Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Błędy lekarskie. Takie historie powinny być nagłaśniane

Tatiana Mikułko 95 722 57 72 [email protected]
Adam Sandauer jest przewodniczącym Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere, które monitoruje problem błędów lekarskich w Polsce i zajmuje się pomocą poszkodowanym. "W efekcie działań medycznych mam rozdarty mięsień czworoboczny, uszkodzony splot ramienny, uszkodzony kręgosłup i przeszedłem niedokrwienny udar mózgu. Do lekarza poszedłem w 1992 roku z powodu bólu gardła” - napisał na swojej stronie internetowej.
Adam Sandauer jest przewodniczącym Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere, które monitoruje problem błędów lekarskich w Polsce i zajmuje się pomocą poszkodowanym. "W efekcie działań medycznych mam rozdarty mięsień czworoboczny, uszkodzony splot ramienny, uszkodzony kręgosłup i przeszedłem niedokrwienny udar mózgu. Do lekarza poszedłem w 1992 roku z powodu bólu gardła” - napisał na swojej stronie internetowej. fot. Archiwum Adama Sandauera
- Na pewno powinniśmy nagłaśniać historie osób, które cierpią z winy lekarzy. Inaczej temat zupełnie zostanie zamieciony pod dywan - mówi dr Adam Sandauer, który od lat zajmuje się błędami lekarskimi w Polsce.

- Od kilku tygodni piszemy w "Gazecie Lubuskiej" o ludziach, którzy padli ofiarą błędów lekarskich. Zgłaszają się do nas Czytelnicy i pytają, gdzie mają szukać pomocy, bo też doświadczyli "złego leczenia". Do kogo ich odsyłać?
- Cholera wie, bo prawo w zakresie błędów medycznych źle działa w tym kraju. Trzeba by ich odesłać do prawników, kancelarii, które specjalizują się w tego typu sprawach. Tylko muszą być świadomi, że to na nich będzie spoczywał obowiązek udowodnienia, że szpital czy lekarz zawinił. I to oni poniosą koszty sądowe, jeśli nie uda się tego udowodnić.

- Wiadomo, jakie to trudne i jak długo ciągną się sprawy sądowe. Czy narażać na to ludzi, którzy i tak już są schorowani?
- Inne wyjście jest takie: powinniśmy wspólnie dążyć do zmiany prawa. Tylko gdy co jakiś czas rozwieszamy w kraju tysiące plakatów namawiających do protestu, przed Sejmem zjawia się raptem 100 osób. To mała liczba, w dodatku najsłabsza grupa społeczna, bo często już schorowana. Jak mają walczyć z systemem, skoro nie mają sił, by walczyć o własne zdrowie? W przyzwoitym państwie - nie chcę tu oceniać, czy takim jesteśmy - coś powinno się zrobić dla tych ludzi.

- Co?
- Choćby stworzyć program leczenia chorób powstałych w następstwie błędów lekarskich. Tylko żeby to zrobić, trzeba by było rozwiązać wielki worek pieniędzy.

- Często jest pan proszony przez poszkodowanych o wstawiennictwo w sądach?
- Tak. Robiłem to z różnym skutkiem. W Polsce dochodzi rocznie do 20-30 tysięcy błędów lekarskich. Gdybym miał jeździć na każdą rozprawę sądową, nic innego bym nie robił. Instytucja Rzecznika Praw Pacjenta miała zająć się pomocą w takich przypadkach. Tymczasem - jak wynika ze sprawozdania rzecznika za miniony rok - nie zabrał on udziału w ani jednej sprawie o błędy lekarskie.

- Mówi pan, że trzeba zmienić prawo. Co konkretnie?
- Długo by wyliczać. Wspomnę o czterech - z mojego punktu widzenia - najważniejszych kwestiach. Absurdem jest, że to na poszkodowanym, który przecież śpi podczas operacji, ciąży obowiązek udowodnienia winy szpitala i lekarza. Niech obie strony udowadniają. A dlaczego nie? Poza tym trzeba by było odstąpić od obciążania poszkodowanego kosztami sądowymi w przypadku, gdy wyrok nie jest rozstrzygający. To tak, jakby karało się go za to, że się odważył walczyć o siebie w sądzie. Trzecia ważna kwestia to biegli. Teraz jest tak, że biegłych powołują sądy. Zdanie biegłych powołanych przez strony, czyli prywatnie, nie ma znaczenia. A jak pani dobrze wie, w sprawach o odszkodowanie za choćby zniszczone auto można powołać swojego rzeczoznawcę. Takie samo prawo powinno obowiązywać również jeśli chodzi o błędy medyczne. I jeszcze jedna ważna kwestia - dostęp do dokumentacji medycznej po śmierci pacjenta. Jeśli przed zgonem nie podpisał pełnomocnictwa dla rodziny, najbliżsi nie mają prawa do dokumentów. A przecież człowiek, gdy trafia do szpitala, nie zakłada najgorszego.

- Czy coś w tych kwestiach się teraz robi? Widzi pan światełko w tunelu?
- Nie. Nie widzę szans na zmiany, bo nie ma takiej woli politycznej. Na pewno powinniśmy nagłaśniać historie osób, które cierpią z winy lekarzy. Inaczej temat ten zupełnie zostanie zamieciony pod dywan.

- Dziękuję.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska