Od rozpoczęcia roboty do kapslowania mija przynajmniej 40 dni. - Ale pod warunkiem, że mówimy o prawdziwym piwie, a nie o napoju z reklam telewizyjnych, który nie powstaje w browarach, tylko w fabrykach, pod ciśnieniem, w kilka dni - mówi Edward Szuszakiewicz. Kieruje najstarszym browarem w Lubuskiem - BOSS-em w Witnicy, który słynie z piwa od ponad 150 lat. Jego ostatni hit - porter - zgarnia nagrodę za nagrodą, zachwycają się nim Szwedzi i Amerykanie. Przygotowanie portera trwa ponad trzy miesiące!
Chmiel tylko do smaku
Z czego się robi piwo? - Z chmielu! - powiedzą niemal wszyscy. I są w błędzie! Piwo robi się z jęczmienia. Na 100 litrów piwa zużywa się aż 20 kg jęczmiennego słodu i tylko 200 gramów chmielu. - Chmielu potrzeba jedynie do smaku. Cały sekret tkwi w dobrym słodzie, delikatnej wodzie i tradycyjnej technologii - zdradza warzelan Paweł Sobczak.
To on w wielkiej, dusznej, pachnącej kwasem chlebowym warzelni zaczyna całą robotę. Słód ląduje w śrutowniku, który rozdrabnia go na cząsteczki. Taką ciapkę miesza się z wodą. Następnie idzie do kadzi, gdzie wytrąca się tzw. brzeczka - cholernie słodkie coś bez odrobiny alkoholu. W specjalnym kotle gotuje się to-to z chmielem, by doszła goryczka. A najfajniejsze jest to, że całość można oglądać: kawałki obudowy wszystkich urządzeń są z przezroczystego szkła. - Dokładnie w ten sam sposób robiono tu piwo 50 czy 100 lat temu. Tylko, oczywiście, sprzęt był inny - dodaje z uśmiechem E. Szuszakiewicz.
To, co tygryski lubią najbardziej
Potem jest już z górki: do oczyszczonej brzeczki dodaje się drożdże i wlewa wszystko do wielkich, 260-litrowych baniaków. Zaczyna się to, co tygryski lubią najbardziej: piwo nabiera procentów. Trwa to od tygodnia do 12 dni. A jak wygląda! W gigantycznej, wąskiej hali od ziemi aż po dach w ścianach są wielkie włazy (to drzwiczki baniaków). Wszystko przypomina tajną bazę rakietową, a nie miejsce, gdzie rodzi się piwo. Jednak na Barbarze Bil nie robi to najmniejszego wrażenia. Od lat pilnuje, żeby baniaki były czyściutkie. I widoki jej nie interesują.
Nasze piwo jest kolejny krok bliżej do butelek: zostaje przelane do leżakowego tanka (czyli wielkiego zbiornika na kilka tysięcy litrów). - Tutaj wypoczywa, dalej fermentuje, powstaje piana, piwo nabiera bąbelków i smaku - mówi prezes browaru. Jednak leżakowanie jest wyjątkowo mało widowiskowe: to tu pyknie bąbelek, to tam. I tak cały miesiąc.
No, to na zdrowie!
Mija 30 dni (chyba że wybraliście portera, to 90). Nasze piwo to już nie nijaki młodzik z leżakowego tanka, tylko dojrzały, nabąbelkowany facet w sile wieku. Zostaje po raz ostatni przefiltrowany i w rozlewni (taśma z butelkami wije się po hali przez kilkadziesiąt metrów jak wielki brązowy wąż, wszędzie pachnie piwem), pod okiem Teresy Karbowiak, zapakowany do butelek. Potem Mirosław Chilijski pakuje go w skrzynkach na palety, a Adam Mazurek widlakiem wkłada na ciężarówkę. Jedzie do sklepu, z paki butelki trafiają na półki, a z półek do twojego koszyka i na stół. No, to zdrowie!
Dobre do... kąpieli
A tak w ogóle to piwa wcale nie trzeba tylko pić. Witnicki browar jako jedyny w Polsce produkuje też piwo kąpielowe. Zawartość trzylitrowego baniaka można wlać do wanny. Skóra i włosy po takim myciu wyglądają ponoć rewelacyjnie, bo dobrze robią im drożdże piwne. - Ale to normalny trunek. Kto chce, może część wlać do wody, a część do pokala i w trakcie kąpieli wypić - śmieje się prezes.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?