Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartosz Łusiak, autor biografii Macieja Jaworka: - Sportowiec chce się sprawdzić

Marcin Łada 68 324 88 14 [email protected]
Bartosz Łusiak ma 42 lata. Zielonogórzanin, który na stałe mieszka w Holandii. Nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie, a prywatnie kibic Falubazu. W minionym roku wydał we współpracy z klubem książkę o Macieju Jaworku.
Bartosz Łusiak ma 42 lata. Zielonogórzanin, który na stałe mieszka w Holandii. Nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie, a prywatnie kibic Falubazu. W minionym roku wydał we współpracy z klubem książkę o Macieju Jaworku. Marcin Łada
- Tamten Falubaz składał się z indywidualności. Każdy miał swoje życie. A idealizowanie teraz i odwoływanie się do tamtych złotych lat? Dziś patrzę na nie trzeźwiej... - mówi BARTOSZ ŁUSIAK, autor biografii Macieja Jaworka.

- Skąd pomysł na wydanie historii akurat Jaworka?
- W pierwszej chwili mieliśmy w planie napisanie czegoś do szuflady. Maciek chciał uporządkować domowe archiwum. Zgromadził dużo notatek i prasowych wycinków, ale na tym się skończyło. Pierwsza idea była taka: zrobimy z tym porządek i zobaczymy, co wyjdzie. Podsyłał mi zdjęcia, fragmenty filmów. Zaczęliśmy od finału mistrzostw Polski w 1986. I poszło. Po roku miałem prawie gotowy tekst. Byłem akurat u ojca w Zielonej Górze i pomyślałem, że się rozejrzę. Może uda się jakoś wydać całość. Trafiłem do Urzędu Miasta, a tam Stanisław Tarnawski skontaktował mnie z Kamilem Kawickim. O ile zaczynałem pracę nad tą książką z przyjemnością, o tyle w kolejnych jej fazach stawałem się coraz bardziej rozczarowany i zniecierpliwiony. Chciałem mieć tę robotę z głowy.

- Co, a może raczej kto pana aż tak rozczarował?
- Nie chciałbym, żeby ktoś odebrał mnie jako frustrata i podsumował: przecież mógł nie pisać. Cieszę się, że doprowadziłem sprawę do końca, a Maciek ma uporządkowane archiwum i jest z tego bardzo zadowolony. Obaj zamknęliśmy w ten sposób ważny rozdział w naszym życiu. On jako zawodnik, ja fanatyczny kibic-nastolatek. Jestem człowiekiem bardzo konsekwentnym i jak już podejmę się jakiegoś zadania, próbuje doprowadzić je do udanego finału. Rozczarowanie wynika głównie z faktu, że moja ponowne spotkanie z tamtą epoką ukazało ją o wiele bardziej banalną i prozaiczną, niż dotychczas myślałem.

- A konkretniej?
- Kiedy jest się nastolatkiem, człowiek szuka idola, identyfikuje się z kimś lub czymś. Przeżywa wszystko o wiele bardziej emocjonalnie. Świat wydaje się czarno-biały. Dobro jest bardzo wyidealizowane. Nie dostrzega się szarości. Kiedy wraca się do tego po latach, rozczarowanie jest chyba nieuniknione. Stało się dla mnie jasne, że ten wspaniały Falubaz z lat 80. był właśnie taki, bo działał w określonym systemie. Wspólne zgrupowania i krótkie wypady do Gryżyny w sezonie, razem w starze czy autosanie podczas drogi na mecze nie zawsze były przecież oczywistym, wolnym wyborem. Także ,,kumplowanie'' ograniczało się do toru. To system socjalistyczny, ze wszystkim znanymi ułomnościami, narzucał takie, a nie inne rozwiązania. Teraz sytuacja jest oczywista i przejrzysta. Zawodników łączy pięć biegów. Odjadą je, skasują pieniądze i do domu.

- Czy bohater książki zweryfikował po latach pana wizję legendarnego Falubazu?
- Może nie wprost. To są moje prywatne wnioski. Na przykład Huszcza robił te swoje 17, 18 punktów i jechał do domu. Jaworek też. Jan Krzystyniak stał z boku. Miał swoje życie. Małomówny, nikomu się nie zwierzał. O Olszaku wszystko napisał swego czasu Roman Siuda. Rozrywkowy gość, który nie bał się powiedzieć, co myśli. W tamtych czasach chyba trochę nie pasował do obrazka. Była jedna ,,Gazeta Lubuska'' i jak się chciało, to się kogoś na świeczniku postawiło. Można też był szybko go zdjąć. Tamten Falubaz składał się z indywidualności. Każdy miał swoje życie. A idealizowanie teraz i odwoływanie się do tamtych złotych lat? Ja dziś patrzę na nie trzeźwiej. To nie był taki miód.

- Pan mieszka w Holandii, a Maciej Jaworek w Niemczech. Jak się spotkaliście?
- Były u nas w wakacje siostrzenica mojej żony Daria z koleżanką Anią. Któregoś dnia ta ostatnia, schodząc po schodach, zobaczyła na ekranie mojego komputera zdjęcie i mówi: Maciek. Zafrapowało mnie, skąd 17-latka zna Jaworka, który skończył karierę, zanim się urodziła. Wyjaśniła, że Maciek zawsze nocuje u nich w Drzonkowie. Poprosiłem, żeby opowiedziała mi coś więcej. Okazało się, że jej mama chodziła z Marzeną Jaworek do ogólniaka i stąd się znają. Zażartowałem, że jeśli chce do nas jeszcze przyjechać na wakacje, to musi zabrać ze sobą mego idola. Dlaczego? W szkole średniej prawie ,,kiblowałem'' z powodu jego odejścia. Byłem wtedy zaślepiony Falubazem. Jeździło się po Rybnikach, Gdańskach, cuda niewidy normalnie. A on taki numer wyciął i uciekł! Chciałem wiedzieć, dlaczego. Ale później zapomniałem o całej sprawie. Minął rok i tuż przed następnymi wakacjami dostałem telefon od mamy Ani, że jak będą jechali do Niemiec, to zahaczą o nasz dom w Holandii. Normalnie spadły mi kapcie. I w czerwcu 2008 zameldowali się u nas na weekend.

- Pewnie nie mógł się pan doczekać opowieści?
- Usiedliśmy wieczorem przy grillu i mówię: no, dobra. Co robiłeś wtedy i wtedy. Podszedł do mnie trochę nieufnie, bo widzieliśmy się pierwszy raz w życiu. Znajomi, którzy przysłuchiwali się naszej rozmowie rzucili, że powinniśmy usiąść i to wszystko spisać. Marzena przyznała, że chciała wrzucić kilka słów w ,,Wikipedii'', ale jakoś jej nie wychodziło. Zaproponowałem, że mogę to zrobić. Napisałem, wysłałem do zatwierdzenia i tak się zaczęło. Później dostałem jeszcze list z Polski z pytaniem: jak tam, pracujecie nad książką? Z żartów przy kielichu zrobiła się poważna sprawa. Wracając od ojca zahaczyłem o dom Jaworków i zabrałem materiały. Postanowiłem zacząć od filmu z finału mistrzostw Polski 1986. Kaseta z tym nagraniem, jeszcze z poznańskiego ,,Teleskopu'', trafiła do Jaworka od fana z Polski. Były tam tylko trzy biegi z jego udziałem. W 2009 roku Maciek zaproponował, że może spróbujemy wydać zebrany materiał.

- Czy uzyskał pan jasną odpowiedź na pytanie: dlaczego Jaworek wyjechał do Niemiec?
- Sam już nie wiem. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej skomplikowana wydaje się ta sprawa. A było to w sumie najważniejsze dla mnie pytanie. Maciej jest osobą dość skrytą i niezbyt chętnie wraca do tego okresu życia. Był wypalony, jak to się dziś nazywa. Potrzebował trochę więcej anonimowości, chciał uciec, czasowo odpocząć od ciągłych spojrzeń, oczekiwań i ocen. Wiedział, że w ówczesnej Polsce tak proste przedstawienie problemu nic nie da. Nikt nie słyszał wtedy o sportowych psychologach. Odpocząć mógł tylko, zaczynając wszystko od zera. Do tego dochodzi naturalnie aspekt beznadziejności w występach na międzynarodowej arenie. Przy takiej zapaści technologicznej i finansowej Polski nie było żadnych szans na rozwój.

- Dlaczego w książce marginalnie potraktował pan rodzinne życie zawodnika?
- Takie było życzenie Macieja. Sądzę, że i tak udało mi się wydobyć sporo cennych szczegółów ze sfery prywatności, które miały wpływ na przebieg kariery Jaworka. Choćby jego psychiczne nastawienie do zawodów. Zawsze wysoko wieszał sobie poprzeczkę. Czasami może zbyt wysoko i dlatego się spalał. Nigdy tak naprawdę nie chciałem zajmować się aspektami pozasportowymi. On bardzo ceni sobie prywatność.

- Gdyby miał pan zacząć jeszcze raz, to jak wyglądałaby historia Macieja Jaworka?
- Trudne pytanie. Bardzo zainteresował mnie wpływ psychiki na przebieg kariery sportowca. Zbierając materiały do książki rozmawiałem między innymi z psychologiem z holenderskiego ośrodka przygotowań olimpijskich w Papendal koło Arnhem. Otworzył mi oczy na wiele zagadnień. Pozwolił lepiej zrozumieć Jaworka z jesieni 1986 roku, ale także z 1991, kiedy postanowił wrócić. Prawdziwy sportowiec zawsze będzie chciał się sprawdzić. Pisząc tę historię na nowo pewnie koncentrowałbym się mniej na faktografii, a bardziej na psychologii.

- Dziękuję.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska