Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brama przed powodzią

DARIUSZ CHAJEWSKI 0 68 324 88 36 [email protected]
Jak to się dzieje, że w Stanach "toną" tylko domy zbudowane po wojnie, a w Nowej Soli powódź zaczyna się pod miastem, a nie na jego ulicach?

Nowosolanin Jacek Kukół raz po raz odwiedza burmistrza Nowej Soli. Jak przekonuje, tuż obok jego domu, położonego w najniższej części miasta, biegnie przedwojenny, podziemny kolektor zbierający wody burzowe.
- W 1997 roku powódź miałem pół godziny wcześniej niż reszta miasta - opowiada. - Z podziemi woda biła jak gejzer. Wszystko dlatego, że przed wojną Niemcy mieli automatyczne zamknięcia wlotów kanalizacji, które blokowały dostęp wód odrzańskich na wypadek przyboru. A nam były one, oczywiście, niepotrzebne...

Brama przed powodzią

Zajmujący się ochroną przeciwpowodziową Nowej Soli Leszek Tomczyk mówi, że wskazanego przez nowosolanina kolektora znaleźć się nie udało. Natomiast "zjawisko" to znane jest z innych części miasta - chociażby z ulicy Portowej, która podczas wiosennych przyborów często jest zalewana właśnie dlatego, że do kanalizacji burzowej dostają się wody Odry. Trzeba zamknąć im drogę.
To nie są jedyne przedwojenne rozwiązania, do których nasi hydrolodzy mają zamiar wrócić. I to jak najszybciej. Do lat 70. w okolicy podnowosolskiego Przyborowa znajdował się most nad kanałem, odprowadzającym nadmiar odrzańskich wód na rozległe poldery za wsią. Chroniło to przed powodzią Nową Sól. Jednak myśmy postanowili podwyższyć wały i zlikwidować most, zostawiliśmy w tym miejscu niewielkie przepusty. Efekt jest taki, że więcej wody płynie w dół rzeki, a przyborowska droga systematycznie jest zalewana. Jak obliczono, po przywróceniu mostu i odtworzeniu dawnego koryta Odry jedna trzecia wód przyborowych tej rzeki znajdzie tam dla siebie miejsce.
Okazuje się także, że doskonałym rozwiązaniem były stalowe wrota, które zamykały - w przypadku dużych wezbrań - ujścia małych rzeczek, chroniąc je przed tzw. cofką. Takie wrota były w Nowej Soli - po jednych z nich pozostały tylko zawiasy w okolicy Kaczej Górki.
- W ujściu śląskiej Ochli działają nadal samoczynne przeciwpowodziowe wrota, które pamiętają jeszcze pierwszą wojnę światową - dodaje Piotr Warcholak, dyrektor Lubuskiego Zarządu Melioracji i Gospodarki Wodnej. - Wymagają gruntownego remontu.
W Uradzie pracuje pompownia z 1866 roku - ostatnio została odtworzona. Podobnie postąpiono w Trzebiechowie, gdzie stacja pomp Głuchów funkcjonuje od początku lat 40. ubiegłego stulecia.

Zrobili za Fryderyka

Pierwsze linie wałów dla ochrony obszarów nad górną i środkową Odrą budowano już w XIII wieku. Pod koniec XV i w połowie XVI stulecia w okolicach Wrocławia i na początku XVII wieku koło Brzegu przekopano po raz pierwszy naturalne meandry rzeki, aby zmniejszyć niebezpieczeństwo powodzi w miastach. W XIII wieku powstały pierwsze jazy i rozpoczęła się regularna żegluga.
Za pruskiego króla Fryderyka Wielkiego nie tylko odwodniono trzęsawiska (Oderbruch), ale także skrócono liczne meandry, umocniono brzegi i zbudowano tamy poprzeczne (ostrogi). W ciągu 80 lat skrócono rzekę o jakieś 160 km, a do początku XX wieku o dalsze 30 km. Oznacza to, że ubyła blisko jedna czwarta pierwotnej długości Odry.
W XIX wieku uregulowano tzw. wody średnie od ujścia Nysy Kłodzkiej do Szczecina. Zbudowano m.in. 10 tys. ostróg... Z punktu widzenia ochrony przeciwpowodziowej nie wszystkie te pomysły okazały się strzałem w dziesiątkę, ale przez lata do Odry podchodzono z pokorą, której my nauczyliśmy się dopiero w lipcu 1997 roku. W sferze budowy wałów dopiero teraz dotrzymaliśmy kroku Fryderykowi Wielkiemu. Pozostaliśmy daleko w tyle jeśli chodzi o urządzenia hydrologiczne.

Nie przesadzajmy

Warcholak jednak namawia, aby przedwojennych gospodarzy tych ziem nie demonizować. Także w dziedzinie ochrony przeciwpowodziowej. Popełnili mnóstwo błędów. Sama lokalizacja Nowej Soli na terenie zalewowym była - delikatnie mówiąc - nieroztropna. Kanał portowy zapomnieli wyposażyć w ścianę przeciwpowodziową, która chroniłaby 27 ha zabudowanego terenu przed powodziami. Jak jednak przyznają hydrolodzy, często sięgamy do przedwojennych planów. Chociażby w Krośnie Odrzańskim, w którym znaczna część przeciwpowodziowych inwestycji polega na odtworzeniu tego, co już było - to znaczy systemu kanałów ulgi, które umożliwiały powrót wód z polderów do rzeki. Właśnie tereny zalewowe w tej okolicy wydatnie spłaszczały fale powodziową.
A kanały sprawiły, że Krosno nazywano często... nadodrzańską Wenecją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska