Nad jez. Miedwie, tuż za Pyrzycami, dwóch na oko 12-lat-ków brodziło przy brzegu w poszukiwaniu zatopionych wcześniej rurek (to jedna z metod kłusowania). Za kilo węgorzy najpierw chcieli od reportera 50 zł, ale spuścili do 25 zł. Deklarowali nawet uwędzenie ryb.
Bo się nie przelewa
- Gdy nas widzą lub słyszą, rzucają wędki i ryby, i znikają - mówi Mirosław Pacała, z państwowej straży rybackiej. Nastolatek ze Słonic zaprowadził reportera na gliniane wyrobisko. Po drodze minął nas rowerzysta, który stał na czatach. Nad brzegiem nie było już nikogo. - Ja tylko zachęcam do kupna - tłumaczył się chłopak. Rozmawialiśmy z jego matką. - Głupi, to go wykorzystują - skwitowała. Przyznała, że syn przynosi ryby na obiad. - W domu się nie przelewa - tłumaczyła.
Strażnicy rybaccy opowiadają, że znają rodziny z gmin Choszczno czy Bierzwnik, które wykorzystują dzieci do pomocy. - Stoją na czatach. Dawniej do alarmowania kłusujących rodziców używały dzwonków, teraz mają komórki - mówi Henryk Kucharski, komendant społecznej straży rybackiej z Choszczna.
Kto niby zabroni
Coraz młodsi kłusownicy grasują na stawach hodowlanych w podkrośnieńskiej Osiecznicy. Niedawno strażnicy rybaccy ścigali tam dwóch nastolatków. Są oni znani w okolicy z kłusowania, ten fach przechodzi w rodzinie z ojca na syna. Chłopcy bez trudu wymknęli się strażnikom. - Działalność kłusowników kosztuje nas od 10 do 15 proc. ryby towarowej - mówi szef gospodarstwa Karp w Osiecznicy Zdzisław Banaszak.
Nasi rozmówcy przyznają, że kłusownictwo dzieci jest tolerowane przez sąsiadów, a nawet całe wsie. - Jak rodzice pozwalają, a nawet do kłusowania namawiają, to kto niby ma zabronić? - pyta jeden ze strażników.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?