Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były milioner zamieszkał w Zielonej Górze

Danuta Kuleszyńska 68 324 88 43 [email protected]
- Każdy z nas przeżył własną tragedię. Może dlatego tak bardzo siebie szanujemy i kochamy - przyznają Maria i Nello
- Każdy z nas przeżył własną tragedię. Może dlatego tak bardzo siebie szanujemy i kochamy - przyznają Maria i Nello fot. Wojciech Waloch
Nello Berger Torta, były milioner pokaleczony przez życie, przyjaciel Brigitte Bardot, znajomy Silvio Berlusconiego: - Maria mnie zahipnotyzowała. Maria Torta, mieszkanka Zielonej Góry, której życie nie głaskało po głowie: - To mój książę na białym koniu.

Kamienica w sercu Zielonej Góry. Drzwi otwiera ładna kobieta. Od progu wyciąga dłoń na powitanie, uśmiecha się serdecznie, zaprasza do środka i od razu uprzedza, że butów nie trzeba ściągać, bo mieszkanie to nie muzeum. Ma na imię Maria i jest żoną Nello.

Zza pleców kobiety głowę wychyla sympatyczny mężczyzna. W okularach. Uśmiecha się od ucha do ucha, całuje w dłoń na powitanie, prosi do salonu i od razu biegnie zaparzyć włoską espresso. To Nello, mąż Marii. Jest jeszcze Dejzi, czyli pani domu, jak mawiają o niej gospodarze: biały maltańczyk z różową kitką, Francuzka z rodowodem, ulubienica całej rodziny, na powitanie merda ogonem.

Bez rodziny życie puste

Maria, Nello i Dejzi w sercu Zielonej Góry zamieszkali dwa lata temu. Przyjechali wprost z Nicei, gdzie przez osiem lat żyli w trzypiętrowej willi z pięcioma łazienkami, basenem i wielkim ogrodem z różami oraz widokiem na morze i Alpy.

- Tęskniłam za Zieloną Górą, synem, rodzicami, dlatego wróciłam - Maria spogląda z wdzięcznością na Nello i jak zwykle głaszcze go po policzku. - To mój książę na białym koniu. Prawda kochanie? Mógł przecież mieszkać wszędzie na świecie, a przyjechał ze mną.
- Oj, Marija, Marija mi nai ipinotizzato... Ona mnie zahi...pnotizowala - śmieje się Nello.
- Nie żal było opuszczać Nicei? - pytam.
- Nie. Owszem, życie w willi było piękne, ale takie... puste bez większej rodziny. Bo my z Nello bardziej od luksusowych domów kochamy bliskich. Dlatego sprzedaliśmy tamtą willę i kupiliśmy to mieszkanie. Właściwie trzy, z których zrobiliśmy jedno duże.

Maria i Nello oprowadzają po swoim "gniazdku". Gniazdko jest dwupoziomowe, ma 360 mkw, salon z kominkiem, jadalnię, gabinet, białą kuchnię z drugą jadalnią, trzy sypialnie, dwie łazienki. Ze wszystkich ścian "spoglądają" XIX-wieczne obrazy. Wśród nich jeden szczególny: portret Marii oprawiony w złote ramy. Namalował go Igor Maslimow, który tworzy dla Ermitażu w Sankt Petersburgu. Jest jeszcze w "gniazdku" wielkie poddasze, w którym Nello postawi niebawem okrągły stół do gry w karty, żeby zapraszać na partyjkę swoich nie tylko włoskich kolegów. Bo Nello jest Włochem. A Maria obywatelką Szwecji z zielonogórskimi korzeniami.

Siadamy w salonie. Nello przynosi włoskie espresso i polski sernik. Na deser podaje własną specjalność - limoncello. Pyszny likier schładzany w zamrażarce, za którym przepadają wszyscy znajomi.
- Robię go ze skórek od cytryn, a cytryny specjalnie sprowadzam z Włoch, żeby były ekologiczne, a nie spryskiwane - tłumaczy całkiem dobrze po polsku. I zaraz dodaje, że języka uczy go od roku Daniel. - To mój syn, tak samo jak moją córką jest Mandy - wyjaśnia. Bo o dzieciach Marii nie powie inaczej, jak "moje dzieci". Tak samo Maria o Ticjanie nie powie inaczej, jak "moja córka", choć Ticjana jest córką Nello.
- Wspólnych dzieci nie mamy.
Upadają, by się podnieść

Życie Marii i Nello jest jak film, w którym szczęście miesza się z tragedią, a radość ze łzami. W którym sukces zamienia się w porażkę, by znów stać się sukcesem. W którym bohaterowie upadają, by podnieść się i żyć od nowa...

MARIA. Rodzi się w Zielonej Górze 52 lata temu. Gdy na peryferiach miasta Szwedzi budują fabrykę mięsa, zakochuje się w inżynierze. Ma 18 lat, rok później jest już jego żoną. Mieszkają w Sztokholmie, na świat przychodzi Daniel i Mandy. Ale małżeństwo ze Szwedem nie jest dobrym pomysłem. - Oni są tacy zimni, tacy mało rodzinni...
Rozwód. Maria zostaje sama z dziećmi, traci pracę, nie ma co jeść, głoduje, na byłego męża nie może liczyć. Szwagier pisze: wróć do Polski. Ale ona nie wraca. Jest silna, podnosi się. I znów się pnie. Pracuje w szpitalu.

NELLO. Rodzi się w Parmie pod Mediolanem 67 lat temu. Jako nastolatek wyjeżdża do Szwajcarii. Zarabia na chleb jako kelner w Sankt Moritz. Któregoś dnia w hotelu zjawia się księżna Soraja z mężem Rezą Pahlawi, szachem Iranu. - Jakie masz marzenie? - pyta młodego chłopaka. - Chciałbym skończyć szkołę gastronomiczną w Lozannie, ale nie mam pieniędzy - on na to. Dwa tygodnie później księżna dzwoni: twoje marzenie się spełni.

Kończy szkołę, pracuje na statkach, dwa razy opływa świat dookoła. Zarabia na biznes. Otwiera fabrykę ekologicznych maszyn do czyszczenia, które kupuje cały świat, z Watykanem na czele. Zostaje milionerem. Poznaje Arystotelesa Onassisa, kumpluje się z Silviem Berlusconim, pływa jachtem do Saint Tropez na proszone obiady u Brigitte Bardot, gra epizodzik u Federico Felliniego. Przyjaźni się z Paulem Anką, Marią Callas, Marcello Mastroiannim, Giną Lollobrigidą, Claudią Cardinale, z kolejnymi prezydentami Włoch. Od Luigi Scalfaro i Romano Prodiego dostaje medal "Cavaliere del Lavoro". Jest żonaty z Włoszką, ma córkę. A potem z dnia na dzień traci miliardy. I żonę, która kochała jego pieniądze.

NELLO i MARIA. On chce otworzyć włoską restaurację w Wenezueli. Z tych "groszy", jakie mu jeszcze zostały. Już siedzi na walizkach. Ze Sztokholmu dzwoni kolega: - Wpadnij na kolację - namawia. Waha się długo, a co mi tam, macha w końcu ręką, wsiada do samolotu, ląduje w Sztokholmie. Jest 13 marca 1993. Ona też jest na kolację proszona. I też się waha. Ale w końcu wkłada czarną sukienkę od Armaniego i przychodzi do lokalu Martini. Rozmawiają do rana. O wszystkim, głównie o życiu. Oboje przez to życie pokopani. Tańczą, bo lubią tańczyć. Potem w każdy piątek on wysyła jej spod Mediolanu bukiet czerwonych róż. I już nie jedzie do Wenezueli, tylko włoską restaurację otwiera w Sztokholmie. Trattoria Romana znana jest w całej Szwecji.

Na obiady przychodzą gwiazdy filmowe, artyści, ale przede wszystkim premierzy i ministrowie. Nello ma własny program kulinarny w szwedzkiej telewizji, piszą o nim gazety, w Trattoria Romana telewizyjne dziennikarki przeprowadzają wywiady z VIP-ami. Na kolacji podejmuje laureatów Nagrody Nobla, a Bill Clinton wysyła mu faks z życzeniami i sugeruje, by noblistom podać wino Amarone. Potem Nello otwiera jeszcze drugą restaurację. Maria w tym czasie prowadzi własną kawiarnię. Biznesy kwitną, oboje zabiegani, zapracowani... W końcu mówią: dość. Chcą już żyć wyłącznie dla siebie, przenoszą się do Nicei.
Maria to mój dar od Boga

- Czy pani wie, że Nello, taki romantyk, oświadczył mi się w... samochodzie?! - śmieje się Maria.
- Tak, tak, wracaliśmy wtedy z rodzicami z Watykanu. To chyba Karol Wojtyła tak mnie natchnął - Nello też się zaśmiewa.
Ślub wzięli 24 listopada 2000.
Nello: - Życie to przeznaczenie. Wszystko mamy zapisane tam, "na górze". I Maria jest moim darem od Boga. Dlatego tak bardzo ją kocham. I szanuję.
Maria: - Trudno w życiu znaleźć drugą połowę. Myśmy się odnaleźli. Może dlatego, że każdy z nas przeżył swoją własną traumę... I pewnie dlatego umiemy dziś cieszyć się każdą chwilą. Każdą drobną rzeczą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska