Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bufetowa zemdlała

HANNA CIEPIELA
Stolik numer jeden, utrwalony przez Jerzego Szalbierza (również ,,stolikowca'') w kwietniu 1984 roku. Na zdjęciu od lewej: Zdzisław Morawski (zmarł w1992 roku), Piotr Steblin-Kamiński, Hieronim Świerczyński, Mieczysław Rzeszewski, Michał Puklicz (zmarł w 2002 roku) i Andrzej Gordon (zmarł w 1994 roku)
Stolik numer jeden, utrwalony przez Jerzego Szalbierza (również ,,stolikowca'') w kwietniu 1984 roku. Na zdjęciu od lewej: Zdzisław Morawski (zmarł w1992 roku), Piotr Steblin-Kamiński, Hieronim Świerczyński, Mieczysław Rzeszewski, Michał Puklicz (zmarł w 2002 roku) i Andrzej Gordon (zmarł w 1994 roku) JERZY SZALBIERZ
Pół metra na metr, taki niepozorny, a krążą o nim legendy.

W gorzowskim empiku stało dziesięć stolików i jedenasty służbowy. Ten legendarny, przy którym siadała kulturalna elita, mieścił się przy samym bufecie. Przy stoliku stały cztery obrotowe fotele. Musiały być wygodne, bo przesiadywano na nich godzinami. I pewnie były, skoro poeta Kazimierz Furman w tomiku podarowanym Marii Łozińskiej, szefowej empiku, napisał: ,,empik jest moim drugim domem, a może nawet pierwszym''.

Bufetowa zemdlała

Empik otwierano o dziesiątej. Fotografik Waldek Kućko już dawno był na nogach. Koło siódmej pukał w okno empiku i z pracownikami administracji wypijał kawę. Potem szedł na Łokietka do redakcji ,,Gazety Zielonogórskiej'' (obecnie ,,Lubuskiej'') i zanosił zdjęcia. Jak była brzydka pogoda, zaraz wracał do empiku, jak ładna, wychodził w plener i przychodził później.
Koło jedenastej na fotelu przy oknie, odwróconym tyłem do bufetu siadał pisarz Zdzisław Morawski. - Był największy, najważniejszy i zawsze miał rację. A przynajmniej wydawało mu się, że ją ma - zgodnie dziś wspominają architekci Mieczysław Rzeszewski, Hieronim Świerczyński, emerytowany oficer wojska Piotr Steblin-Kamiński i publicysta Bogdan Kunicki, który też dodaje:
- Kłótliwość i ciętość języka była wpisana w ten stolik, bo inaczej nie byłoby dyskusji.
Zdzisław Morawski pił herbatę i nie palił papierosów. Pozostali woleli kawę i straszliwie kopcili. Kućko: extra mocne. Kunicki: sporty. Świerczyński: caro, Rzeszewski: fajkę, do której często nie miał tytoniu, więc podbierał papierosy kolegom i z nich wysypywał tytoń.
Empik był szary od dymu, chociaż dwukrotnie w ciągu dnia go wietrzono. Jedna z bufetowych często słabła, aż w końcu zemdlała. - Lekarz zalecił jej, aby jak najszybciej rzuciła palenie - wspomina Łozińska.- Kiedy wytłumaczyła, że nie pali, kazał zmienić pracę. Zmieniła.

Pisarczyk z dekoratorem

Przy stoliku obrośniętym dostawianymi fotelami atmosfera była gorąca. Stale się spierano, żartowano, robiono docinki. - Morawski witał mnie słowami ,,Cześć dekoratorze wnętrz'' -wspomina Rzeszewski. - A ja mu na to ,,cześć powiatowy pisarczyku''.
Zwykle tematy narzucał Morawski. - Zawsze dobrze był obkuty - mówi Świerczyński. - Najpierw czytał książki, potem rzucał jakieś hasło ze starożytności. - Czasem też prowokował spory, mówił na przykład, że fotografia nie jest sztuką, czym do czerwoności rozpalał Kućkę - wspomina Łozińska. - Robił to specjalnie, bo podczas kłótni rodziło się coś twórczego...
- Gdy temperatura rosła Henryk Lis, plastyk, protezą walił w stół - mówi Rzeszewski.
A gdy, nie można było pogodzić kilku racji, Kućko mawiał: jak nie staniesz, dupa z tyłu. Ale przy naprawdę ważnych sprawach milkły spory i stolik się jednoczył np. gdy w czynie społecznym miano rozebrać zabytkowy spichlerz. Stolik napisał petycję i spichlerz pozostał. Obecnie jest tam muzeum.

Ścieżka do monopolu

Gdy się zbliżała druga, Morawski podnosił się z fotela i mówił: - Malina już ugotowała zupę. I wychodził. - Zupa to było hasło, podawałam cały obiad - uściśla Morawska.
Inni też koło drugiej rozchodzili się do domów, ale zwykle wieczorem wracali. Przy stoliku nie można było pić alkoholu, czasem, po znajomości, dyskusje przenosiły się do biura i trwały do nocy. - Trunki kupowało się na Hawelańskiej, tam gdzie mieści się fryzjer - wspomina Rzeszewski.
- Był nawet projekt, aby przejście podziemne wybudować, żeby nie trzeba było na mróz wychodzić - dodaje Steblin-Kamiński.
Często z empiku szło się do Słowiańskiej na wątróbkę i coś mocniejszego. A jeszcze częściej na samo mocne do pracowni malarzy. Najbardziej towarzyska mieściła się na Pionierów. Należała do Gordona i Kowalskiego. - Któregoś dnia wchodzę do pracowni, a Gordon z Kowalskim dzielą meble, bo Kowalski dostał samodzielną pracownię - wspomina Świerczyński.- Wziąłem więc piłę i przeciąłem im stół. Ale po jakimś czasie zbiłem deską. Przyszedł Rzeszewski, podparł się łokciami, stół się złożył i po uszach go trzasnął.

Gumowe ucho

Empik odwiedzali nie tylko artyści, ale też ci, którzy zawodowo podsłuchiwali rozmowy. Dla niepoznaki siadali trochę dalej i czytali gazety. - Kiedyś męża zaproszono na wojewódzką konferencję partyjną - wspomina Morawska. - Ktoś chciał mu podać mikrofon. Ale mąż powiedział: nie trzeba, głos mam donośny, jak coś powiem w empiku od razu na Obotryckiej słyszą (przy Obotryckiej mieściła się komenda milicji).
Ale jeden z podsłuchujących pozytywnie zapisał się w dziejach empiku. - Czasem zachodziła do nas młoda kobieta chora psychicznie, niespełniona poetka. Ona kochała się w artystach - opowiada Łozińska. - Przychodził też do nas radny, który był bardzo podobny do jednego z artystów. Któregoś dnia, gdy radny czytał gazetę, kobieta podeszła z tyłu i przystawiła mu nóż do gardła.
Wtedy jakiś rosły mężczyzna podbiegł do niej i chwycił za rękę. Zaprowadził kobietę do biura. Przyjechała karetka i zabrała ją do szpitala psychiatrycznego. Po jakimś czasie spotkałam szefa komendy i mówię: jak jesteście potrzebni to was nie ma, nawet nie chcieliście do empiku przyjechać. A on na to: Jak to nie ma? Przecież to nasz człowiek radnego uratował.
Złote lata stolika to koniec lat 60. i początek 70. Ale trwał jeszcze w latach 80. Wtedy zaczęli umierać pierwsi jego założyciele. W listopadzie 1981 roku odszedł Waldek Kućko. Na pogrzebie były tłumy. - Pamiętam jak Kunicki płacząc powiedział, że może to dziwne, ale on dziś zazdrości Waldkowi, że miał tylu przyjaciół - wspomina Łozińska. - Bo ludzi bardzo ciągnęło do Waldka, choć był surowym człowiekiem, mówił mało, ale czasem bardzo ostro.
- Z parasolem się na mnie rzucił - wspomina Rzeszewski. - Bo uważał, że na wystawie w Niemczech, prezentującej dorobek Gorzowa, pokazałem za mało fotografii.
Na początku lat 90. stary empik z czytelnią zamienił się w nowoczesny samoobsługowy sklep z książkami, płytami i materiałami papierniczymi. W miejsce stolika stanął regał z prasą muzyczną i komputerową. Stare meble wyprzedano za niewielkie pieniądze. - Z sentymentu kupiłam jeden stolik - mówi Maria Morawska. - Może to ten?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska