Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Autobus staje na jezdni, bo zatoczka za wysoka

Artur Matyszczyk 0 68 324 88 20 [email protected]
Choć zatoki dla autobusów są, to kierowcy w obawie o wozy na nie nie wjeżdżają.
Choć zatoki dla autobusów są, to kierowcy w obawie o wozy na nie nie wjeżdżają. fot. Mariusz Kapała
- Czy ktoś wyrzucił pieniądze w błoto? - pyta Czytelnik. Autobusy MZK zatrzymują się na jezdni, bo krawężniki przy nowiuteńkich zatoczkach są za wysokie.

Adam Biniszkiewicz mieszka w Płotach. Mężczyzna przysłał e-mail do redakcji. W korespondencji czytamy m.in.: "Pół roku temu w mojej wsi wykonane zostały zatoczki dla autobusów komunikacji miejskiej. Niestety do tej pory nie są używane. Kierowcy stwarzają realne zagrożenie na tym odcinku drogi, zatrzymując się przy przystanku, ale na środku jezdni. Tylko czekać, jak dojdzie tam do tragedii" - pisze Biniszkiewicz.

Ręce mi opadły

Dalej w swoim liście Czytelnik wspomina o odpowiedzi, jaką otrzymał z Miejskiego Zakładu Komunikacji. "Okazało się, że autobusy nie wjeżdżają do zatoczek, bo za wysokie są krawężniki. Ręce mi opadły. Czy to oznacza, że będziemy musieli czekać, aż ktoś wyleje jeszcze jedną warstwę asfaltu? W takim razie to, po co robiono te zatoczki? Czy przypadkiem nie mamy tu do czynienia z wyrzucaniem pieniędzy w błoto?" - płocianin w e-mailu mnoży pytania i wątpliwości.

Podążając tropem tej ciekawej korespondencji skontaktowaliśmy się z szefostwem MZK. Słowa naszego Czytelnika potwierdziły się. - Wspomniane zatoki położone są znacznie wyżej niż jezdnia. Kierowcy nie wjeżdżają na nie, ale nie ze złośliwości - podkreśla dyrektorka przewoźnika Barbara Langner. - Na linii nr 32 kursują autobusy niskopodłogowe, dla których niebezpieczne jest pokonywanie aż tak wysokich krawężników czy uskoków. Może dojść do uszkodzenia podwozia oraz niszczenia opon. Dla nas ta robota nie jest skończona.

Bo to trochę trwa

Langner dodaje, że do momentu wyrównania poziomu jezdni z poziomem zatok,
autobusy nie będą wjeżdżały w wyznaczone miejsce. Okazuje się więc, że nowiuteńkie zatoczki są bezużyteczne. Na szczęście taki stan ma potrwać już niedługo. - Jest przejściowy. Rozstrzygnęliśmy przetarg na dokończenie tej inwestycji. Niestety, nie zawsze uda się zrobić wszystko naraz - tłumaczy dyrektor w Zarządzie Dróg Wojewódzkich Grzegorz Szulc.
Zdaniem Szulca opóźnienie spowodowały procedury związane z przygotowaniem zadania. - Przetarg trwa długo. Ale lada dzień wykonawca wejdzie na budowę. Fachowcy wyleją jeszcze jedną warstwę asfaltu - dodaje Szulc.
Dyrektor zaprzeczył plotkom, jakoby podział inwestycji na etapy wiązał się z brakiem pieniędzy w zarządzie.
Do tematu wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska