Idziemy wzdłuż garaży, choć uszkodzone drzwi ich nie przypominają. Betonowe "pogięte" konstrukcje wołają "jesteś w Polsce B". Obok strasznych garaży stoi szary blok.
Wąskie balkoniki i zniszczona stolarka okienna. Na tyłach widać kilka przyklejonych do nich ogródków. Chodzą kury, także koza.
Tak właśnie wygląda osiedle byłego PGR w Brzeźnicy, stolicy gminy. Jest obskurne, przytłacza nawet w słoneczny dzień.
Robią w cebuli
W jednym z garaży spotykamy Jadwigę Balcerzak. W rogu, w oczy rzuca się stos brudnej cebuli. Kobieta drobnymi rękoma dźwiga ciężkie wiadro wypełnione obraną cebulą. Wsypuje warzywa do niebieskiego worka. Kładzie na wadze. Kilka odrzuca z powrotem. - No, jest 75 kilogramów - cieszy się. Właśnie zarobiła 4,50 zł. W ciągu dnia jest w stanie obrać trzy worki. Do jej kieszeni trafi 13,50 zł. - A co tu innego robić. Pracy nie ma, renta nie starcza nawet na opłaty, zostaje tylko cebula - mówi J. Balcerzak.
Kilka garaży dalej w cebuli "robi" Agnieszka Tyl. - Jakoś trzeba dorobić, w gminie pracy nie ma - żali się. Pomaga jej najstarsza córka. Dziewczynka obiera tyle, ile tylko daje radę i ma chęć.
Kilka garaży dalej, po drugiej stronie cebulę obiera Adam Droszczak. - Teraz wolę chodzić na grzyby - mówi. Za kilogram prawdziwków w skupie płacą 10 zł. Kilogram kurek to już ok. 17 zł. Zarabia się też na jagodach. Kilogram osiąga cenę 5 zł. - Zebranie takiej ilości zajmuje mi około 20 minut - chwali się A. Droszczak. Skupy jeszcze działają na razie na pół gwizdka. - Jakoś kiedyś chętniej odbierały grzyby - mówi A. Droszczak.
I już wiemy dlaczego w okolicy tak pachnie cebulą. - To takie nasze życie - mówią ludzie w komórkach.
Kiedyś było lepiej
Iwona, Sandra, Klaudia i Agnieszka pokazują prawdziwki jakie w zebrał Adam Droszczak.
(fot. fot. Marek Marcinkowski )
Pani Jadwiga przed laty pracowała w PGR. - Było jak było, ale komuna nam pracę gwarantowała - wspomina tamte czasy. Nie ukrywa, że wtedy żyło jej się znacznie lepiej.
O lepszym losie za czasów PRL-u głośno mówi również A. Droszczak. On też "robił" w PGR. - I praca była, i pieniądze, teraz nie ma niczego, nikt się o nas nie martwi, zostaje tylko cebula - wspomina i żałuje.
Ludzie przekonują, że to nie jest wynik niechęci d pracy. - Przecież przy cebuli za grosze tyramy, to gmina nie martwi się o pracę dla nas, nie ściąga fabryk, jak to dzieje się gdzie indziej - mówią zmęczeni cebulą ludzie.
A. Droszcz potem pracował jeszcze w Stelemcie. Obecnie nie ma pracy. Utrzymuje się z cebuli i tego co da las. A jak lasy nie obrodzą? - To kiepsko jest, sam czynsz około 200 zł miesięcznie, nie ma z czego żyć - wylicza mężczyzna.
Większości ludzi w Brzeźnicy zostaje smutna wegetacja i przetrwanie od pierwszego do pierwszego, a niektóre dzieci muszą zbierać w lasach grzyby i jagody, bo inaczej nie mają pieniędzy nawet na książki do szkoły. O wyjeździe na wakacje mało kto marzy.
Nie ma inwestorów
- To typowo rolnicze tereny, nie mamy nawet gdzie ulokować fabryki - mówi sekretarz gminy Brzeźnica Jan Roszak. Do tego brak infrastruktury i uzbrojonych terenów. - wszystkie niemal drogi mamy fatalne - przyznaje J. Roszak.
Urzędnicy próbowali pozyskać ewentualnych inwestorów. Nie było jednak żadnego zainteresowania. - Nikt się nie zgłaszał, żadna fabryka się u nas nie chce wybudować - informuje sekretarz gminy.
Zainteresowaniem cieszą się jedynie grunty pod zabudowę jednorodzinną. - Ziemia pod domki jakoś idzie, ale to wszystko - mówi J. Roszak.
Jakie dziś jest bezrobocie w gminie? - Około 20 procent, nie tak tragicznie - mówi J. Roszak. Zdaniem ludzi jest jednak fatalnie. Oni głośno mówią, czasem wręcz krzyczą, że żyje im się ciężko.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?