Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budowlane fuszerki to u nas niestety coraz częstsze zjawisko

Jakub Pikulik 95 722 57 72 [email protected]
Oto przykład inwestycji w regionie, które trzeba było poprawić
Oto przykład inwestycji w regionie, które trzeba było poprawić infografika: Sylwia Friedel
Budowlane wpadki zdarzają się w naszych miastach coraz częściej. - Ręce opadają - mówią mieszkańcy. Na szczęście, wykonawcy za błędy płacą ze swojej kieszeni. Niesmak i opóźnienia jednak pozostają.

Pośpiech, chęć realizowania wielu inwestycji na raz, złe przygotowanie wykonawców, brak odpowiedniej kadry i wyspecjalizowanego sprzętu to główne powody wpadek inwestycyjnych, które zaliczyło wiele miast na północy naszego regionu. - Ten się nie myli, kto nic nie robi - mówi ta bardziej wyrozumiała część mieszkańców. - Jak już coś budować, to dobrze przygotować i nie poprawiać - mówią drudzy. Problemem jest paradoksalnie rzeka pieniędzy płynąca do Polski z Unii Europejskiej. Do tego dochodzi ogólnopolski plan przebudowy dróg lokalnych, tzw. schetynówek. Firmy startują w przetargach, nie są przygotowane kadrowo i sprzętowo do realizacji tak dużej ilości inwestycji. Sprawę dodatkowo komplikują zbliżające się wybory i chęć wykonania sztandarowych inwestycji. Pracy jest za dużo, a czasu i wykwalifikowanej kadry za mało. I pojawiają się problemy.

Jednym z najjaskrawszych przykładów nieprawidłowości jest budowa obwodnicy Gorzowa. W raporcie pokontrolnym Najwyższej Izby Kontroli w 2008 roku fuszerka goniła fuszerkę. Okazało się, że Strabag-Kirchner, który budował drogę, robił, co chciał i za nic miał uwagi inżynierów nadzorujących inwestycję. Stąd niemal roczne opóźnienie, spływające zbocza, źle zagęszczone nasypy i cała masa mniejszych niedoróbek. My alarmowaliśmy o tym już w 2007 roku, gdy trasa za 180 mln zł była jeszcze w budowie. - To granda, że przyjmuje się robotę, odbiera drogę, po której nie można jeździć - stwierdził w rozmowie z "GL" dyrektor NIK Roman Furtak.

Nieco rok po raporcie NIK zadzwonił do nas Czytelnik. - Dopiero co wylali asfalt na nowej schetynówce w Witnicy, a już go zrywają - alarmował. Faktycznie, wykonawca źle wykończył okolice studzienek kanalizacyjnych. W efekcie miasto kazało mu zerwać wierzchnią warstwę drogi i wylać ja na nowo. Na koszt wykonawcy. Podobna sytuacja miała miejsce dwa tygodnie temu w Kostrzynie. Tam na miejsce budowy przywieziono za zimny asfalt, który po wylaniu zaczął pękać i przebarwiać się. Miejscowy inspektor kazał poprawić wierzchnią warstwę. Również tutaj maszyny zaczęły zrywać asfalt. Wykonawca musiał to poprawić na swój koszt. Remontowana musiała też być nowa schetynówka w Sulęcinie. I to zaledwie pięć miesięcy po jej otwarciu. Zerwany musiał tam być asfalt i poprawionych kilka zapadniętych studzienek. Dziury zaczęły się też robić w nowym asfalcie przy ul. Kwiatowej w Gorzowie. We wszystkich tych przypadkach wykonawcy poprawiali fuszerki na swój koszt. W Międzyrzeczu do czterech lat ślimaczy się odbudowa kina, którego dach runął w maju 2006 roku. Do katastrofy doszło kilka miesięcy po wcześniejszym remoncie. W tym roku pojawił się też problem z wartą 3,6 mln zł budową nowego amfiteatru w Kostrzynie. Okazało się, że osłabiona przez tegoroczną powódź i nie do końca zbadana, wybudowana niegdyś czynem społecznym skarpa, na której miała się znaleźć widownia, mogła się osunąć. - Dlatego trzeba było zrównać z ziemią cały nasyp i na jego miejscu wybudować nowy - wyjaśnia Przemysław Jocz, rzecznik magistratu. To oznacza niedotrzymanie terminów i wzrost kosztów. Plus to fakt, że część kosztów budowy nasypu będzie pochodziło z rządowej puli do walki ze skutkami powodzi.

- Moim zdaniem najważniejsze jest, że nadzór inwestorski wykrywa nieprawidłowości. Błędy zdarzają się na każdej budowie, najważniejsze jest wychwycić nie po roku, czy dwóch latach, ale od razu - mówi mgr inż. Edward Wasilewicz z Lubuskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Budowlanego. Tak też się stało na przykład na feralnej ulicy w Kostrzynie, czy w Witnicy. Miejscy inspektorzy błędy budowlańców wykryli tam od razu i nakazali je poprawić.

Skąd jednak biorą się takie wpadki? Kto za nie odpowiada? - Największy winowajca to ustawa o zamówieniach publicznych. W myśl przepisów trzeba budować jak najtaniej, a więc jak najgorzej - mówi Piotr Koczwara, członek Krajowej Izby Inżynierów Budownictwa w Warszawie. Dlatego przetargi wygrywają te firmy, które zaoferują najtańsza ofertę. - A jak wiadomo najtańsze nie zawsze znaczy najlepsze.

Drugi problem to kiepskie przygotowanie dokumentacji danej inwestycji. - Powinna być doskonale opracowana pod kątem technicznym, nie tylko prawnym. Powinni to robić wykwalifikowani inżynierowie, którzy przewidzą ewentualne problemy. Oczywiście nie da się przewidzieć wszystkich komplikacji, ale da się je ograniczyć, wówczas inwestycje idą sprawniej - dodaje P. Koczwara. Ostatnia bolączka to nieuczciwość firm, które startują do przetargów. Zdaniem ekspertów nie zawsze mają one dostateczne zaplecze sprzętowe i personalne do inwestycji, o której realizację się ubiegają. - Mają za mało pracowników, lub nie mają oni wystarczających kwalifikacji - mówi inżynier. Problemem jest też brak wyspecjalizowanego sprzętu. Wykonawcy radzą sobie z nim wynajmując maszyny od innych przedsiębiorstw.

- Firmy budowlane są nastawiona na chęć zysku. Zadaniem samorządów jest dopilnowanie, żeby jakość inwestycji była w normie. Jeśli tak nie jest, powinni reagować inspektorzy w konkretnych miejscowościach. W moim przekonaniu pracują oni dobrze, sprawnie wychwytują fuszerki i należą im się duże pochwały - mówi E. Wasilewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska