Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białoruski politolog Arciom Szrajbman wyjechał na Ukrainę po emisji wywiadu z Ramanem Pratasiewiczem. "Zakładników się nie osądza"

Maciej Badowski
Maciej Badowski
23 maja białoruskie służby specjalne wymusiły awaryjne lądowanie samolotu, na pokładzie którego był Raman Pratasiewicz.
23 maja białoruskie służby specjalne wymusiły awaryjne lądowanie samolotu, na pokładzie którego był Raman Pratasiewicz. AP/Associated Press/East News Następne
Białoruski politolog Arciom Szrajbman przyznał, że wyjechał ze swego kraju na Ukrainę. Jak przyznał, wyjechał, ponieważ "ryzyko przebywania na Białorusi bardzo wzrosło po zarzutach", które padły w wywiadzie Ramana Pratasiewicza dla białoruskiej telewizji państwowej. Jednocześnie dodał, że "zakładników się nie osądza".

W czwartek wieczorem w programie wyemitowanym w białoruskiej telewizji ONT w trakcie programu "Markow. Nic osobistego" aresztowany 23 maja opozycjonista Raman Pratasiewicz potępił działalność przeciwników politycznych Aleksandra Łukaszenki.

Opowiadał między innymi także o osobach, które miały planować "fizyczną eliminację" Łukaszenki, konfliktach wewnątrz białoruskiej opozycji oraz nazwiskach organizatorów protestów, które wybuchły po sierpniowych wyborach prezydenckich. Zdaniem rodziny Pratasiewicza, aresztowany Raman miał udzielić wywiadu pod przymusem.

W wyemitowanym wywiadzie pojawiło się między innymi nazwisko białoruskiego politologa Arcioma Szrajbmana, który w sobotę poinformował, że udał się na Ukrainę. W rozmowie z białoruskim portalem "Nasza Niwa" tłumaczył swój wyjazd "ryzykiem przebywania na Białorusi" po zarzutach Ramana Pratasiewicza w stosunku do jego osoby. Chodziło np. o że rzekome koordynowanie protestów i doradzanie aktywistom.

Szrajbman we wpisie w serwisie Telegram wyjaśnił dokładniej dlaczego podjął decyzję o wyjeździe. Jak tłumaczył, Pratasiewicz w wywiadzie dla ONT powiedział, że politolog doradzał na czacie, który "można by nazwać centralą koordynacyjną rewolucji – Love Hata". Przyznał, że "Raman przesadził z jego zaangażowaniem w ten proces". Jednocześnie potwierdził, że był uczestnikiem tego czatu do końca jesieni 2020 roku, jak wyjaśniał, czat "rozpoczął się jako zwykłe internetowe spotkanie blogerów, ale wraz z narastaniem protestów ten temat stał się kluczowy w dyskusjach".

Politolog w dalszej części wpisu tłumaczył, że obserwował jak komunikują się ci, "których do sierpnia zaczęto nazywać koordynatorami białoruskiej rewolucji". Zastrzegł także, że nie uczestniczył w żadnych naradach dotyczących akcji protestacyjnych.

Przyznał także, że służby wiedziały o "istnieniu czatu, jego tematyce i liście uczestników przynajmniej od połowy jesieni". - Zostałem pokazany na tej liście na ONT w grudniu, sześć miesięcy temu. I nic- napisał. - Nie wyjechałem wtedy, bo zrozumiałem, że w ogóle nie mam nic do ujawnienia- dodał. Wyjaśnił, że nie doradzał uczestnikom czatu, a pojawiał się jedynie opis jego "wizji sytuacji w kraju, czyli tym, co już mówi w wywiadach i piszę w artykułach".

Następnie odniósł się do wywiadu Pratasiewicza w białoruskiej telewizji, twierdząc, że po jego wypowiedziach przeszedł w "strefę niewygodnego ryzyka" ale nie wiedział czy groziło mu aresztowanie. Przyznał, że "wszystko może się skończyć jak sześć miesięcy temu, czyli nic się nie wydarzy". - Ale przy takich działaniach trudno byłoby spokojnie żyć i pracować w kraju. Musiałem więc podjąć bardzo niewygodną decyzję – wyjechać- napisał.

- Nie wiemy, jaką piwnicę w ŁRL (Ługańskiej Republice Ludowej - red.) i jaki los dla jego dziewczyny mu przedstawiono w przypadku odmowy udzielenia tego wywiadu. Zakładników się nie osądza - zakończył wpis.

Coraz więcej głosów potępienia wobec Romana Protasiewicza

W rozmowie z Onetem prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski odniósł się do wpisu wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego, który zasugerował, żeby Swietlana Cichanouska "szukała pomocy w Moskwie". Stwierdził, że "głos Terleckiego nie tylko nie został potępiony przez PiS, ale pojawiły się podobne wypowiedzi innych polityków obozu władzy".

Przyznał także, że "obserwuje coraz więcej głosów potępienia wobec Romana Protasiewicza". - Atakowanie człowieka, który był torturowany przez KGB i powie wszystko, co mu każą, jest po prostu podłe - stwierdził.

Dyrektorka telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska we wpisie na Facebooku napisała, że Protasiewicz został "złamany". "Część życia złamali mu łukaszyści, drugą złamał sam" - przyznała.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Białoruski politolog Arciom Szrajbman wyjechał na Ukrainę po emisji wywiadu z Ramanem Pratasiewiczem. "Zakładników się nie osądza" - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska