W grudniu 2006 r. urodził się Antoś Kaliciak. To najważniejsze wydarzenie w życiu jego ojca Grzegorza Kaliciaka, który od dziewięciu lat służy w 17. Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej w Międzyrzeczu i w Wędrzynie.
Całymi godzinami może opowiadać o psikusach swego pierworodnego syna. Drugie wydarzenie spośród tych najważniejszych to dzień, w którym poznał Justynę. W międzyrzeckim pubie Alternatywa jadł babkę ziemniaczaną i cały czas zerkał na urodziwą barmankę, która później została jego żoną i matką Antosia. A gala w hotelu Jan III Sobieski w Warszawie, podczas której szef Sztabu Generalnego gen. Franciszek Gągor wręczył mu buzdygan? Najwyżej na trzecim miejscu.
Pierwsza krew
To okuta żelazem buława, która dawniej symbolizowała hetmańską władzę, a teraz jest w wojsku odpowiednikiem filmowego Oscara. Od 15 lat buzdygany dostają laureaci plebiscytów organizowanych przez magazyn ,,Polska Zbrojna''. Teraz Żołnierzem Roku został właśnie kpt. G. Kaliciak. Za co te splendory? - Za obronę City Hall, czyli ratusza w Karbali - odpowiada.
O kilkudniowych walkach o ratusz w irackim mieście Karbala rozmawiamy w domu oficera. Przeglądamy zdjęcia zrobione w maju 2004 r. Na jednym z nich żołnierze w mundurach z pustynnym kamuflażem trzymają w rękach karabiny kałasznikow i swd. Na kolejnym leżą na płaskim dachu i celują w pobliskie budynki. Są nieogoleni, mundury mają zabrudzone tynkiem.
- Zrobiłem je podczas drugiej zmiany w Iraku. Właśnie na dachu City Hall - tłumaczy gospodarz.
Na drugą zmianę międzyrzecka brygada wystawiła cały batalion. Ponad czterystu żołnierzy, którymi dowodził ppłk Tomasz Domański. Niektórzy wierzyli, że Jankesi zrobili już porządek w Iraku, a oni mają tylko pomagać w umacnianiu demokracji. Początek misji rzeczywiście był spokojny. Gorąco zrobiło się w kwietniu, kiedy pięć milionów szyitów przyjechało do Karbali na święto Aszura, które jest odpowiednikiem naszej Wielkanocy.
Milicjanci fanatycznego duchownego Muktady as Sadra i bojówkarze Al Kaidy zaczęli nawoływać mahometan do świętej wojny z niewiernymi i miejscowymi kolaborantami. Dwóch terrorystów wysadziło się na placu targowym. Zginęło sześćdziesięciu irackich cywilów, ponad sto osób zostało rannych. Zwiadowcy z Międzyrzecza zabezpieczali plac podczas akcji ratunkowej. Wtedy właśnie pierwszy raz zobaczyli leżące w kałużach krwi stosy zmasakrowanych ciał.
Uciekli przed szturmem
W prowincji wybuchło powstanie. Uzbrojony tłum atakował kolejne posterunki miejscowej policji i rządowe instytucje. Padły wszystkie urzędy poza City Hall, którego broniło osiemdziesięciu Bułgarów i Polaków dowodzonych przez kpt. G. Kaliciaka. To była największa i najbardziej krwawa bitwa, którą stoczyli nasi żołnierze od czasu zdobycia Berlina.
- Żaden z naszych nie zginął. Dwóch wróciło do kraju zaraz po bitwie. Nie wytrzymali. Reszta została w Iraku do końca. Dwóch zatrudniło się Black Water, największej na świecie agencji ochroniarskiej, w której pracują byli komandosi i żołnierze sił specjalnych. Pozostali nadal służą w naszym wojsku - wylicza oficer.
Sygnałem do rozpoczęcia ataku była... masowa ucieczka irackich żołnierzy, którzy mieli bronić zewnętrznych posterunków wokół ratusza. Raptem zaczęli zdejmować mundury, obuwie i w samych slipach rozbiegli się na wszystkie strony. Byle dalej od City Hall!
Kolejny pierścień obrony tworzyli Bułgarzy wyposażeni w ciężkie transportery rozstawione przy budynku. Międzyrzeczanie zajęli stanowiska na dachu. - Przed atakiem ostrzelali nas z moździerzy i rakiet. Na dachu zaczęły się rozrywać pociski. Cud, że żaden z nas ranny nawet nie został. Potem ruszył na nas tłum szyitów. Szli na ratusz ławami, jeden przy drugim w rękach mieli jednak kałachy i granatniki - wspomina G. Kaliciak.
Bo w nocy ,,śmigło'' nie lata
Kpt. Grzegorz Kaliciak służby obecnie w 1. batalionie zmotoryzowanym, który jest flagowym pododdziałem międzyrzeckiej brygady. W przyszłym roku jego żołnierze rozpoczną dyżur w Grupie Bojowej Armii Unii Europejskiej.
Polacy i Bułgarzy odparli szturm. A potem kilkanaście następnych. Przez trzy dni byli odcięci od świata. Najgorsze były noce. Rebelianci wiedzieli, że obrońcy nie mogą wtedy liczyć na wsparcie ,,śmigła'', czyli amerykańskich śmigłowców Apache lub Black Hawk. Atakowali falami i ginęli dziesiątkowani przez ogień obrońców.
- Ratusz nie miał żadnego strategicznego znaczenia. Symbolizował jednak władze. Chcieli go zdobyć, żeby udowodnić, kto rządzi miastem i prowincją - opowiada żołnierz.
Na czwarty dzień do obrońców przebili się koledzy z batalionu desantowo-szturmowego z Bielska Białej. Bitwa się skończyła. Przez blisko pięć lat wojsko milczało na jej temat. Pierwsze informacje pojawiły się w mediach dopiero jesienią minionego roku, kiedy do kraju wracała z Iraku ostatnia, dziesiąta zmiana naszych żołnierzy.
Cztery buławy dla ,,siedemnastki''
Oficer podkreśla, że najważniejsza jest dla niego rodzina; Żona Justyna i syn Antoś
Przed rokiem Oficerem Roku został mjr Tomasz Biedziak z 17. WBZ, który podczas drugiej zmiany też służył w Karbali. Buzdygana dostał za późniejszą misję w Afganistanie, gdzie był zastępcą dowódcy batalionu szturmowego. Kilka lat wcześniej hetmańską buławą uhonorowano ówczesnego dowódcę ,,siedemnastki'' gen. bryg. Kazimierza Jaklewicza.
Teraz oprócz Kaliciaka buzdygana otrzymał też gen. bryg. Mirosław Różański, który do kwietnia ub.r. dowodził międzyrzecko-wędrzyńską brygadą. Przełożeni i podwładni docenili jego upór przy tworzeniu szkoły strzelców wyborowych w Wędrzynie i nowatorskie metody szkolenia, wprowadzone przez niego w 17. WBZ.
- Jesteśmy jedyną jednostką w kraju z czterema buzdyganami - zaznacza G. Kaliciak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?