Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cały rok pomagaliśmy naszym Czytelnikom

Redakcja
Ania Laskowska z podwolsztyńskiego Komorowa miała poważną wadę serca. Dzięki zbiórce pieniędzy ogłoszonej w gazecie, rodzice mogli skorzystać z pomocy prof. Edwarda Malca i poddać córkę serii operacji w monachijskiej klinice. W dwa miesiące uzbierano ponad 220 tys. zł!
Ania Laskowska z podwolsztyńskiego Komorowa miała poważną wadę serca. Dzięki zbiórce pieniędzy ogłoszonej w gazecie, rodzice mogli skorzystać z pomocy prof. Edwarda Malca i poddać córkę serii operacji w monachijskiej klinice. W dwa miesiące uzbierano ponad 220 tys. zł! fot. Piotr Drozdowski
To ogromna radość widzieć uśmiech na twarzy ludzi, którzy nie widzieli już szans na poprawę swojej trudnej sytuacji. Przypominamy kilka historii interwencyjnych, którymi zajmowali się nasi dziennikarze w ubiegłym roku.
Rodzeństwo Rembiałkowskich mieszka w leśnej osadzie Sicienko koło Drawna. Po śmierci ojca mogli stracić mieszkanie, ale wszystko dobrze się skończyło. - Wszystkim jesteśmy bardzo wdzięczni – mówi Kasia. Cała trójka wierzy, że nadchodzący roku dużo zmieni w życiu. fot. Tadeusz Krawiec

Rodzeństwo Rembiałkowskich mieszka w leśnej osadzie Sicienko koło Drawna. Po śmierci ojca mogli stracić mieszkanie, ale wszystko dobrze się skończyło. - Wszystkim jesteśmy bardzo wdzięczni - mówi Kasia. Cała trójka wierzy, że nadchodzący roku dużo zmieni w życiu.
(fot. fot. Tadeusz Krawiec)

Za tymi historiami kryje się zazwyczaj wiele łez i… bezsilność wobec bolesnych stron życia - choroby, cierpienia bliskich, biedy. Bardzo cieszymy się, że pomogliśmy wraz z innymi Czytelnikami tym, którzy szukali wsparcia w gazecie. Dziękujemy wszystkim, którzy byli wtedy z potrzebującymi.

DRAWNO

Już się uśmiechają

Rodzeństwo Rembiałkowskich mieszka w leśnej osadzie Sicienko koło Drawna. O 23-letniej Kasi, 21-letnim Grzegorzu i 12-letnim Waldku, którzy otrzymali nakaz upuszczenia mieszkania należącego do Nadleśnictwie w Drawnie po raz pierwszy napisaliśmy we wrześniowym artykule ,,Urzędnicy! Zostawcie ich!''. W sierpniowym wypadku samochodowym zginął ich ojciec. Kasia z połamaną nogą wylądowała w szpitalu, z którego wróciła na wózku inwalidzkim.

Sytuacja była o tyle dramatyczna, że nie mieli do kogo zwrócić się o pomoc. Ich matka trzy lata temu zmarła we Francji. Po naszej interwencji nadleśniczy Roman Staniszewski wycofał nakaz eksmisji. - Przez te trzy miesiące więcej doświadczyłam od życia niż przez 23 lata - mówi dziś Kasia. Cała trójka zastanawia się gdzie by dziś byliby gdyby nie pierwsza zapomoga z opieki społecznej, powypadkowe odszkodowanie czy dotacje na utworzenie własnej działalności, które pomogliśmy im załatwić.

- Po artykułach odezwało się szereg, często bezimiennych osób, które nam pomogły przeżyć ten najtrudniejszy okres - podkreśla Grzesiek. Dziękują wszystkim.

(tk)

GORZÓW WLKP.

Wywalczyliśmy mammograf

To była granda: szpital wojewódzki nie miał mammografu od wiosny zeszłego roku. W marcu z naszymi Czytelnikami zaczęliśmy walkę o sprzęt, który ma ogromne znaczenie w wykrywaniu raka piersi. Na tę chorobę zapada rocznie aż 12 tys. Polek. Im wcześniej wykryje się nowotwór, tym większa szansa na przeżycie. Bój o urządzenie trwał pół roku. W tym czasie pytaliśmy urzędników odpowiedzialnych za zdrowie mieszkańców, jak zamierzają rozwiązać problem.

Pytaliśmy, rozliczaliśmy ze składanych deklaracji. I się udało. We wrześniu mammograf za 400 tys. zł stanął w szpitalu. Połowę pieniędzy dała lecznica, po 100 tys. zł dołożyli marszałek i Rada Miasta w Gorzowie. - Teraz chodzi o to, żeby jak najwięcej gorzowianek przychodziło na badania - mówi Krystyna Sibińska, szefowa Rady Miasta.

(habe)

LUBSKO

Uratowaliśmy Laurę z Drzeniowa

Gdy na początku września pisaliśmy o dziewięciomiesięcznej Laurze Koseckiej z Drzeniowa koło Lubska, jej życie wisiało na włosku. A zrozpaczeni rodzice szukali ratunku dla swojej ukochanej córeczki. Napisali do gazety. Laura na świat przyszła z poważną wadą serca i już w drugiej dobie życia była operowana w poznańskiej klinice. Potrzebny był kolejny zabieg, ale lekarze kazali czekać w kolejce.

Tymczasem liczył się każdy dzień. Ratunkiem była operacja w monachijskiej klinice u prof. Edwarda Malca. Ale rodzice nie mieli pieniędzy. I wtedy z pomocą przyszliście Wy - kochani Czytelnicy. Po naszej publikacji w krótkim czasie na konto małej wpłynęło 42 tys. zł! Jej serduszko mogło być operowane! Zabieg odbył się 24 października i trwał 4 godziny. - Wszystko odbyło się bez powikłań, córeczka czuje się świetnie. Co trzy tygodnie jeździmy na kontrolę do Zielonej Góry - opowiada szczęśliwa Ilona Kosecka. - Jesteśmy wszystkim bardzo wdzięczni.
Za rok Laurę czeka kolejna operacja.

(dam)

LUBUSKIE

Telewizja przeprosiła

Temat do tego artykułu był wynikiem telefonu do redakcji. Zadzwoniło do nas małżeństwo, które obejrzało odcinek serialu TVN "39 i pół". Zgodnie z fabułą filmu odcinek miał się rozgrywać w Zielonej Górze. Nasi Czytelnicy twierdzili jednak, że nasze miasto odgrywał … Pułtusk. Wspólnie obejrzeliśmy ten odcinek w domu sympatycznej pary - i okazało się, że miała rację! Na ekranach nie było widać nawet pół Zielonej Góry…

Wykryta przez nas podmianka miast była obiektem wielu drwin na wielu forach w sieci. Czytelnicy donieśli nam, że odgrywający główną rolę w serialu Tomasz Karolak podobno publicznie się kajał, że tak z powodów produkcyjnych wyszło…

(kb)

ŁAGÓW LUBUSKI

- Jestem taki szczęśliwy, bardzo dziękuję "Gazecie Lubuskiej" za pomoc - powiedział nam Andrzej Miśkowiec , ojciec Dawida Bieniasza z Ołoboku, który urodził się ze zdeformowaną nóżką. Znaleźliśmy pomoc u poznańskich ortopedów. Dziecko ma szansę na normalne życie.
(fot. fot. Bożena Bryl)

Trzeba utworzyć park narodowy!

Przez cały rok piszemy o wyjątkowej przyrodzie okolic Łagowa, bo ten obszar zasługuje na najwyższą formę ochrony. Walory o największej wartości przyrodniczej to buczyny oraz jeziora. Razem z systemem dolin rzecznych - Pliszki i Strugi Jeziornej oraz torfowiskami stanowią wspaniałą mozaikę.

O ochronę łagowskiej przyrody walczy Andrzej Jermaczek z Klubem Przyrodników. Takie stare, naturalne lasy nakazuje nam dziś chronić Unia Europejska w programie Natura 2000, właśnie po to stworzono obszar ochrony "Buczyny Łagowsko-Sulęcińskie". Tymczasem w Nadleśnictwie Sulęcin rocznie pozyskiwane są cztery tysiące metrów sześciennych drewna bukowego, a za metr leśnicy inkasują 170 zł.

Po artykułach o wycince starych buczyn nad jeziorami Buszno i Buszenko, coraz bliższy zatwierdzenia jest nowy plan ochrony parku krajobrazowego, który zakłada powiększenie obszarów chronionych i utworzenie rezerwatu właśnie nad Buszenkiem.

Przypomnijmy, że w okolicach Łagowa żyje aż 96 zagrożonych gatunków roślin, grzybów i zwierząt. Części z nich grozi całkowite wyginięcie.

(kf)

SKWIERZYNA

Rehabilitacja dla Marcina

Kilka razy pisaliśmy o losach Marcina Baradzieja z Murzynowa koło Skwierzyny. Pierwszy artykuł opublikowaliśmy w październiku 2007 r. Opisaliśmy, jak chłopak, będąc żołnierzem służby zasadniczej, został ciężko ranny w głowę podczas ćwiczeń na poligonie.

W marcu tego roku koledzy częściowo sparaliżowanego chłopaka zorganizowali zbiórkę pieniędzy w swoim liceum w Skwierzynie i w innych szkołach. Licealiści poprosili nas o nagłośnienie sprawy. W akcję szybko włączyli się mieszkańcy miasta i okolicznych wsi. Dorzucili się gminni radni, a trzy miesiące później jednostka wojskowa w Skwierzynie zorganizowała aukcję. Żołnierze zebrali ok. 1,7 tys. zł.

Dziś Marcin ćwiczy w domu pod okiem rehabilitanta. Marzy o aparacie do tonolizy, by móc rozluźniać mięśnie nie tylko w obecności specjalisty. Niestety, chłopaka nie stać na zakup urządzenia kosztującego co najmniej 4 tys. zł.

(big)

STARE KUROWO

Dostali cegły na dom

Czego to ludzie nie potrafią zrobić dla drugiego! Kiedy w październiku rodzinie Czarniaków z Przynotecka spalił się dom, natychmiast ruszyli im z pomocą. Dramat był straszny, bo pogorzelcy zostali w tym, co mieli na sobie. Po naszym tekście od razu rozdzwoniły się telefony. Czytelnicy chcieli przekazać to, czym się mogli podzielić: od sztućców, mebli po komputer.

Hurtownik z Gorzowa zaopatrzył całą rodzinę w buty, meble przekazała wojewoda. Z pomocą pospieszyły władze gminy, ogromnego wsparcia udzielał i udziela wójt Wiesław Własek. Z jego inicjatywy zorganizowano zbiórkę pieniędzy w kościołach, dzięki jego staraniom niedawno Czarniakowie dostali za darmo cegły na nowy dom. Stanie w nim to, co dostali od ludzi wielkiego serca, m.in. dwa telewizory, ława, fotele, meble do pokoju i kuchni. - Dziękujemy - mówią Katarzyna i Zbigniew.

(habe)

SULECHÓW

Krajobraz nie poszedł pod topór

Trzy miesiące trwała batalia o lipy, kasztanowce i klony rosnące przy drodze z Sulechowa do Skąpego. Dzięki interwencji "GL" udało się je uratować!
Przypomnijmy, że zgodę na wycinkę 500 drzew podpisali samorządowcy. Kiedy w listopadzie 2007 roku do akcji wkroczyli pilarze, ostro zaprotestowali mieszkańcy regionu.

Napisaliśmy prawie 30 tekstów poświęconych alei. Wreszcie zarząd dróg wojewódzkich wstrzymał wycinkę, i dzięki decyzji Barbary Bielinis-Kopeć, wojewódzkiego konserwatora zabytków, która wpisała drzewa do swojego rejestru, aleja ocalała.

Inwentaryzację przeprowadziła Agata Kusznierewicz-Sikora. - Długość alei to prawie 16 km. Odnotowałam w niej 1460 drzew - 961 lip, 211 kasztanowców, 149 sztuk klona jawora i 116 klona pospolitego. Są też pojedyncze dęby, jesiony wyniosłe, brzozy pospolite i topole kanadyjskie. Aleja jest miejscem magicznym. Jest równie cenna jak zabytki architektury. Takich alei mamy zresztą znacznie więcej i należy je chroni kompleksowo, i jak najszybciej zatrzymać proces wycinania! - stwierdza pani Agata.

(kf)

ŚWIEBODZIN

Ania Laskowska z podwolsztyńskiego Komorowa miała poważną wadę serca. Dzięki zbiórce pieniędzy ogłoszonej w gazecie, rodzice mogli skorzystać z pomocy prof. Edwarda Malca i poddać córkę serii operacji w monachijskiej klinice. W dwa miesiące uzbierano ponad 220 tys. zł!
(fot. fot. Piotr Drozdowski)

Chłopiec ma szansę na normalne życie

- Jestem taki szczęśliwy, bardzo dziękuję "Gazecie Lubuskiej" za pomoc - powiedział nam Andrzej Miśkowiec , ojciec Dawida Bieniasza z Ołoboku, który urodził się ze zdeformowaną nóżką.

Chłopczyk urodził się z niewykształconą stopą. Lekarze z Lubuskiego Ośrodka Rehabilitacyjno-Ortopedycznego w Świebodzinie obiecali, że kiedy dziecko będzie miało rok, to je zoperują. Tymczasem Dawid skończył półtora roku, już chodził, a terminu zabiegu nie było. Wtedy zdesperowany ojciec Andrzej Miśkowiec przyjechał po pomoc do naszej redakcji. - Ratujcie nóżkę mojego dziecka - prosił pod koniec lutego.

Opowiadał, że lekarze ze Świebodzina zapewniali jego i matkę dziecka, że przyjmą małego do szpitala między listopadem ub. roku i lutym 2008, ale operacja ciągle była odkładana.

Natychmiast skontaktowaliśmy się z lekarzem prowadzącym i ten nas zapewnił, że dziecko trafi do szpitala na początku marca. Kilka dni później Dawid już był na oddziale, ale... tylko jeden dzień. Ojciec zabrał stamtąd syna, bo lekarze chcieli amputować stopę. Skontaktowaliśmy się z zastępcą ordynatora, który tłumaczył nam, że to najlepsze rozwiązanie, bo szansa na rekonstrukcję stopy są minimalne.

Jednak w rozmowie z nami nie wykluczał, że inny ośrodek ortopedii dziecięcej w Polsce może się tego podjąć i jeśli ojciec do niego się zgłosi, to da mu adresy. Przez świętami wielkanocnym Andrzej Miskowiec do niego pojechał i dostał skierowanie do Kliniki Ortopedii Dziecięcej w Poznaniu. Chłopiec trafił tam pod koniec kwietnia.

Teraz, ze specjalną protezką na nóżce, już biega. Według poznańskich ortopedów, na razie nie ma pewności czy stopę uda się uratować, bo nie wiadomo, na ile ta szczątkowa stopa będzie przydatna. Jednak dziecko dostało szansę na normalne życie.

(boch)

WOLSZTYN

Roczek z Anią

W połowie grudnia 2007 r. w poznańskiej klinice urodziła się Ania Laskowska z podwolsztyńskiego Komorowa. Niestety, u dziewczynki wykryto poważne wady serca, które mówiąc krótko - było mocno zniekształcone. Rodzice postanowili skorzystać z pomocy prof. Edwarda Malca i poddać córkę serii operacji w monachijskiej klinice. Na ten cel potrzebne jednak były pieniądze i to nie mało. Na początku roku w Wolsztynie oraz w innych miejscowościach zaczęto spontanicznie organizować okolicznościowe koncerty, występy oraz aukcje połączone z zbiórką datków.

Pieniądze przychodziły też na specjalne konto bankowe i w sumie w dwa miesiące uzbierano ponad 220 tys. zł! W lipcu Ania przeszłą pomyślnie pierwszą operacje w Monachium, w lutym ma jechać na kontrolę. - Druga operacja prawdopodobnie w 2009 r. - mówi mama Ani Elżbieta Laskowska.

(drozd)

ZIELONA GÓRA

Spełniliśmy marzenie pana Wojtka

Wojciech Kotylak jest po trzech udarach, nie może chodzić, ma kłopoty z mową. Przez pięć lat spoglądał przez okno i marzył o jednym: żeby przed śmiercią zobaczyć nową Palmiarnię i przejechać się zielonogórskim deptakiem. Problem był jeden: pan Wojtek nie miał wózka elektrycznego, którym mógłby podróżować po mieście.

Po naszej publikacji rozdzwoniły się telefony. Ktoś zaproponował wózek ręczny, ktoś inny pieniądze... "Mamy taki pojazd i chętnie go sprezentujemy " - zadeklarowała wiceprezydent Wioletta Haręźlak. I słowa dotrzymała. Następnego dnia elektryczny wózek stał pod domem naszego Czytelnika. A już kilka godzin później pan Wojtek szalał nim po deptaku. - Jest jednak mały problem - mówi dzisiaj. - Wózka ciągle nie mam gdzie przechowywać. No i akumulator często się psuje.

Madzia jest pod opieką rodziców

Rok temu Madzia Teląszka zachorowała na raka nadnercza z przerzutami do oczodołów. Od tamtej pory śliczna dwulatka jest pod opieką Centrum Zdrowia Dziecka.

Na chemioterapię do Warszawy jeździ z rodzicami nawet kilka razy w miesiącu. Pobyty są kosztowne, rehabilitacja w domu także. A rodzice do zamożnych nie należą. Rozpaczliwy list w tej sprawie napisała do nas Kasia Wlazły, koleżanka Roberta Teląszki (ojca Madzi) z pracy. W październiku opisaliśmy historię chorej dwulatki. I posypała się lawina pomocy od naszych Czytelników. Jej ogrom jest wielki: pieniądze, pomoc w naturze, krew jaką oddali strażacy i mieszkańcy Nowego i Starego Kisielina. A uwieńczeniem był koncert charytatywny na rzecz Madzi, jaki 14 grudnia zorganizował Grzegorz Hryniewicz, szef stowarzyszenia "Warto jest pomagać". Zebrano ponad 9 tys. zł! - Jesteśmy zszokowani rozmiarem pomocy. I bardzo wszystkim dziękujemy - mówią wzruszeni rodzice dziewczynki.

(dam)

Dary dla laryngologii

"Zielonogórska laryngologia potrzebuje lodówkę na mleko dla najmniejszych chorych. Dzieciom przydałyby się także nowe meble do kuchni i świetlicy. Liczymy na Wasze wielkie serca" - napisaliśmy w Magazynie "GL" (29,30 listopada). Poszła nam ta akcja cudownie, bo wystarczyły Wam dwa dni!

W tym czasie trzy lodówki (używane, ale w dobrym stanie), które podarowali szpitalowi nasi Czytelnicy, trafiły do dyspozycji pacjentów. Urząd Marszałkowski natychmiast kupił nową chłodziarkę na mleko dla dzieci. Świetlica całkowicie odmieniła swój wygląd - dzięki chłopakom ze Stowarzyszenia Kibica KS Zielona Góra - Falubaz Net F@ns, do którego należą m.in. Rafał Deresz i Grzegorz Jurys (na zdjęciu) oraz współpracującego z nimi Karate Art Center.

(kb)

Kubuś w dobrych rękach

Bardzo Was poruszył artykuł o chorym na nowotwór oczu 16-miesięcznym Kubusiu. Jest malutki, chudziutki i łysiutki. Ale ma w sobie ogromną moc, która otworzyła Wasze serca. Do 22 grudnia wpłaciliście na jego rzecz ponad 10 tysięcy złotych!

Do tego daliście jego rodzinie mnóstwo dowodów wsparcia (piękne prezenty: samochód, maskotki, plecak, podusia do szpitala) oraz bezinteresownej pomocy. Właściciel firmy transportowej Damian Szymański za darmo przywiózł Kubusia i jego rodziców z kliniki onkologii w Warszawie. Zawsze mogą też liczyć na innych naszych Czytelników, którzy zostawili namiary na siebie.

- Tyle ciepła. Od obcych ludzi… - dziękuje wzruszony tata chłopczyka, Radosław Długosz.

(kb)

Sklep oddał pieniądze

- Myślałam, że kupując buty za 379 zł płacę także za ich jakość - mówiła pani Małgorzata z Zielonej Góry, gdy przyszła do naszej redakcji. Jednak już po miesiącu jej kozaki nie nadawały się do noszenia.

Przez trzy miesiące nie mogła doprosić się sklepu o uznanie reklamacji. Odsyłała ją do producenta, ten do …handlowca.

Nam odzyskanie pieniądze za zepsute buty zajęło trzy dni. Byliśmy cierpliwi. Namolni. Nie dawaliśmy się zbywać. W końcu właściciel sklepu przyznał rację nam i pani Małgosi. I oddał naszej Czytelniczce pieniądze za buty co do grosza!
- Przekonaliście mnie, że warto walczyć o swoje. A już straciłam nadzieję - śmiała się radośnie Czytelniczka.

(ika)

Odszkodowanie załatwione

Paweł Kleszczyński z Nowego Kisielina i Włodzimierz Przykaza z Raculi poznali się u nas w redakcji.

Przyszli do "GL" po pomoc, bo obaj nie mogli dogadać się z telekomunikacją. Ich sprawy połączyliśmy w jeden artykuł, bo były do siebie bardzo podobne. Obie łączyły się z wyprowadzkami z Zielonej Góry. Pana Pawła do Nowego Kisielina. Pana Włodzimierza - do Raculi.

Zawarli umowę z prośbą o przeniesienie numeru, ale nie mogli się doprosić ich realizacji. na kwestie techniczne nie mieliśmy niestety wpływu, ale pomogliśmy naszym Czytelnikom od strony prawnej. Podpowiedzieliśmy, że mogą starać się o odszkodowanie od Telekomunikacji za każdy dzień spóźnienia. Wystąpili o te pieniądze i je otrzymali!

(ika)

Alarm! Nie ma miejsc w żłobkach

"Zielonogórskie żłobki pękają w szwach. Zabrakło miejsc aż dla 221 dzieci!' - alarmowaliśmy. Sygnał dostaliśmy dzięki naszej Czytelniczce Monice Leks, której 10-miesięczna córeczka Hania cudem dostała się żłobka. Bo najpierw została odrzucona właśnie z powodu braku miejsc!

Na widok łez mamy pracownica placówki obiecała, że zrobi wszystko co w jej mocy, by dziecko zostało jednak przyjęte. Udało się! Ale co z pozostałymi? I o nie właśnie walczyliśmy w "GL". Dzięki nam każdy z trzech miejskich żłobków został sprawdzony pod takim kątem, czy nie da się przerobić jakiś jego pomieszczeń na sale dla dzieci. Dzięki temu w jednej placówce się udało wygospodarować kilkanaście dodatkowych miejsc!

(kb)

Rodzina znów razem

- Jeszcze jestem w szoku. Jeszcze niedowierzam, że znów jestem w domu - mówił nam Karol Zaraza. Tuż po wyjściu z wojska, z którego w dużej mierze wydostał się dzięki artykułowi w "GL". Dla jego rodziny ten pobór był dramatem, bo pan Karol był jedynym żywicielem rodziny. Z wojska miał dostawać na jej utrzymanie ok. 860 zł. To dużo mniej, niż dotąd zarabiał. A rachunki i czynsz się nie zmieniły. To dlatego jego żona Krystyna poprosiła "GL" o pomoc w wyciągnięciu męża z armii i opisaniu jego historii. Także i z myślą o dzieciach: 10-letnim Patryku i 2-letniej Karolince, które straszliwie tęskniły za tatą.

Tego samego dnia, gdy ukazał się jeden z naszych artykułów, żołnierz Zaraza trafił na komisję. Dała mu kategorię D - jak "do domu".
(kb)

Uwaga na strzykawki

Seria artykułów o dramacie w przedszkolu, na którego placu zabaw dzieci pokłuły się igłami pozostawionymi tam przez narkomanów. Początkiem serii publikacji był telefon do "GL" matki jednego z tych pokłutych maluchów. A efektem artykułów:

  • nagana dla dyrektorki przedszkola,
  • uszczelnienie obowiązującej we wszystkich placówkach procedury sprzątania placów zabaw i wychodzenia z dziećmi na dwór,
  • sprzątanie przedszkolnych piaskownic po kilka razy dziennie.

    Najważniejsze było jednak to, że po serii naszych publikacji radni przyznali ponad milion złotych na nowe ogrodzenia i oświetlenia wszystkich przedszkoli!
    (kb)

    ŻARY

    Wreszcie są barierki

    Latem tego roku po wielu latach mieszkańcy ulicy Zielonogórskiej doczekali się barierek ochronnych zamontowanych wzdłuż najbardziej niebezpiecznych odcinków drogi. Po raz pierwszy o tej sprawie napisaliśmy w ubiegłym roku, kiedy w jedną z altanek stojących przy niebezpiecznym zakręcie uderzył samochód. Tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności nikomu nic się nie stało. Właścicielka altanki prosiła nas o interwencję, bo jak tłumaczyła, do podobnych wypadków na tej trasie dochodziło wielokrotnie.

    O pomoc prosili nas również mieszkańcy ulicy oraz zarząd ogródków działkowych. Udało się. Po serii artykułów na ten temat przy drodze zamontowano barierki, dzięki którym kierowcy zwalniają mijając niebezpieczny zakręt z prawidłową prędkością.

    (alucz)

    Będzie bezpieczniej

    Kilkakrotnie pisaliśmy o tym, że uczniowie przechodzą na skróty przez jezdnię przy ul. Tunelowej, gdzie ruch jest bardzo intensywny.

    Najczęściej przez jezdnię przechodzili uczniowie z rolniczaka, którzy idąc i wracają ze szkoły w ten sposób mogli zaoszczędzić kilkadziesiąt metrów drogi. Niejednokrotnie mieli na pieńku z policją, która pouczała, że w tym miejscu nie wolno przechodzić.

    - To jakieś nieporozumienie, skoro tyle osób przechodzi dziennie, to lepiej zalegalizować to przejście - proponowali uczniowie. W ratuszu szybko zapadła decyzja i od kilku dni ustawiono nowe znaki informujące, że jest przejście dla pieszych, namalowano białą farbą zebrę, a od wczoraj montowane są również barierki wzdłuż chodnika. Teraz, nawet jeżeli jakiś samochód będzie próbował wjechać na chodnik, będzie to o wiele trudniej, a barierki złagodzą uderzenie.

    - Dobrze, że są barierki i przejście dla pieszych - powiedziały nam wczoraj uczennice z rolniczaka. - Jeszcze tydzień temu policjant przeganiał nas, kiedy chciałyśmy przejść w tym miejscu. Mamy nadzieję, że teraz będzie inaczej, że nikt nas nie przegoni.

    - Skoro są znaki i pasy na jezdni to jest oczywiste, że przejście zostało zalegalizowane. Ale trzeba zachować ostrożność, gdyż w tym miejscu jezdnia jest śliska i należy unikać nagłe wtargnięcia na jezdnię - stwierdza Kamila Zgolak - Suszka, rzecznik prasowy żarskiej policji.

    (tod)
  • Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!
    Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska