Zaczęło się od tego, że na początku ub. roku trzech byłych pracowników tego marketu złożyło do sądu pracy pozew o wypłatę wynagrodzenia za nadgodziny (później jeden z nich się wycofał). Z zeznań ich oraz innych byłych pracowników wyłonił się taki obraz: zmuszanie do nadgodzin było w sklepie powszechne.
Setka do przesłuchania
Pracownicy do ewidencji czasu pracy - na polecenie przełożonych, w tym skazanej dyrektorki - musieli jednak wpisywać czas zgodny z umową, a nie przepracowany. Gdy ktoś się buntował, wpisując rzeczywiste godziny, był przez nią wzywany do przepisania ewidencji. Ci bardziej potulni o nadgodziny nie walczyli, najczęściej z obawy o utratę pracy.
.
W tamtej sprawie sąd pracy uznał racje pracowników i zasądził im odpowiednio ok. 11 tys. i ok. 500 zł. Po jednej z pierwszych rozpraw sąd poinformował prokuraturę, że mogło dojść do popełnienia przestępstwa przez byłą dyrektorkę.
Prokuratura wszczęła dochodzenie, przesłuchała blisko 150 świadków (z czego 93 osoby uznała za poszkodowane). Oskarżonej postawiła zarzut uporczywego naruszania praw pracowniczych.
Zaproponowała karę
Kobieta przyznała się i zaproponowała wspomnianą karę. Wczoraj poprosiliśmy o komentarz rzecznika Kauflandu Marcina Knapka. Odpowiedział, że ponieważ sprawa dotyczy osoby fizycznej, bez jej zgody firma nie może się wypowiadać (a "GL" namiarów do dyrektorki dać nie może - zasłonił się ochroną danych osobowych). I że "wszelkie ewentualne działania naruszające obowiązujące prawo były niezgodne z ustaloną organizacją i porządkiem pracy". Na pytanie, czy skazana nadal pracuje w Kauflandzie, nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?