Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bogusław Dziekański: całe życie jazz i klub w piwnicy

Renata Ochwat 95 722 57 72 [email protected]
Bogusław Dziekański skończył Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Zielonej Górze. pracę magisterską napisał o odbiorze jazzu w Gorzowie. Ma żonę Renatę i córkę Agatę.
Bogusław Dziekański skończył Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Zielonej Górze. pracę magisterską napisał o odbiorze jazzu w Gorzowie. Ma żonę Renatę i córkę Agatę. fot. Kazimierz Ligocki
Bogusław Dziekański. Od 30 lat prowadzi Jazz Club Pod Filarami. Od ćwierci wieku jest rektorem Małej Akademii Jazzu. Sprowadza światowe gwiazdy do Gorzowa. Tydzień temu odznaczony przez ministra kultury Glorią Artis.

A jak Adebonojo, Olofunke Adebonojo. Była przedstawicielką amerykańskiej telewizji BET, która przez pewien czas sponsorowała Małą Akademię Jazzu. Listy podpisywała: "Księżniczka". Kiedy pojawiła się w Jazz Clubie, nie uwierzyła, że tak można uczyć jazzu. Dzięki niej zacząłem intensywnie uczyć się angielskiego.

B jak Bóg. Ten jazzowy to naturalnie Miles Davis. A ten prawdziwy, no ten po prostu jest.

C jak Cobham, Billy Cobham. Wielki perkusista Milesa Davisa, wielka gwiazda. Przyjechał kompletnie niezapowiedziany, jako zastępstwo za jakiegoś Włocha. Dla mnie to był szok, podobnie jak dla siedzącej w sali Krystyny Prońko. Potem pół Polski miało do mnie pretensję, że nie zaprosiłem na taki koncert. A ja w snach nie pomyślałem, że on tak po prostu pewnego dnia się pojawi.

D jak Davis, Miles Davis. Moja wielka fascynacja. Przez cztery dekady on ciągle coś w muzyce zmieniał. Dlatego w klubie wisi kilka jego wizerunków (Dziekański ma nawet koszulkę z podobizną Milesa - dop. red.) i jest na okładce książki o klubie.

E jak emocje. Po każdym dużym koncercie, jak ostatnio Mike'a Sterna i Didiera Lockwooda, czuję się tak, jakbym przez cały dzień nosił worek kartofli. Są wielkie za każdym razem, bo kiedyś tylko w marzeniach mogłem pomyśleć, że będę takich ludzi zapowiadał w Gorzowie.

F jak Filary Jazz Club. Moja piwnica od 30 lat. Ale też i dzięki ludziom z mego miasta, którzy się z tą piwnicą związali i pomagali. A jeśli ktoś przeszkadzał, to z niewiedzy, głupoty lub zwykłej zawiści.

G jak Gorzów. Moje miasto, dla którego robię to, co robię. I ta Gloria Artis od ministra to też jest dla miasta. Ucieszyłem się, że ktoś widzi, co tu się dzieje i nas za to docenił, w końcu nie jesteśmy metropolią.

H jak ulica Herberta. No, mieszkam przy niej, ale nazywam ją ulicą Tomaszewicza. Bo to dyrektor Teatru Osterwy przeforsował tę zmianę. A ja nienawidzę łazić po urzędach i zmieniać dokumenty. Tego mu nie wybaczę.

I jak instynkt. To taka umiejętność, która pozwoliła stworzyć wokół klubu atmosferę politycznej obojętności. Filary nie wiążą się z żadną partią.

J jak jaja. Jajem było to, że udało się parę bardzo dobrych koncertów. No i że parę rzeczy się nie udało, to też było jajo, bo wszystko dobrze rokowało. Poza tym lubię jajecznicę ze szczypiorem.

K jak Kalatówki. Jedno z najfajniejszych miejsc, do których jeżdżę (polana Kalatówki w Tatrach - dop. red.). Tu co roku na przełomie września i października odbywa się jedyny w swoim rodzaju festiwal. I to jedyne mi znane miejsce na świecie, gdzie mogę zejść w kapciach na dół i posłuchać jazzu.

L jak ludzie klubu. Po prostu przyjaciele, którzy wspierają klub w różny sposób. A tych jest dość sporo.
M jak Mała Akademia Jazzu. Działa już ćwierć wieku i sam zaczynam się zastanawiać, jak jeszcze długo będę biegał po różnych szkołach i nosił te graty. Ale na poważnie to jeden z fenomenów kształcenia muzycznego. Przewinęło się przez Małą Akademię Jazzu około 30 tysięcy uczniów. Przecież dzieci pierwszych absolwentów już chodzą na jazz. To Mała Akademia Jazzu sprawiła, że ta muzyka jest u nas społecznie akceptowalnym zjawiskiem. I choć może ktoś na co dzień tej muzyki nie słucha, to jednak wie, o co w tym chodzi.

N jak niepalenie. Nigdy nie paliłem. Zresztą duża sala zawsze była zamknięta dla palaczy. A teraz ustawa zamyka pozostałą część klubu (Dziekański wydał zakaz palenia w całym klubie od początku sezonu - dop. red.). Ale jak pokazuje praktyka, pali tylko 15 procent bywalców. Zresztą przewidziałem to, kiedy montowałem głośniki na zewnątrz. Teraz palacze też mają koncert, tyle że na dworze.

O jak obowiązki. Jestem obowiązkowy i nawet po wielkim koncercie robię w domu to, co do mnie należy. Takich rytuałów należy się po prostu trzymać.

P jak pająki. One też muszą mieć czysto. Kiedyś, tuż po malowaniu klubu zauważyłem, że pod jedną z półek malarze nie do końca domalowali ścianę. No to chwyciłem za pędzle i pomalowałem. A pewnej dziennikarce, która mnie na tej robocie złapała, ale nie poznała, bo miałem papierową czapkę na głowie, wytłumaczyłem, po co to robię. Otóż, że tam jest niedomalowane, wiedziałby tylko pająk i ja. A ja nie lubię bylejakości.

R jak rower. Pasja. Lubię latem codziennie się przejechać, zimą od czasu do czasu też. No i uważam, że rower trzyma mnie z dala od gabinetu kardiologicznego. A jak mnie coś totalnie wkurza, to sobie myślę, jak kilka dni temu byłem na rowerze - i wszystko wraca do normy.

S jak stres. Jest, za każdym razem, ale bez tego się nie da. I za każdym razem inaczej się go czuje.

T jak teraz. Jest po prostu fajnie.

U jak ulga. Zawsze po koncercie, kiedy słyszę huragan braw. Zresztą wcześniej, kiedy przyjeżdża sprzęt, docierają muzycy, zawsze jest ulga, że znów się udało.

W jak wyzwania. Zawsze były, jak choćby koncert coraz większych nazwisk. I to raczej się nie zmieni. Cały czas wyzwaniem jest zaproszenie dobrego muzyka do Gorzowa.

X jak niewiadoma. Niewiadomą jest to, że się udaje od 30 lat. I mam nadzieję, że będzie się udawało nadal. Za chwilę pojawi się 25 nowych muzyków, czyli orkiestra nowej Filharmonii Gorzowskiej i jest nadzieja na nowe projekty muzyczne.

Z jak Zachód. My od 20 lat jesteśmy na Zachodzie. Przecież już w latach 80. w Filarach grywali muzycy z Zachodu. Nigdy jakoś zresztą nie miałem kompleksu na tym punkcie.

Ż jak żużel. Chodzę. Za każdym razem, jak patrzę na zawodników, to widzę śmierć. Bywam na wieżyczce i nie poznaję bywalców klubu, tu grzecznych i ułożonych, a na meczach mocno przeżywających. Potrafią wrzasnąć: zabić go albo jeszcze mocniej. Ja mam dystans, ale nadziwić się nie mogę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska