Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chłopczyk z akordeonem

Renata Ochwat 95 722 57 72 [email protected]
Czesław Mozil. Polski muzyk urodzony w 1979 r. w Zabrzu. Jak miał pięć lat jego rodzice przenieśli się do Kopenhagi. Tu skończył Duńską Królewską Akademię Muzyczną. Gra na różnych instrumentach, głównie na akordeonie guzikowym. Zaczynał karierę z zespołem Tesco Value. Od kilku lat mieszka w Krakowie. Wydał dwie bardzo dobrze przyjęte płyty „Debiut” i „Pop”.
Czesław Mozil. Polski muzyk urodzony w 1979 r. w Zabrzu. Jak miał pięć lat jego rodzice przenieśli się do Kopenhagi. Tu skończył Duńską Królewską Akademię Muzyczną. Gra na różnych instrumentach, głównie na akordeonie guzikowym. Zaczynał karierę z zespołem Tesco Value. Od kilku lat mieszka w Krakowie. Wydał dwie bardzo dobrze przyjęte płyty „Debiut” i „Pop”. fot. Kazimierz Ligocki
- Czapka jest dlatego, że nie zdążyłem pójść do fryzjera. A reszta, no cóż, człowiek zawsze się tam jakoś ubiera - mówi Czesław Mozil albo Czesław Śpiewa, albo po prostu: chłopczyk z akordeonem, który podbija Polskę.

- Jak się czuje muzyk, który przez długie lata śpiewał sobie niszowo, a w 2008 r. nagrał płytę "Debiut" i Polska nagle oszalała na jego punkcie?
- Generalnie dobrze. Ale czuję lęk, czy dalej jest miejsce dla mnie. Mimo to cały czas walczę z kompleksami. Inna rzecz, że fajnie jest, kiedy ktoś pamięta mnie sprzed "Debiutu". Teraz najczęściej słyszę - pojawiłeś się znikąd. Ludzie myślą, że skoro oni nie słyszeli wcześniej o Mozilu, to znaczy, że go nie było.

- O jakich kompleksach pan mówi?
- Wobec tego, co potrafię. Zwłaszcza kiedy gram sam (tak było podczas koncertu w Gorzowie - red.). Uwielbiam solowe występy, ale to nie jest łatwa forma sztuki. Wierzę jednak, że piosenka jest piosenką i ona się zawsze obroni.

- Mówią o panu: Duńczyk z polskimi korzeniami albo Polak z duńskim wykształceniem. Kim pan tak naprawdę jest?
- Jestem Polakiem, który miał sześć lat, jak wyjechał z rodzicami do Danii i tam dorastał. Od pewnego czasu marzyłem o tym, żeby zamieszkać w Polsce, w Krakowie. Dzięki Bogu Dania i Polska są blisko siebie. No i w przyszłości będą chłopakiem, który ma dwa domy, jeden w Kopenhadze, drugi w Krakowie.

- A co z zespołem Tesco Value, z którym pan bardzo długo grał?
- Musiałem się oderwać od Tesco Value, aby robić własne rzeczy. Czesław Śpiewa jest projektem, gdzie wokół mnie jest masa bardzo zdolnych ludzi. Na koncertach grywamy w różnych składach. Na obu moich płytach: "Debiut" i "Pop" gra wielu bardzo dobrych muzyków. "Pop", najnowsza płyta, ma już zresztą bardzo miłe recenzje, niektóre aż za miłe. Mam przekonanie, że trzeba mieć dystans do recenzji, zarówno tych dobrych, jak i złych.

- Bardziej się pan czuje Czesławem Mozilem czy Czesławem Śpiewa?
- Cały czas Czesławem Mozilem, który nazwał swój projekt Czesław Śpiewa. Okazało się, że to świetnie brzmi i jest znakomitą marką. Czesław Śpiewa jest formą przekazu - jestem sobie chłopczyk z akordeonem. Śpiewam jak śpiewam. Zawsze to robiłem, bo bardzo lubiłem. Poza tym Czesław Śpiewa to chłopak, który lubi pisać piosenki i spotykać się z publicznością.

- Podczas koncertów potrafi pan podyskutować z publicznością.
- Koncert jest zawsze wymianą energii między wykonawcą a widzem. Wchodzę na scenę, aby się ucieszyć, że ktoś jest na tym koncercie i ma ochotę mnie posłuchać. Może to takie trochę romantyczne, ale ten dzień, kiedy będę wchodził na scenę i oczekiwał oklasków, będzie znakiem, że czas kończyć taką formę muzykowania.

- Skąd pan bierze w tekstach te żabki, co to wpadają w beton, ślimaczki, których nie wolno deptać, maszynki do świerkania i inne niezwykłe rzeczy.
- Każdy znajduje w sobie trochę dziecka. W bajkach albo klimatach naiwnych często znajduje się dużo mocnego i ważnego przekazu. Jedynie od słuchacza zależy, jak on to odbierze. Dobry tekst jest wtedy, kiedy ufa się wokaliście. Bo "I love you" może być tak zaśpiewane, że zabrzmi tandetnie, albo tak, że będzie to prawdziwe

- Czego Czesław Mozil nie lubi?
- Szufladkowania, na przykład dzielenia muzyki na poważną i rozrywkową. Przecież to, co my uznajemy za muzykę poważną teraz, w przeszłości było grane przez zwykłych ludzi, a bywało nawet w klimatach burdelowych. Taka jest muzyka Johanna Straussa, a nawet Wolfganga Amadeusza Mozarta. To, co my teraz uznajemy za dobre, może za 50 lat być oceniane całkowicie inaczej. Nikt nie wie, gdzie przebiega granica między sztuką a kiczem.

- A u ludzi czego pan nie lubi?
- Nietolerancji, homofobii, lęku wobec nieznanego, narzucania religii. Trzeba pamiętać, że wiara, podobnie jak seksualizm, to sprawy bardzo osobiste i należy szanować ludzkie poglądy.

- Od zawsze na koncertach wygląda pan tak samo: jakaś czapka, czarna koszula.
- Czapka jest dlatego, że nie zdążyłem pójść do fryzjera. A reszta, no cóż, człowiek zawsze się tam jakoś ubiera, a czasami po prostu nie myśli się o tym.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska