Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Bóg dopuścił do mnie szatana - zwierza się anonimowy hazardzista z Zielonej Góry

Henryka Bednarska 68 324 88 73 [email protected]
fot. Archiwum
- Hazard to nie pieniądze. Ale emocje, adrenalina. Chęć bycia kimś, kim się nie jest. Nie liczy się nikt, tylko ja. Zawsze ja - mówi zielonogórzanin Adam. Każdą wypowiedź na spotkaniu w ich klubie zaczyna od słów: jestem hazardzistą.

Możesz skorzystać z pomocy

Możesz skorzystać z pomocy

Anonimowi hazardziści spotykają się w lokalu przy ul. Drzewnej 13, w poniedziałki i czwartki o 18.00. W środę o tej samej godzinie przychodzą współuzależnieni. Telefon kontaktowy 508 529 659. Więcej informacji: www.anonimowihazradzisci.org

Leszek opowiada, jak czekał na telefon kolegi. Zawsze w gotowości. Na sygnał, że idą grać, kąpał się, golił, wskakiwał w dobre ciuchy. - Szykowałem się jak na randkę z dziewczyną - uśmiecha się gorzko. Marek przyznaje, że był blisko Pana Boga. Aż nagle... - Dopuścił do mnie szatana - mówi. Wszedł więc w hazard po uszy. Do zatracenia. Do dna. I nie pamiętał już o Panu Bogu. - Upadłem mocno. Byłem oszołomiony. Z perspektywy to nie byłem ja - stwierdza. Gdy to mówi, wzrok ma wbity w blat stołu.

Z reguły obierają sobie jakiś punkt. Nie patrzą jeden na drugiego. Może tak łatwiej wszystko wyznać... Kiedy napotkasz wzrok któregoś z nich, nie widzisz - a tego u hazardzisty się spodziewasz - szalonych, rozbieganych oczu. Są spokojni, przyznają się do wyciszenia, ba, cieszą się nim, wręcz delektują. Dla nich to inny świat. Inny po miesiącach, latach nałogu. - Śpię spokojnie, choć zasypiam dopiero o 2.00- 3.00. I nareszcie nikt z banku nie dzwoni - wyjawia Leszek.
Marek podkreśla: - Nie mam złych snów, nic nie zaprząta mi głowy. Nie gram. Dziś. Nie wiem, co będzie jutro.

Uzależnienie? Absurd!

Co chce zrobić marszałek

- Czy to prawda, że w Międzyrzeczu lub Ciborzu ma powstać ośrodek leczenia hazardzistów - pytamy wicemarszałek Elżbietę Polak.
- Skąd o tym wiecie? Tak, jest taki pomysł prof. Zbigniewa Izdebskiego - przyznaje wicemarszałek. - Byliśmy i w Ciborzu, i w Międzyrzeczu. Nie mamy w województwie ośrodka, gdzie kompleksowo leczono by uzależnionych. Myślimy m.in. o terapii dla hazardzistów, seksoholików, pedofili, uzależnionych od internetu. Na razie to koncepcja.

Ilu w Zielonej Górze jest hazardzistów, nie wie nikt. Bo trudno się do tego przyznać. Z hazardem jest jak z alkoholem. To co, że gram codziennie. Uzależnienie? Przecież to totalny absurd! Na spotkania grupy Anonimowych Hazardzistów przychodzi około 20 osób. Nie mówią, kim są. Podają imię, ileś razy w ciągu spotkania mówią, że są hazardzistami. Jakby chcieli się w tym utwierdzić. Jak gdyby nie pozwalali sobie na to, by o tym zapomnieć.

Mają na oko od 30 do 50 lat. Nie pytam o nic, bo i tak nie odpowiedzą. Mogę jedynie słuchać. Opowiadają o pracy, domu, o tym, co wydarzyło się w ostatnim tygodniu. Zachowują pełną anonimowość. Nierzadko się zwierzają. - Tego, co mówisz na grupie, nie powiesz nawet żonie - zauważa Adam. I tak o sobie tu mówią: jest Adam, Marek, Piotr, nie ma profesora, nauczyciela czy lekarza. - Poza tym pomieszczeniem możemy się nie znać - mówi Adam, tego dnia prowadzący miting AH.

O grze się nie mówi

Ale nie o wszystkim rozmawiają. Nie mówią o grze. O pieniądzach, które przegrali.
Hazardzista ma duży wybór: maszyny jedno - czy wielorękie, ruletkę, brydża, black jacka, koniki, bingo. Nałogiem może być nawet gra w totka. Jedni wybierają wąską specjalizację, inni próbują szczęścia równolegle w kilku grach. W efekcie przegrywają domy, sklepy, firmy. Fortuny. Tak naprawdę - życie. - Nie ma takich pieniędzy, których hazardzista by nie przegrał - stwierdza Adam. I dodaje, że nie spotkał nałogowego hazardzisty, który by się zatrzymał. Przegrany liczy zawsze, że odrobi straty. I zwiększa stawki. I zwiększa...

Gdy przegrywa w końcu wszystko, co miał w portfelu, zaczyna kombinować: skąd pożyczyć kasę, co można jeszcze z domu wynieść do lombardu. - Oszukałem każdego przyjaciela, od każdego coś wyrwałem. Nie, nie brałem pożyczek. Przyjaciele brali je dla mnie. Na ulicy rozglądałem się, czy ktoś nie będzie chciał ode mnie pieniędzy. Dłużnicy zaczęli nachodzić żonę. A ja grałem dalej - opowiada Adam.

Rodzina podsunęła papiery na leczenie

Leszek miał dostać zasiłek, z zagranicy, więc spory. - Myślałem, że spłacę trochę długów. Bo nie było kumpla, którego bym nie ściemnił. Ale poszedłem grać. Mogłem przecież wygrać dwa razy tyle. Znów przegrałem - wyjawia.
Jak przychodzi otrzeźwienie? - Nic nie zrobiłem, żeby przestać grać. Rodzina zdecydowała. Podsunęła papiery na leczenie. 4 stycznia wyjeżdżałem do szpitala w Gnieźnie, a dzień wcześniej jeszcze grałem - opowiada Adam. - Jakbym wygrał, nie pojechałbym. Przegrałem, bo nie potrafiłem wygrać. Straciłem kontrolę nad grą. Życiem.

Adam pojechał do szpitala. Syn na drogę kupił mu sztangę papierosów. - Bo nie miałem nic. Byłem totalnym golasem. Jeszcze durne warunki stawiałem - prywatny ośrodek, a tonąłem w długach - przyznaje. Po szpitalu dojeżdżał na terapię do Poznania. I tam od kolegi Ryszarda usłyszał, że w Zielonej Górze jest ośrodek Anonimowych Alkoholików. - Byłem pierwszym hazardzistą, który tam się pojawił. Dzięki nim tu siedzę - przyznaje. Tu, na spotkaniu Anonimowych Hazardzistów, która to grupa w Zielonej Górze powstała pięć lat temu.

Piotr zanim zacznie mówić, głęboko wzdycha. - Grałem kilkanaście lat. Rodzina nic nie wiedziała: tylko tyle, że albo nie mam pieniędzy, albo mam ich dużo - opowiada. Stracił pracę, wyjechał z Zielonej. Tam gdzieś dostał pierwszą wypłatę. I całą przegrał. - W lodówce hulał tylko wiatr - wspomina. Trafił do grupy trzy lata temu. Nie gra od roku. - Ale mentalnie dalej jestem hazardzistą - stwierdza.

Dowiedział się, że jest chory

Leszkowi o grupie powiedziała mama. Że jak pójdzie, nikt mu tam nie powie: jesteś trędowaty. Przypomniał sobie o tym przy automacie. Gdy przegrał ostatnie pieniądze. - Przyszedłem w afekcie. Żeby nie kombinować, żeby rodzinie sprawić radość. Nie mogłem znów nie dotrzymać słowa - mówi. Teraz przychodzi na spotkania nie dlatego, że musi. Już chce. - Doświadczenia innych pomagają, uczą, jak żyć bez gry - tłumaczy. Tu, jak mówi, dowiedział się, że jest chory. Że hazard to choroba. I dodaje, jakby się ubezpieczając, że nie wie, czy jutro znów nie zagra.

Bo hazard nie śpi, jak ujmuje to Marek. On na grupie nauczył się słuchać. Wcześniej przerywał rozmówcom, mówił bez ogródek: co ty pieprzysz, stary. - Jak ktoś z boku mnie słuchał, pewnie myślał, że jestem popieprzony, a nie chory - dopowiada.

Marek chyba najbardziej chce innym pomagać wyjść z nałogu. Gdy o tym mówi, ożywia się nad wyraz. - Z kasyna, lokalu nikogo nie wyciągnę. Trzeba przyjść na grupę - stwierdza. Sam też czeka na ,,nowych''. Bo będzie trzeźwiał ich doświadczeniem. O tych, co po przerwie znów zagrali, mówi, że niosą dla nich, tych trzeźwiejących, zajeb... posłanie. Totalnego upadku. Adam potwierdza, że dopóki ktoś sam nie zdecyduje się sięgnąć po pomoc, nie ma szans. - Przywoziłem ludzi na grupy AA, AH, nigdy się nie udało, zawsze odchodzili. Ci, co przyszli sami, zostali - twierdzi.

Leszek poszedł kiedyś do jaskini (w tym gronie nie musiał tłumaczyć, o co chodzi). Był po dwóch piwach, no więc trochę odważniejszy. Głośno powiedział, że jest hazardzistą. Nikt nie zareagował. - Jestem hazardzistą, ale też zwykłym, fajnym człowiekiem - zauważa, czym rozbawia kolegów, właściwie przyjaciół, jak anonimowi hazardziści mówią o sobie. I jeszcze raz przypomina, że gdy nie gra, jest spokojniejszy. - Kiedy wychodzę, mama, tata nie myślą już, czy przypadkiem nie poszedłem grać. Doceniają, co osiągnąłem dzięki grupie - stwierdza.

W dniu spotkania AH w jego domu miał pojawić się ksiądz po kolędzie. Ojciec Leszka jest bardzo wierzący, nie dopuszcza więc nawet myśli, że ktoś z członków rodziny mógłby być nieobecny. Kiedy Leszek zaczął się ubierać, ojciec zapytał, gdzie się wybiera.
Leszek: - Na grupę.
Ojciec: - Idź.

PS. Na prośbę bohaterów ich imiona zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska