Od euforii, poprzez strach o wynik, do szalonej radości - taką huśtawkę nastrojów przeżyli podczas inauguracji rozgrywek grupowych kibice w Gorzowie.
Po kwadransie nasz zespół deklasował wicemistrzynie Słowacji 45:18 i na trybunach pojawiły się głosy, że rywalki są słabsze nawet od goszczonej ostatnio przy Chopina "czerwonej latarni" polskiej ekstraklasy Aflofarmu Vicardu Pabianice.
Same sobie winne
Potem pierwsze skrzypce zaczęły grać jednak przyjezdne i przewaga gospodyń topniała w zastraszającym tempie. - Rzeczywiście, to był dziwny mecz - przyznała nasza skrzydłowa Joanna Zalesiak.
- 27-punktowa różnica wynikała z tego, że na początku grałyśmy radosny i przede wszystkim skuteczny basket. Pewnie prowadziłyśmy, ale nagle coś się zacięło. Świetnie było tylko do momentu, gdy wszystko "siedziało". Potem rywalki zmieniły taktykę i rozpoczął się horror. Na szczęście, dotrwałyśmy z korzystnym wynikiem do końcowej syreny.
Szczęśliwy finisz, to też spora zasługa kapitana AZS-u Justyny Żurowskiej, która w decydujących momentach znów wzięła odpowiedzialność na swoje barki. To po jej trafieniach i podaniach gorzowianki nie pozwoliły Rużomberokowi na bliższy niż trzypunktowy kontakt.
- Takie zwycięstwo jeszcze bardziej cieszy - przyznała "Żura", której jak zwykle w kluczowych akcjach nie zadrżała ręka. - Jeśli mecze są lekkie, łatwe i przyjemne, to szybko się o nich zapomina. Dla nas ten mecz jest dodatkową nauczką, bo same stworzyłyśmy sobie nieciekawą sytuację, która mogła różnie się skończyć.
Pierwsza lekcja odrobiona
Słuszną opinię o fantastycznym początku potwierdził trener gorzowianek Dariusz Maciejewski: - To było nasze najlepsze 17 minut, jakie rozegraliśmy w tym sezonie. Potem dziewczyny popełniły kilka banalnych strat, wynikające z bardzo dobrej obrony Rużomberoka. Rywalki nabrały wiatru w żagle i poszły za ciosem. Stąd niepotrzebne nerwy.
Przez gorzowianki puchar FIBA traktowany jest jako dodatkowe korepetycje. Czego możemy nauczyć się od Słowaczek? - MBK przegrywał bardzo mocno, potem podniósł się, zniwelował stratę prawie do zera i do ostatniej akcji był w grze. Taki charakter mają tylko klasowe zespoły - mówi nasz szkoleniowiec.
Pierwsza jaskółka wiosny nie czyni i w Gorzowie twardo stąpają po ziemi. - Jeśli chcemy wyjść z tak silnej grupy jak nasza, przede wszystkim musimy wygrywać u siebie - mówi otwarcie Maciejewski. - To dopiero początek pucharowej przygody. Czekają nas jeszcze trudniejsze boje, ale zaczynamy od zwycięstwa i oby tak dalej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?