- Gorzowskie środowisko siatkarskie było zaskoczone twoim przyjściem do Rajbudu GTPS. Kibice pamiętają cię z występów w wielkiej PGE Skrze Bełchatów, a tu nagle lądujesz w pierwszej lidze. Skąd taka decyzja?
- Nie ukrywam, że chciałem zostać w Plus Lidze. Zarząd AZS Politechniki Warszawa nie widział mnie jednak dłużej w składzie swojej drużyny. Innych propozycji nie było, więc dałem się namówić Pawłowi Maciejewiczowi. Przedstawił mi ciekawą wizję gorzowskiej drużyny. Na tyle interesującą, że podpisałem w Gorzowie roczny kontrakt.
- Co ci powiedział Paweł? Czy było to coś w rodzaju: Bartek, przyjdź do nas, to w cuglach awansujemy do ekstraklasy?
- Na początku chciał, bym wystawiał mu piłki do ataku. Spędziliśmy razem pięć sezonów w Bełchatowie i jeden w Warszawie, więc znamy się jak łyse konie. Po pierwszych ustaleniach szybko zaczęliśmy rozmawiać o bardziej ogólnych celach. Obydwaj mamy spore sportowe ambicje, więc nie było problemu z wypracowaniem wspólnego wniosku: interesuje nas wygranie pierwszej ligi i awans do elity. Myślę, że tego samego życzy sobie cała drużyna.
- Stać was na taki wynik?
- Mamy ciekawy zespół, będący mieszanką rutyny z młodością. Ja, Paweł Maciejewicz, Darek Szulik, Michał Błoński, Krzysiek Kocik i Michał Gaca graliśmy w przeszłości w ekstraklasie. Młodsi koledzy bardzo chcą się uczyć, w większości dysponują też świetnymi warunkami fizycznymi. Jak wszystko się poukłada, to z meczu na mecz powinniśmy się prezentować coraz lepiej. Najważniejsze będą oczywiście play offy, bo w nich wszystko się rozstrzygnie. Nie wyobrażam sobie, by mogło nas zabraknąć w czołowej czwórce pierwszej ligi.
- Nie boisz się bolesnego rozczarowania po ewentualnej porażce?
- Nasz skład pozwala wierzyć, że do niej nie dojdzie. Za starszych kolegów mogę ręczyć, młodszych dopiero poznaję. Trenujemy razem dopiero dwa tygodnie. Pierwsze wrażenia mam bardzo dobre. To fajna, wesoła ekipa. Wszyscy pragniemy, by obecny nastrój towarzyszył nam także po ligowych pojedynkach.
- A może jest tak, że obydwaj z Pawłem chcecie coś udowodnić siatkarskiej Polsce? Odnosiliście wielkie sukcesy z PGE Skrą, lecz obydwaj byliście w tej drużynie tylko rezerwowymi...
- To prawda. Paweł musiał rywalizować na pozycji atakującego z Mariuszem Wlazłym, ja miałem na rozegraniu Andrzeja Stelmacha. Byłem za młody i zbyt wystraszony, bym mógł mu zagrozić. Dziś mam do siebie trochę pretensji, że nie poradziłem sobie z napięciem, mogąc pracować z tak znakomitymi zawodnikami. Wtedy wyglądało to trochę inaczej: dopiero co widziałem ich w telewizji, a tu nagle stają obok wielu reprezentantów Polski na treningu. Odbudowałem się w Warszawie, gdzie trafiłem trzy lata temu. Szkoda mi tylko dwóch ostatnich sezonów, bo nie dostałem w nich zbyt wielu szans występów. Zespół jednak wygrywał, a to było najważniejsze.
- Jakie osobiste nadzieje wiążesz z przyjściem do Gorzowa?
- Przede wszystkim chcę udowodnić sobie i niektórym osobom, że potrafię jeszcze grać w siatkówkę. Najlepiej zrobię to, prowadząc zespół do play offów, a potem do zwycięskiego finału ligi lub barażu.
- Wielu oczekiwało, że będziesz w polskiej siatkówce drugim Wojciechem Drzyzgą. Podobnie jak on masz dwa metry wzrostu, jesteś leworęczny i chętnie atakujesz z drugiej piłki. Możesz jeszcze rozwinąć te atuty?
- Na internetowych stronach znalazłem wiele krytyki pod swoim adresem. Staram się nie czytać takich komentarzy, bo destrukcyjnie wpływają na psychikę. Nawet pomimo tego, że jestem już dojrzałym zawodnikiem. Przeżyłem wiele radości, ale też smutków. Wystarczająco dużo, by się uodpornić i wiedzieć jedno: najważniejsza jest forma, jaką prezentuję w danym dniu i meczu.
- Jaka jest twoja wiedza o pierwszej lidze?
- Znam wielu zawodników i niektóre zespoły, bo jeden sezon spędziłem w Bełchatowie w drużynie rezerw, występującej właśnie na zapleczu ekstraklasy. Słyszałem od kolegów, że wiele ekip znacznie się ostatnio wzmocniło. Sięgnęły po zdolną młodzież, byłych ligowców, a nawet zawodników, wracających z zagranicy. Jak będzie faktyczny układ sił, przekonamy się dopiero w trakcie rozgrywek.
- Sądzisz, że poradzisz sobie w pierwszej lidze bez większego wysiłku?
- Najbardziej cieszy mnie perspektywa systematycznych, pełnych występów. Przez ostatnie dwa sezony byłem w AZS Politechnice tylko zmiennikiem, więc czuję głód grania. A poziom? Ten na zapleczu ekstraklasy wcale nie jest niski. Trzeba bardzo porządnie trenować i dawać z siebie maksimum wysiłku w każdym spotkaniu, by osiągnąć przyzwoity wynik.
- W Gorzowie wciąż jeszcze świeża jest pamięć sukcesów Stilonu z lat 1997-2000. Co, twoim zdaniem, trzeba zrobić, by hala przy Czereśniowej znów wypełniała się podczas każdego spotkania kompletem kibiców?
- Najłatwiej jest zachęcić fanów dobrą grą i zwycięstwami. Wiem, że w ostatnich latach gorzowski klub borykał się z problemami finansowymi, które w decydujących fazach kilku sezonów rzutowały na dyspozycję drużyny. Teraz fundusze będą mniejsze, za to pewne. Nie przyszedłem do Gorzowa, by zarabiać krocie, lecz by znów poczuć się ważnym. Tak samo myślą moi koledzy. Jak się pokażemy, to za rok będziemy mogli liczyć na wyższe stawki. Taka motywacja gwarantuje, że w każdym spotkaniu zademonstrujemy najlepszą siatkówkę, na jaką nas stać. A kibiców proszę, by nam pomogli swoją obecnością na trybunach.
- Przeniosłeś się do Gorzowa z całą rodziną?
- Tak. Z żoną, synem, nawet psem! Dostaliśmy mieszkanie, szybko się tutaj urządziliśmy. Wszystko jest świetnie zorganizowane, więc zostało mi tylko solidnie trenować i sięgać po sukcesy. Nigdy nie grałem tak daleko od rodzinnego Tomaszowa Mazowieckiego, jak teraz. Z resztą familii spotkam się dopiero w grudniu na święta. Ale nie narzekam. Jestem w Gorzowie, bo mnie tutaj chcą. Ważna jest praca na kolejny sezon i wyzwania, których się podjąłem.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?