Wczoraj do aptek przychodzili pierwsi pacjenci z receptami ostemplowanymi pieczątką "Refundacja do decyzji NFZ". - Za antybiotyk dziecka zapłaciłam 12 zł więcej niż zazwyczaj. Jestem po prostu zła - mówiła nam młoda gorzowianka.
Dla aptekarzy to trudna sytuacja. - Aż serce boli, gdy musimy odsyłać chorego do lekarza po nową receptę lub zaproponować mu wykup leku za 100 proc. ceny. W większości są wyrozumiali. Zdarzają się jednak kłótliwi i w nerwach wychodzą. W ogóle rezygnują z lekarstw - opowiada Patryk Graczyk z gorzowskiej apteki Strywald.
Pacjentów bulwersuje sytuacja z zamieszaniem wokół recept, ale nie winią lekarzy.- Nasz rząd robi wszystko, aby szybko nas wpędzić do grobu. Lekarze są od leczenia, a nie od administracji i papierkowej roboty - podkreśla nowosolanka Irena Gancarz.
Co wczoraj mogło spotkać chorych w aptekach? Jeśli przychodzili z receptami poprawnie wypełnionymi, aptekarze sprzedawali leki ze zniżką. - Mamy trochę ułatwione zadanie, bo realizujemy wiele recept wystawianych na oddziałach. Kiedy więc czegoś na niej brakuje, pacjent może wrócić do lekarza i poprosić o uzupełnienie. Do apteki przychodzą też sami lekarze, którzy dopytują, jak odpowiednio wypisać receptę - mówi Ewelina Wojciechowska z apteki w szpitalu w Gorzowie.
- Jeśli pacjent nie ma przy sobie dokumentu potwierdzającego ubezpieczenie, wtedy proponujemy lek za 100 proc. I takie przypadki dziś mieliśmy. W większości jednak sprzedajemy lek z najniższą możliwą refundacją - tłumaczy Joanna Piwońska, kierowniczka apteki Strywald w Gorzowie.
- Jeśli lekarz na recepcie nie określi stopnia refundacji, a w starym wykazie leków dany lek widniał na chorobę przewlekłą, sprzedajemy za 100 proc. ceny. Nie nam decydować, na co pacjent choruje - mówi z kolei Marcin Kozłowski, kierownik apteki na Wełnianym Rynku w Gorzowie. I dodaje, że w jego aptece chory nie ma co liczyć na zniżkę także wtedy, gdy lekarz nie wpisze na recepcie kodu 04, który świadczy o ubezpieczeniu w lubuskim oddziale NFZ. - Boimy się sami weryfikować kwestie ubezpieczenia, bo nam też grożą kary finansowe - podkreśla farmaceuta.
Wczoraj w lubuskim oddziale NFZ telefon dzwonił cały dzień. Pacjenci pytali, co mają robić, bo nie mogą wykupić leku po zniżce. - Informowaliśmy ich, że jeśli apteka ma podpisaną umowę z NFZ, nie może odmówić sprzedaży leku refundowanego. Zawsze można też poprosić o tańszy zamiennik - mówi Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka lubuskiego Funduszu.
Przypomnijmy, że lekarze przybijają pieczątki na recepty w proteście przeciwko ustawie refundacyjnej, która m.in. nakłada na nich obowiązek sprawdzania, czy pacjent jest ubezpieczony. Za źle wypisane recepty grożą im kary finansowe. - Pośpiech we wprowadzaniu ustawy oraz stopień nieprzygotowania przepisów wykonawczych spowodował chaos, który odbija się na lekarzach i zrzuca na ich barki odpowiedzialność za urzędniczą niekompetencję - tłumaczy ostro Jacek Krajewski, prezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie.
Dla medyków to też nie był łatwy dzień. - Próbowałam przebadać dwóch pacjentów zgodnie z nowymi wytycznymi. Jednemu z nich, chorującemu przewlekle, wypisałam tylko leki, ale i tak zajęło mi to 20 minut. A co w sytuacji, kiedy dojdzie do tego badanie? - zastanawia się Agnieszka Dąbrowska, lekarz rodzinny z przychodni Medkol w Zielonej Górze. - Mam ochotę zrezygnować z zawodu! Tyle lat się uczyłam, żeby pomagać ludziom, a nie tonąć w papierach. Miało być mniej "papierologii", a jest więcej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?