Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brunatne winobranie w 1934 r.

Tomasz Czyżniewski
Jeśli ktoś sądzi, że kiedyś winobraniowe korowody chodziły tylko jedną trasą, to się głęboko myli. Wariantów przemarszu było kilka. I style polityczne też bywały różne.

Winobranie w 1934 r. było nietypowe. Z kilku powodów.

zorganizowano je bardzo wcześnie, bo już 15 września, chociaż większość przedwojennych winobrań wypadała w październiku

obchodzono 100 rocznicę założenia zrzeszenia Gewerbe und Gartenbau Verein bardzo zasłużonego dla miasta i winiarzy. To ono dbało o winiarską oświatę, rozwój i wygląd miasta, ufundowało wieżę Braniborską. Założyło je 124 najbardziej szanowanych mieszczan

tak upolitycznionego korowodu chyba nigdy wcześniej miasto nie widziało.

To nie była tak szacowna impreza, jak słynny korowód z 1900 r., w którym odtworzono historię miasta i winiarstwa. Teraz nikomu nie byli potrzebni osadnicy z osiłkiem ciągnącym skromny dobytek, książę piastowski Henryk IX - odnowiciel zielonogórskich winnic, czy nawet król Fryderyk II.

- W Niemczech do władzy doszedł Adolf Hitler i teraz ton uroczystościom nadawali działacze NSDAP - tłumaczy Zbigniew Bujkiewicz z Archiwum Państwowego w Starym Kisielinie. I to oni maszerowali na czele korowodu.

Idą goście idą

Naziści postanowili połączyć winobranie z tzw. świętem ojczyźnianym, które nabrało nowego wydźwięku. Jak podawał "Grünberger Tageblatt" na uroczystości przyjechało do miasta 9 tys. gości. Z Wrocławia i Legnicy przyjechały trzy pociągi specjalne. Gości witano serdecznie. Musieli być dobrze zorganizowani, bo do centrum miasta dotarli prowadzeni przez orkiestrę.

To była sobota. Przez całe przedpołudnie zwiedzali miasto i miejscowe lokale gastronomiczne. Między 8.15 i 9.00 mogli również posłuchać koncertu pod ratuszem.

Nie mogło się obejść bez korowodu, który o 13.00 wyruszył sprzed domu strzeleckiego (dziś Gwardia przy ul. Strzeleckiej). Na czele jechała kawaleria. Za nią maszerowali dygnitarze NSDAP z powiatu i dowództwa we Wrocławiu. Za sztandarem lokalnej organizacji NSDAP z dumą kroczyli członkowie SS i SA, którym przygrywała miejska orkiestra przebrana za winiarzy. Dopiero za nimi, zgodnie z hierarchią, znaleźli się miejscy szefowie partii.

Po tak silnej grupie politycznej przyszła wreszcie kolej na zwykłych winiarzy i mieszczan. Przebrani w robocze stroje maszerowali lub jechali wozami drabiniastymi. Jak zwykle widzowie mogli podziwiać wspaniale przybrane winoroślami platformy, prasy, beczki i butelki z winem. Korowód zamykała młodzież z Hitlerjugend.

A my to kręcimy

Korowód ul. Sikorskiego dotarł na pl. Pocztowy, gdzie w budynku dzisiejszego Ermitażu urządzono wystawę ogrodniczą z wyszynkiem. Oczywiście nie można było ominąć ratusza skąd kawalkada skręciła na pl. Powstańców Wielkopolskich i ul. Reja wróciła do domu strzeleckiego, gdzie trwała zabawa.

Ulice miasta po brzegi wypełnione były widzami. Zielonogórzanie z ciekawością obserwowali ekipę filmową, która wszystko to filmowała. - Niedługo będziemy mogli zobaczyć nasze miasto w kinie - emocjonował się reporter "Grünberger Tageblatt".

Nie wiemy czy filmowa relacja z tego wydarzenie rzeczywiście trafiła do kin. Prawdopodobnie tak. Na pewno jej fragment prezentujemy w naszym portalu.

Zagadką, na którą nie znam odpowiedzi, jest to, czy brak na filmie faszystowskich bonzów, to zamierzony efekt pracy filmowców, czy też efekt powojennej pracy nad resztkami filmu. W końcu przetrwało tylko kilkadziesiąt sekund filmu. Może w nieznanych archiwach niemieckich jest jego pełna wersja? Tylko czy byłoby się czym chwalić?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska