Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boski talent

PAWEŁ KOZŁOWSKI [email protected] 0 95 722 57 72
Na Andrzeja Pawelca nie ma mocnych. Mieszkaniec Nowego Tomyśla pięciokrotnie wygrywał mistrzostwa kraju w różnych klasach, a na metę potrafił przyjeżdżać z 20-sekundową przewagą. Nie przeszkadzało mu nawet to, że rywale mieli lepszy sprzęt.

Nic więc dziwnego, że portal internetowy scigacz.pl napisał o nim, iż jest obdarzony boskim talentem. Ten sezon był dla Pawelca wyjątkowy. Motocyklista wystąpił w międzynarodowych mistrzostwach Niemiec superbików, które prestiżem ustępują tylko mistrzostwom świata.

Debiut na podium

26-letni zawodnik trafił na tor w 1999 r. Do Poznania pojechał, kiedy kupił sobie pierwszą maszynę, suzuki. - Na raty za swoje pieniądze, bo tata na początku nie zgadzał się, abym miał motocykl - wspomina Andrzej. - Nikt z moich kolegów nie miał wtedy "ścigacza", a ja chciałem się gdzieś spróbować.
Wiedział, że w rywalizacji nie jest bez szans, bo wcześniej zwykłym czoperem potrafił objeżdżać zawodników dosiadających sportowe motory. Aby móc wystartować w mistrzostwach, zapisał się do Automobilklubu Wielkopolskiego. W pierwszym sezonie ścigał się w klasie dla amatorów. Jeździł swoim fabrycznym suzuki, które nie było specjalnie przygotowywane do zmagań na torze. Dla niego nie miało to większego znaczenia. W debiucie zajął trzecie miejsce, a sezon zakończył na drugiej pozycji, ulegając jedynie Jackowi Molikowi, który w tej klasie był najbardziej utytułowanym motocyklistą.

Żużlowa zaprawa

Rok 2000 okazał się przełomowym. Pawelec postanowił wystartować w profesjonalnej klasie Super Sport 600, więc do zmagań przygotował się starannie. Jego suzuki przeszło poważną modernizację. Jednak okazało się, że motocykl służył mu tylko podczas jednej eliminacji. Po pierwszym wyścigu, w którym zajął czwarte miejsce, team Yamahy zaproponował mu współpracę. W ten sposób 26-latek został firmowym jeźdźcem. Przez kolejne lata udowodnił, że zespół nie pomylił się, angażując go. Pawelec cztery razy z rzędu wygrywał mistrzostwo Polski. Rok temu przesiadł się do klasy Stock Sport i znów był najlepszy. Kiedy w kraju zdobył wszystko, co było możliwe, postanowił spróbować sił na niemieckich torach. Formę przed sezonem szykował na obozie kondycyjnym z gorzowskimi żużlowcami, z którymi udało mu się skontaktować przez znajomego. - Wcześniej ćwiczyłem sam. Dopiero w Szklarskiej Porębie zobaczyłem, jak dużo na tym traciłem. Trener i chłopaki pokazali mi, jakie mam braki, ale dzięki nim mogłem profesjonalnie się przygotować - mówi mieszkaniec Nowego Tomyśla.

Gwiazdy mocno świeciły

Sezon na niemieckich torach miał być przetarciem. Pawelec marzył o pierwszej dziesiątce. Nie udało mu się osiągnąć celu, bo opuścił kilka wyścigów. - Najlepiej poszło mi w Oschersleben, gdzie byłem jedenasty. A mogło być lepiej. Na ostatnich metrach zabrakło mi paliwa. Gdyby nie to, skończyłbym na dziewiątej pozycji - opowiada.
Mistrzostwa Niemiec superbików okazały się wysoko zawieszoną poprzeczką. - To bardzo prestiżowe zawody, jeżdżą w nich między innymi byli mistrzowie Moto GP. Pierwsza ósemka jest wręcz "napchana" gwiazdami wyścigów - mówi zawodnik.
Zmagania skończył na 18. pozycji (w mistrzostwach wzięło udział 36 motocyklistów).

Śpią na padoku

Jak wygląda wyjazd na jeden z wyścigów "od kuchni"? - Na zawody jeździmy w czwórkę. Pomagają mi brat Tomek, Henryk Wróblewski, który zajmuje się silnikiem, a w przeszłości był wielokrotnym mistrzem Polski. Skład uzupełnia mechanik Andrzej Sobieski - wylicza Pawelec. - Do tego mam wierną grupę kibiców z Gorzowa, którzy są na wszystkich zawodach z moim udziałem. Wyjeżdżamy zazwyczaj w czwartek. Cały sprzęt przewozimy busem. Podczepiamy do niego przyczepę campingową, bo zawsze śpimy przy torze. Wracamy w niedzielę po zawodach lub w poniedziałek.
Jeden wyjazd na mistrzostwa do Niemiec kosztował Andrzeja 15 tys. zł (są to tylko koszty organizacyjne, czyli np. paliwo i wykupienie sesji treningowych). Jednak Pawelec dzięki grupie sponsorów (Yamaha, Castrol, Dąbex i PPG) nie musi martwić się o budżet.

Nowy projekt

Przyszły sezon także może być przełomowy w karierze motocyklisty. Pawelec tworzy własny team i organizuje wyścigowy puchar pod nazwą R1 Cup. - Będą to zmagania dla amatorów, którzy nie muszą nawet posiadać licencji. Na razie szukamy zawodników, którym odpłatnie przygotujemy motocykle i kombinezony. Puchar będzie składał się z czterech wyścigów - opowiada o nowym projekcie Andrzej. - Jeśli wszystko wypali, skupię się tylko na nim. Oczywiście nie przestanę startować. Przygotowuję się już do nowego sezonu, buduję nowy motor. To będzie yamaha R1 o mocy silnika około 190 koni mechanicznych i pojemności 998 centymetrów sześciennych.
Pawelec na co dzień jest dilerem yamahy, więc motoryzacja pochłania go bez reszty: - Wyścigi to całe moje życie. Mimo że czasami pędzimy z prędkością 280 kilometrów na godzinę, zmagania nie są wcale tak niebezpieczne, jak się wydaje. Podczas rywalizacji więcej jest adrenaliny niż strachu - przyznaje.
Najgroźniejszy wypadek zaliczył we Francji. Wywrotka podczas treningu przed mistrzostwami świata superbików (26-latek wystartował w kilku eliminacjach z tzw. dziką kartą) skończyła się dla niego wizytą w szpitalu. Na szczęście okazało się, że ma "jedynie" wstrząśnienie mózgu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska