Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bohatersko uratował kobietę z tonącego samochodu. Teraz sam potrzebuje pomocy

Anna Moyseowicz
Anna Moyseowicz
Trwa zbiórka na leczenie Karola Wesołowskiego.
Trwa zbiórka na leczenie Karola Wesołowskiego. Lubuska Policja
W lipcowy dzień dwaj mężczyźni jechali do pracy, gdy zauważyli w stawie przy drodze tonący samochód. W środku znajdowała się kobieta. Jeden z mężczyzn natychmiast rzucił się na ratunek i bezpiecznie wyciągnął ją na brzeg. Pomoc nadeszła w ostatniej chwili - auto było już pod wodą. Bohater tamtego wydarzenia sprzed roku teraz sam potrzebuje pomocy - niedawno u mężczyzny zdiagnozowano miażdżycę. Potrzebne jest długotrwałe i kosztochłonne leczenie.

To był impuls - mówi o bohaterskim czynie mężczyzna

W letni dzień zeszłego roku Karol Wesołowski jechał z kolegą do pracy, gdy pomiędzy miejscowościami Pałck a Głogusz zauważył tonące w stawie auto.

To był impuls, po prostu zauważyłem, że ktoś jest w samochodzie i wskoczyłem do wody. Auto było zanurzone prawie całkowicie, wewnątrz było pełno dymu. Kobieta kopała w drzwi, ale nie mogła ich otworzyć

- opowiada mężczyzna.

I dodaje - Przyznam, że nie pamiętam dokładnie całego wydarzenia. Wszystko działo się bardzo szybko, mój mózg chyba po prostu tego w całości nie zapisał. Od razu wybiegłem z auta, nie zwróciłem nawet uwagi na kołki wystające z wody, na które mogłem się nadziać - mówi. Na szczęście pomoc nadeszła w porę, a kobiecie, która siedziała za kierownicą, poza niewielkimi obrażeniami, nic się nie stało.

Przyczyną wypadku było najprawdopodobniej pęknięcie opony. Kobieta nie opanowała pojazdu i na łuku uderzyła w barierki, a następnie wpadła do stawu.

Czytaj też: Wyciągnął kobietę z tonącego pojazdu. Bohaterski czyn 31-letniego mężczyzny. Samochód wpadł do wody między miejscowościami Pałck i Kije

Teraz to bohater potrzebuje pomocy

Od bohaterskiego czynu minął prawie rok. Teraz 32-letni Karol Wesołowski, który uratował życie obcej osobie, narażając własne, sam potrzebuje pomocy. Dwa miesiące temu stwierdzono u niego chorobę Beuergera, czyli miażdżycę kończyn dolnych. Poważne problemy ze zdrowiem zaczęły się dwa miesiące temu, choć pierwsze sygnały pojawiły się dużo wcześniej. Gdy mężczyzna miał 25 lat, pojawiły się problemy z palcami u dłoni, które teraz są zimne z powodu niedokrwienia. Niedawno jednak problemy zdrowotne stały się dużo poważniejsze. Najpierw opuchnięcia nogi, później ból stopy, a kolejno głębokie rany. - Noga boli mnie od środka, przez niedokrwienie po prostu umiera - opisuje Wesołowski.

Bez leczenia mężczyznę czekałaby nawet amputacja nogi.

Tej choroby nigdy nie wyleczę, bo jest ona nieuleczalna. Będę musiał co miesiąc do końca życia jeździć do Poznania na zabiegi

- opowiada.

Czytaj też: Wypadek koło Sulechowa. Kobieta wpadła autem do stawu. Samochód zatonął

Nie potrafiono zdiagnozować choroby

Mężczyzna miał problem ze znalezieniem pomocy. Lekarze nie potrafili postawić prawidłowej diagnozy, choć ojciec 32-latka chorował na to samo, a choroba jest genetyczna. Od czasu diagnozy mężczyzna wydał na leczenie już około 15 tysięcy złotych.

Na początku nigdzie nie mogłem uzyskać pomocy. Wizyty kosztowały mnie po około 200-300 złotych. Na badanie USG była tak duża kolejka, że czekałem trzy tygodnie. Mam w domu kilka toreb leków, ponieważ każdy lekarz wypisywał coś innego, a nic mi nie pomagało

- mówi.

- Choć lekarz rodzinny leczył mojego ojca, stwierdził, że ja mam grzybicę. Przecież powinien wiedzieć co się dzieje, bo nigdzie się nie uderzyłem, ani nie zraniłem, a jest to choroba genetyczna - dodaje.

Mój ojciec zachorował, musiano mu obciąć nogę. Mama bardzo o niego walczyła. Aby uratować tatę w dzieciństwie jedliśmy suchy chleb. Wtedy nie były powszechnie znane takie metody leczenia jak dziś. Po amputacji choroba przeszła na drugą nogę. Mój ojciec zmarł na raka, którego dostał na skutek zażywania tych wszystkich leków

- opowiada.

Zobacz: Lód zapadł się pod samochodem z pasażerami. Nagranie z wnętrza auta

Radykalna zmiana stylu życia

Po diagnozie i rozpoczęciu leczenia, rodzina mężczyzny zaczęła szukać dodatkowej pomocy. 32-latek korzysta między innymi z zabiegów pijawkami i naświetlań, co wymaga regularnych wyjazdów do Poznania - raz w miesiącu do końca życia. Leczenie jednak przynosi efekty. - Dwa pierwsze zabiegi poszły bardzo dobrze, noga wygląda lepiej. Wciąż jest zimna, bo brakuje w niej ukrwienia, ale jestem na dobrej drodze - opowiada.

Mężczyzna po diagnozie musiał radykalnie zmienić swój styl życia. Rzucił palenie, unika słodyczy i smażonego mięsa, które zastąpił dużą ilością warzyw i owoców. - Biorę także naturalne suplementy, jak magnez, które są bardzo drogie. Dzięki temu czuję się trochę lepiej - dodaje.

Zbiórka trwa

Rodzina mężczyzny ustaliła kwotę zbiórki na 12 tysięcy złotych, choć potrzebne jest dużo więcej. - Nie wiedzieliśmy, że tak szybko zbierzemy te pieniążki, stąd taki niski cel - mówi Wesołowski. I dodaje

Oddałbym miliony żeby wyzdrowieć. To nie pieniądze są najważniejsze. One tak naprawdę nie cieszą i nigdy mnie nie cieszyły. Nie mają znaczenia, to zdrowie jest najważniejsze.

Zbiórka zakończy się w pierwszym tygodniu lipca i do tego momentu można wpłacać pieniądze. Choć cel 12 tysięcy został już przekroczony, koszty leczenia są znacznie wyższe. - Zbiórki na razie nie zamykamy, jest ona ważna do końca, nawet jeśli zaraz osiągniemy założony cel - mówi 32-latek.

Pieniądze można wpłacać TUTAJ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska