Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co kryje urzędowa piwnica?

Tomasz Krzymiński
- Mamy tutaj kilka rowerów, w tym jeden dziecięcy, one w większości już dawno trafiły do tego składziku - opowiada Wiesław Grzywacz
- Mamy tutaj kilka rowerów, w tym jeden dziecięcy, one w większości już dawno trafiły do tego składziku - opowiada Wiesław Grzywacz Fot. Tomasz Krzymiński
Biuro rzeczy znalezionych, to dziś składnica rupieci. Na ogół nie zjawia się tam nikt, kto coś znalazł, a tylko ci, którzy czegoś szukają. Na właściciela czeka tam na przykład poćwiartowane auto.

Kto by się spodziewał, że coś takiego, jak magazyn rzeczy znalezionych istnieje. Szczególnie, że od lat nikt z głogowian tam nic nie zaniósł. - Jednak w ciągu roku trafia do nas kilka przedmiotów, zazwyczaj około 10 sztuk - opowiada Wiesław Grzywacz, który ma pieczę nad tymi zgubami.

Przywożą mundurowi

Magazyn znajduje się w głogowskim starostwie. - Zazwyczaj policja dowozi nam różnego rodzaju sprzęty i one leżą, i czekają, aż ktoś je odbierze - dodaje W. Grzywacz.

A to także zdarza się bardzo rzadko. - Jeśli ktoś nie odbierze zguby w ciągu kilku dni po tym, jak tu trafi, to leży ona w piwnicy latami - twierdzi urzędnik. - Od dwóch lat zajmuje się tym składem i tylko dwa razy zdarzyło mi się komuś coś wydać. Raz była to kurtka, której właściciel sam się zgłosił. Innym razem znalazłem dokumenty w zgubie i tam był adres.

Ale to rzadkość. Dlatego w piwnicy starostwa od lat leżą klucze do domów, samochodów, rowery, stare wózki ręczne, części samochodowe, począwszy od zderzaków, po cale nadwozia. - To policja nam podrzuca te części, bo trafia na nie w różnych dziuplach - wyjawia W. Grzywacz. - W magazynie przy ul. Obozowej mamy na przykład cztery ćwiartki samochodu. Wszystkie od volkswagena golfa, tylko, że z dwóch różnych aut. Musieliśmy je tam złożyć, bo tu by się nie zmieściły.
Zwłaszcza, że w piwnicy leży kilkanaście zderzaków.

Trzeba oddać

Starostwo ma obowiązek przechowywać wszystko minimum przez trzy lata. Ale dla elektroniki, w składzie jest telewizor i kilka telefonów komórkowych, ten czas jest zabójczy. Bo przestają być cokolwiek warte. Każdy przedmiot jest dokładnie opisany, podany jest na specjalnej kartce czas i miejsce znalezienia.

Każdy, kto coś znajduje, powinien to oddać - tak mówi prawo. - Jeśli znalazca zacznie korzystać z tego przedmiotu, sprzeda go, może zostać oskarżony o przywłaszczenie - mówi rzecznik głogowskiej policji Bogdan Kaleta. - Prawo jest jasne, powinien spróbować oddać go właścicielowi, lub przekazać do biura rzeczy znalezionych.

Wtedy może liczyć przynajmniej na znaleźne, ale właściciel nie musi wcale go wypłacić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska