Władysław Orzechowski z Wierzchowic poskarżył się nam na nierzetelność PKS. - W sobotę około godziny 16.00 wróciłem z Gliwic - opowiada. - Miałem mnóstwo bagaży i udałem się na autobus. Niestety ten nie przyjechał. Czekałem tam ponad godzinę. W końcu musiałem zamówić taksówkę, za którą zapłaciłem trzy razy tyle, ile za bilet.
Jak mówi, razem z nim na dworcu czekało wiele osób. - Były tam panie z mojej wsi, które wracały do domu po pracy. Było też małżeństwo z dziećmi i osoby starsze.
Nie to zdaniem pasażera było jednak najgorsze. - W soboty szybciej zamykana jest galeria dworcowa i musieliśmy po prostu stać na zewnątrz - wyjaśnia mężczyzna. - Było zimno i nigdzie nie mogliśmy znaleźć kogoś, kto powiedziałby nam, czy te autobusy przyjadą, czy nie.
Mieszkaniec Wierzchowic znalazł numer telefonu do dyspozytora. - Dzwoniłem tam chyba z dziesięć razy - informuje. - Nikt nie raczył odebrać telefonu. Uważam, że to jakiś skandal. Jak można tak traktować ludzi? Wygonić z budynku i niech sobie marzną.
W siedzibie PKS nikt nie słyszał o takiej sytuacji. Dopiero po naszym telefonie sprawa została wyjaśniona. - Rzeczywiście taka sytuacja miała miejsce - wyjaśnia Elżbieta Karcz, z działu organizacji przewozów. - Został przyjęty nowy pracownik, który tego dnia miał wykonać te dwa kursy i dodatkowo przewozy pracownicze. Niestety źle spojrzał na grafik i owe dwa kursy pominął. Taka sytuacja już na pewno się nie powtórzy. Pracownik został skierowany na ponowne przeszkolenie.
Co do dyspozytora to: Pracuje tylko na jednej zmianie, dlatego podróżni nie mogli się z nim skontaktować - mówi Elżbieta Karcz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?