Widok jak z filmu: stara chałupa ze spadzistym dachem, rozwalająca się buda dla psa i zgarbiona babuleńka na ławce przed domem. To pani Maria. W ręku trzyma metrowy kijek, który służy jej za laskę. Dom nadaje się tylko do remontu. Jeszcze niedawno nie było tu nawet toalety. W kuchni jest m.in. łapka na szczury. - Wielkie tu biegają. Wszyscy się ich boją, ale ja nie. Ostatnio pięć złapałam - mówi dzielnie pani Maria.
Włączony jest także mały telewizor. W czasie mojej wczorajszej wizyty leciał mecz Argentyna-Korea Południowa. - Ogląda pani mistrzostwa świata? - pytam. - Panie, a gdzie tam, ja nie mam czasu na telewizję. Ciągle jest robota. To coś szyję, np. poszewkę na poduszkę, to zupę robię - opowiada kobieta.
12 maja przyszło do niej pismo z Banku Pocztowego. Można w nim przeczytać, że po śmierci jej syna Józefa Wiśniewskiego za spłatę zadłużenia odpowiadają małżonek, rodzice i rodzeństwo. Obok kwota do spłacenia 4.743 zł 58 groszy. Niżej słowa podkreślone grubą krechą: "Wzywamy więc Panią i za Pani pośrednictwem pozostałych spadkobierców do spłaty ww. zadłużenia w terminie 7 dni od dnia otrzymania niniejszego wezwania".
Co na to pani Maria? - Panie, ja to nawet dobrze nie widzę, bo mam słaby wzrok. Gdyby nie Sławuś, to nie wiem, co bym zrobiła - pokazuje na Sławomira Wojciechowskiego z Dobiegniewa, który pomaga kobiecie, choć nawet nie są rodziną. To właśnie ten mężczyzna powiadomił nas o sprawie.
Wcześniej pan Sławomir dzwonił do Banku Pocztowego w Bydgoszczy. Poprosił o kopię umowy. - Dowiedziałem się, że pani Maria może wysłać do banku pytania w tej sprawie, ale odpowiedzi nie otrzyma, bo... nie jest stroną w tej sprawie! Jak może nie być stroną, skoro ma płacić prawie 5 tys. zł?! - denerwuje się mężczyzna. Syn kobiety Józef zaciągnął dług sześć lat temu. Zmarł trzy lata temu. - Gdzie był w tym czasie bank? Dlaczego dopiero teraz się odezwał?! - grzmi pan Sławomir.
Pani Maria wysłała do banku pismo z prośbą o umorzenie długu, ale bank zgodził się tylko na obcięcie połowy kwoty. Kobieta mogłaby ją spłacać w ratach. Już półtora tygodnia temu skontaktowaliśmy się w tej sprawie z Magdaleną Ossowską-Krasoń, rzeczniczką Banku Pocztowego. Dopiero wczoraj udzieliła nam informacji na ten temat. - Na razie jesteśmy na etapie dialogu i negocjacji z tą panią - mówi. Dodaje, że jeżeli propozycja banku jest nadal zbyt dużym obciążeniem finansowym dla pani Marii, to może ona przesłać do banku odcinek emerytury i kopię rachunków za lekarstwa. - Jeżeli stwierdzimy, że rzeczywiście osoba ta nie ma środków na spłatę kredytu, możemy podjąć decyzję o całkowitym umorzeniu długu - daje nadzieję rzeczniczka. Według niej ta sytuacja doskonale pokazuje, jak ważne jest załatwianie przez ludzi spraw spadkowych.
Pani Maria zapewnia, że napisze kolejną prośbę o umorzenie całości długu. - Podatki, śmieci, wszystko płacę. Dlaczego mam płacić za zmarłego syna? A skąd ja miałam wiedzieć, czy on brał jakieś pożyczki? Ja nic nie podpisywałam! - mówi. Kobieta ma emeryturę ok. 1.000 zł. Z tego prawie 300 zł idzie na leki. - Kredyt po synu mnie zabije - dodaje.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?