipisowski, niemodny już przecież. Chodziło nam o to, żeby tego rodzaju sztuki nie było u nas. Początkowo chcieliśmy nawet, żeby ta grupa działała nadal, ale żeby repertuar był bardziej zbliżony do potrzeb załogi. Jeżeli załoga chciałaby zobaczyć coś z Fredry to należałoby to przygotować.
Dyrektorem zakładowego domu kultury był Jerzy Szynder.
To było jedyne miejsce, gdzie można było uprawiać sztukę niezależną wspomina E. Gramont. Ważna była postać dyrektora. Jurek był inny od wszystkich.
Tu teatr miał swoją pierwszą premierę. Spektakl ,,Poemat o zbawieniu świata" według Jacka Gulla spotkał się ze świetnym przyjęciem. 2 godz. i 20 min. świeżego tchnienia na zakończenie roku kulturalnego spowodowało, że do teatru napłynęła hipisująco-kontestująca młodzież. Andrzej Palto przyniósł nazwę Terminus a Quo. Wkrótce grupa teatralna liczyła 20 osób. Nie wszystkim to się jednak spodobało. Pod koniec lat 70. odbył się słynny ,,sąd na teatrem". Nie bardzo wiedziałem gdzie leży źródło konfliktu mówi szef TAQ. Władze ,,Nici" zadecydowały, że wystawimy spektakl, a następnie odbędzie się sąd nad nami. To wyglądało mniej więcej w ten sposób: oni mówili ja słuchałem. Na drugi dzień czekało na mnie zwolnienie. Schronienie znaleźliśmy w Młodzieżowym Domu Kultury w Głogowie.
Zastępca dyrektora fabryki:
Podczas spektaklu rozdawali ser i mleko. Widownia jadła razem z nimi. Potem zaczęli się rzucać tym serem, no trochę, jeden chyba rzucił. Byli robotnicy na widowni i ten aspekt był mocno podkreślany, że na chleb trzeba ciężko pracować. Obecny kierownik domu kultury: Ten ich kierownik też miał swoje zagrania. Do Zielonej Góry jeździł rowerem, a to jest jakby nie było 50 km w obie strony. Sekretarz komitetu zakładowego: Pan wie, ile ten ich kierownik zarabiał Więcej ode mnie."
- To był trudny okres wspomina I. Kasprzak. Pamiętam jak taszczyliśmy sprzęt i wracaliśmy z próby w Głogowie o północy.
Do Nowej Soli teatr powrócił w 1980 r. Nie na długo. ,,Szkoła Czarownic" znów wywołała oburzenie. TAQ przygarnął Helmut Jonkaitis, szefujący domowi kultury w Nowym Miasteczku. Oni naprawdę nie mieli się gdzie podziać podkreśla H. Jonkaitis. Miejscowy naczelnik miał zaufanie do tego co robię. Nie było kłopotów.
Efektem nadzwyczajnego sejmiku kultury w Nowej Soli był kolejny powrót teatru do rodzinnego miasta. W lipcu 1981 r. skończył się okres banicji, ale niedługo potem zaczął się stan wojenny. Teatr bardzo ryzykując w dalszym ciągu wystawiał sztuki. Zresztą spektakl ,,Modlitwa" był mocno ,,przeciw". Pewnego wieczoru, kiedy szedłem zamknąć drzwi wejściowe od domu kultury, by rozpocząć spektakl, wszedł oddział ZOMO dziś E. Gramont śmieje się z tego. Nie bardzo wiedziałem co robić. Na górze 15 osób, światła reflektorów, totalna wpadka. Wtedy nasz portier, niezapomniany Włodek Rybicki z krzykiem do nich: ,,Panie komendancie proszę tu częściej zaglądać, my już nie dajemy sobie tu rady. Młodzież niszczy nam automaty (gry stojące w holu domu kultury)". Wtedy gość nie chcąc wdawać się w dyskusję, zasalutował i tyle ich widzieliśmy.
Gustaw: Kiedyś wchodziłem w bardzo płytkie rzeczy. Mieliśmy taką swoją pakę, włóczyliśmy się popołudniami i patrzyliśmy, gdzie tu by jeszcze wypić i jak zahaczyć się na jakąś imprezę. Kiedy zetknąłem się z teatrem i zobaczyłem, że robią tam takie trudne rzeczy, poczułem się mały. Sięgnąłem po książki i zacząłem uświadamiać sobie, że istnieje jeszcze tak wiele spraw w życiu, których przez osiemnaście lat w ogóle nie dostrzegałem. Zmieniłem swoje patrzenie na ludzi. Dla mnie niepojętą sprawą był charakter, psychika, nie zastanawiałem się nigdy wcześniej jak dana rzecz przeżyta czy obejrzana może na mnie wpłynąć.
W ciągu 25 lat działalności przez TAQ przewinęło się 250 osób. Nie sposób wymienić wszystkich. Wielu miało swoje ,,pięć minut", wpływ na kształtowanie teatru. Tomasz Michniewicz zasilił Teatr Ósmego Dnia, Paweł Kutny i Magdalena Różczka uczą się w szkołach teatralnych, Agata Wojtkowiak w teatrze gra już 13 lat. Małgorzata Paszkier-Wojcieszonek jest dyrektorką zielonogórskiego Domu Kultury ,,Kolejarz", prowadzi teatr dziecięcy. Dziś wiele osób w TAQ jest przyjezdnych. Ale trzon to siedem, osiem osób. W zależności od tego jakie sztuki są w repertuarze. Czasem trudno powiedzieć kto jest właściwie członkiem teatru. Są osoby, które grają raz na kilka lat, inne dwa, trzy razy do roku. Wystarczy jeden telefon, a osoba, która nie grała od dłuższego czasu, przyjeżdża. Scena alternatywna mocno się zmienia stwierdza E. Gramont. Dziś są problemy innej natury precyzyjnych prób. Dąży się do dobrej sztuki, a eksperyment już był.
PS. W artykule wykorzystałem fragmenty reportażu ,,Artysta fabryczny" Henryka Jabłonowskiego. Materiał został opublikowany na łamach ,,Polityki" 9 lutego 1980 r. po słynnym sądzie na teatrem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska