Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Była mieszkanka domu samotnej matki w Żaganiu twierdzi, że źle się tam dzieje

Tomasz Hucał
fot. www.sxc.hu
Od kilku tygodni docierały do nas niepokojące sygnały na temat tego, co dzieje się w Domu Samotnej Matki w Żaganiu. Postanowiliśmy to sprawdzić i odwiedziliśmy placówkę. Jej mieszkanki zaprzeczają wszelkim rewelacjom.

Zaczęło się od telefonu byłej mieszkanki domu, która powiadomiła nas o tym, że w wielu miejscach budynku nie ma prądu. Gdy spotkaliśmy się z nią zaczęła nam wiele opowiadać.

- Tam było strasznie. Nie wolno było wychodzić na spacer bez zgody kierowniczki. Dary, które do nas trafiały w pierwszej kolejności przeglądała kierowniczka i gospodyni, a reszta dopiero trafiała do nas. Nie wolno było nawet suszyć rzeczy w kuchni, tylko w pokojach - opowiadała nam anonimowo kobieta.

- Trzeba było płacić 550 zł za pokój miesięcznie, a w zamian za to był chleb dwa razy w tygodniu, mleko ze sklepu i raz na trzy miesiące mięso z indyka - wspomina nasza rozmówczyni.

Dzieci są najcenniejsze

Po tekście o awarii prądu na forum internetowym "GL" pojawiły się kolejne wpisy o sytuacji w domu. - Jest tam strasznie zimno, grzejniki są poustawiane tak, żeby było jak najtaniej.

Gdy na zewnątrz jest ponad 10 stopni, to już nie grzeją. Pokoje nie są zamykane na klucz. W razie wyjazdu osoby zostawiają swoje rzeczy na pastwę rozrzucających wszystko dzieci, jak i złodziei - pisał internauta o nicku lamort.

"Była mieszkanka" dodawała: - Pani kierownik potrafiła kazać o 6 rano grabić liście, może i nic w tym dziwnego, ale nie gdy śnieg pada na dworze i wszystko jest zasypane...

Po przeczytaniu kolejnych głosów postanowiliśmy odwiedzić Dom Samotnej Matki przy ul. Piłsudskiego. We wtorek witały nas prawie wszystkie jego mieszkanki. Panie Beata, Justyna, Małgorzata, Joanna i Monika nie podają nazwisk. - Z różnych względów. Ostatnio znowu kręcił się koło naszego domu, jakiś zakapturzony typ. Różne rzeczy w życiu przeszłyśmy. Było tu pobicie - tłumaczą i proszą także o nie robienie im zdjęć.

W domu mieszka ich obecnie siedem oraz 13 dzieci. - Patrycja dziś wyjechała, a popołudniu dojedzie nowa dziewczyna - dodają.

Pytamy o zarzuty zasłyszane we wcześniejszej rozmowie i wyczytane w internecie. Czy nie wolno wam wychodzić na spacery? - Hahahaha - w odpowiedzi tylko ciągły śmiech.

A co z zamykanymi pokojami? - Nie zamykamy ich dla bezpieczeństwa,. A jak się dziecko, w którymś zatrzaśnie. A co do biegania, to dzieci same, bez zgody do czyjegoś pokoju nie wejdą - zapewniają nas mieszkanki domu. - A złodzieje? Co my tu mamy? Gdy wyjeżdżamy, to najcenniejsze, czyli nasze dzieci zabieramy ze sobą.
Gdy odwiedzaliśmy dom na dworze było ponad 20 stopni, ale zapytaliśmy o zimne pokoje. - Temperatura w programatorze jest nastawiona na 18-22 stopnie. widziałam kiedyś - zapewnia Joanna.

Na naszą prośbę oglądamy programator. Sprawdzamy - podgrzewa powietrze przez 13 godzin na dobę i rzeczywiście na wysoką temperaturę.

Tylko na nas najeżdża

W czasie rozmowy z Grażyną Kurzeją, pełnomocnikiem Stowarzyszenia Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo (ono prowadzi dom) pytamy o kolejne zdarzenie. - Gdy zrzuciłyśmy się na mopa do mycia podłóg, kierowniczka połamała go i kazała nam myć podłogę na kolanach szmata i wodą - opowiadała w rozmowie z nami była mieszkanka domu.

- Jest w tym nieco prawdy - zaznacza G. Kurzeja. - Mamy wycyklinowane podłogi i można je myć tylko wodą, najlepiej ręcznie. A mop owszem był i to wygięty. Jak go złapałam i rzuciłam to się połamał - wspomina.

Gdy na koniec rozmawiamy z panią pełnomocnik, zwaną przez wszystkich kierowniczką pokazuje nam m. in. rachunki. - To są pokwitowania na zakup leków dla dziewczyn, a podobno nic od nas nie dostają - opowiada G. Kurzeja. - A poza tym tu nie ma żadnych kierowników. Robimy wszystko na zasadzie współpracy. Dziewczyny muszą się uczyć gospodarować, zarządzać domem, bo jak wyjdą na swoje nie będą miały kierowniczki.

Na koniec naszej wizyty panie proponują nam zwiedzanie całego domu. Zaczynamy od pokoju na parterze, w którym mieszka... mężczyzna. - Jest tu tylko nocami. Różne typy się tu kręcą wokół, a obecność mężczyzny uspokaja - przekonuje G. Kurzeja.
Oglądamy kolejne pokoje, toalety, strych. W tym ostatnim pomieszczeniu kobiety suszą pranie. A obok pokoje zastawione ciuchami, zabawkami, wózkami dziecięcymi. - To są rzeczy nam podarowane, ale już przebrane.

Dziewczyny ich nie chcą, ale ich nie oddajemy, bo jak przyjdzie jakaś nowa to może jej się coś przydać - wyjaśnia gospodyni domu pani Janina, zwana jednak przez wszystkich Danusią.

W czasie całej naszej wizyty wszystkie panie były przekonane, że autorka wszystkich wpisów w internecie i kobieta, która się z nami spotkała to jedna osoba. Mówią o niej Arleta. - Najgorsze jest to, że nie powie, co jej zapewniła nasza placówka, a tylko na nią najeżdża - mówią na koniec panie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska